Stanowski podarł książkę Staśko na wizji. Żulczyk: to wiocha i wstyd

Joanna Stawczyk
03 października 2022, 10:51 • 1 minuta czytania
Pod koniec września Krzysztof Stanowski nagrał odcinek "Dziennikarskiego Zera", w którym w dobitny sposób podsumował postać kontrowersyjnego, popularnego w sieci autora poradników dotyczących samorozwoju i psychologii, Jakuba Czarodzieja. W tym samym filmiku prowadzący wziął na tapet nową książkę Mai Staśko. Powyrywał z niej strony na wizji. To nie spodobało się znanemu pisarzowi, Jakubowi Żulczykowi.
Krzysztof Stanowski podarł książkę Staśko. Jakub Żulczyk ostro zareagował Fot. Pawel Wodzynski/East News; YouTube.com / @Kanał Sportowy

Stanowski zaorał Jakuba Czarodzieja w "Dziennikarskim Zerze"

Przypomnijmy, że Jakub Czarodziej to jeden z najsłynniejszych patoinfluencerów. Swoją markę oparł na banalnych prawdach objawionych o relacjach damsko-męskich i życiu ogółem, o których mówi prostym i wulgarnym językiem. Miesiąc temu pato-coach i płodny pisarz poradników życiowych zbulwersował internautów, porównując Ukraińców w Polsce do psów, które należy "odstrzelić".

– Jest takie powiedzenie: jeżeli przygarniesz psa do domu, zaczynasz go karmić, dajesz mu dach nad głową, i ten pies gryzie rękę, która go karmi to ten pies jest do odstrzału. Polacy z dobrymi serduszkami chcieli pomóc. Nazjeżdżało się tu k*rwa tego w milionach i zamiast wykazać ludzką wdzięczność to nas, Polaków, traktują na naszej ziemi gorzej niż śmieci, a Polacy jeszcze wywieszają wszędzie ich flagi – mówił.

W 48. odcinku "Dziennikarskiego Zera" na Kanale Sportowym prowadzący przez większość odcinka odnosił się do wynurzeń Czarodzieja, który twierdził, m.in., że przy Centralnej Bibliotece Narodowego Banku Polskiego znajduje się wiele ukraińskich flag. Stanowski postanowił to osobiście sprawdzić i zrelacjonować.

– To tu miałem się pojawić? Tu, gdzie wiszą na masztach 3 polskie flagi i tu gdzie wiszą kolejne polskie flagi i gdzie nad nami, tam na górze wiszą, też dwie polskie flagi? Ty Czarodziej, czy ja jestem we właściwym miejscu. Co ty tu wyczarowałeś w ogóle, przecież tu są same polskie flagi. Tu są nawet k*rwa kwiatki biało-czerwone. Czy ty jesteś normalny? Czy ty będziesz tak celowo oszukiwał ludzi, którzy tam mieszkają 500 km od Warszawy? Ty, no tu są same polskie flagi człowieku. W łeb się puknij. Widzę tutaj 12 polskich flag, a jeszcze pewnie kilku nie zauważyłem. D*bilu j*bany – powiedział dziennikarz.

Jakub Żulczyk ostro zareagował na zachowanie Stanowskiego. "Wiocha i wstyd"

Maja Staśko nie od dzisiaj bez owijania w bawełnę mówi o tym, jakie wiadomości otrzymuje od hejterów. Stwierdziła, że wyselekcjonuje te najostrzejsze obelgi i wyda je w formie książki. Pozycja zatytułowana "Hejt polski" jest już w sprzedaży, a to nie umknęło uwadze Stanowskiego, który za aktywistką specjalnie nie przepada.

Na samym wstępie gospodarz "Dziennikarskiego Zera" zaapelował do widzów, aby nie kupowali książki Staśko. – Czuję się okradziony, bo kupiłem tę książkę, żeby sprawdzić, jak bardzo jest zła. Ale to k*rwa nie jest nawet książka! To jest jakaś kpina, a nie książka – zagrzmiał Stanowski, pokazując, że jest niezadowolony z tego, iż jest tam zbyt dużo screenów z hejterskimi komentarzami.

Odcinek postanowił skomentować Jakub Żulczyk ("Ślepnąc od świateł"; "Wzgórze psów"; "Czarne słońce"), który - przypomnijmy - w 2020 roku został oskarżony o znieważenie Andrzeja Dudy, a dokładnie nazwanie prezydenta "debilem".

Żulczyk ostro zareagował na zachowanie Stanowskiego. Pisarzowi nie spodobało się to, że dziennikarz pozwolił sobie na podarcie książki Staśko.

"Ostatni odcinek programu Krzysztofa Stanowskiego 'Dziennikarskie zero' wzbudził we mnie coś, co można nazwać podręcznikową definicją mieszanych uczuć, i to w ciągu godziny. Nie widzę z reguły potrzeby komentowania zjawisk z szeroko pojętej polskiej 'internet culture', ale tutaj nie mogłem się powstrzymać, za co przepraszam" – zaznaczył na wstępie.

"Zacznę może od tego, że Krzysztofie (nie znamy się, ale mam nadzieję mogę po imieniu, byłem w końcu gościem Waszego kanału) - darcie książek to ciężki przypał. Może jestem na to wyczulony, bo piszę książki i żyję wśród książek. Rozumiem antypatię do Mai Staśko, chociaż nie podzielam jej i nie rozumiem hejtu który na nią spływa - no ale w końcu każdy ma jakieś antypatie" – oznajmił.

"Rozumiem również antypatię do internetowej lewicy w Polsce, ale to może innym razem. Nie zmienia to faktu, że darcie książek to siara, wiocha, wstyd. To akcja jak z Olbrychskim w Zachęcie w 2000 roku, może pamiętasz, byliśmy obaj wtedy bardzo młodzi, ale zakładam, że obaj interesowaliśmy się już bieżącymi wydarzeniami, a wybryk Kmicica był dość głośny. Nie kupuję argumentacji pod tytułem 'nie jest to książka'" – zaznaczył Żulczyk.

"Książka Staśko to książka, według definicji PWN i mojej prywatnej jako autora książek. Stanowi autorską, zredagowaną selekcję materiału źródłowego. Można się kłócić, czy jest istotna i potrzebna. Moim zdaniem jakoś tam jest. Destyluje i koncentruje to, co rozpuszczone w internecie normalnieje. Wydruk tych pomyi i gróźb pokazuje ich skalę. Czy jest to warte 30 złotych, nie wiem" – przyznał.

"Wciąż, darcie książek to wiocha i siara (...) Darcie książek to wiocha. Nie mam na to zgody. Piszę książki i musiałem zabrać głos" – skwitował gorzko, dodając, że choć postawy Stanowskiego nie pochwala, to fragment odcinka z Czarodziejem mu się spodobał.

"Oranie przez godzinę tego skretyniałego peta Jakuba Srarodzieja, którego po jego występie (a raczej defekacji ustami) wziąłbym za putinowską piątą kolumnę gdyby nie było widać, jak bezdennie k*rwa głupi jest to okaz - było to tak piękne, tak potrzebne, tak bezlitosne (chociaż, momentami, zaskakująco łagodne i czułe) że naprawdę mam ochotę cię za to uściskać" – stwierdził.