"Gang Zielonej Rękawiczki" to hit Netflixa. Grabowski i Bandurska mówią nam, w czym tkwi jego siła

Ola Gersz
28 października 2022, 19:39 • 1 minuta czytania
"Gang Zielonej Rękawiczki", czyli bardzo nietypowa komedia kryminalna, zawojował polskich widzów. Polski serial w reżyserii Tadeusza Śliwy okupuje pierwsze miejsce na liście hitów Netfliksa, a my z tej okazji rozmawiamy z dwiema gwiazdami produkcji: Beatą Bandurską i Andrzejem Grabowskim.
Andrzej Grabowski i Beata Bandurska wcielili się w czarne charaktery Fot. Netflix

Co łączy Marzenę i Igora? Oboje to czarne charaktery, które nie cofną się przed niczym, aby dopiąć swego i psują szyki głównym bohaterkom, czyli Zuzie (Magdalena Kuta), Kindze (Małgorzata Potocka) i Alicji (Anna Romantowska). Przestępczynie z tytułowego gangu nieoczekiwanie trafiają do domu opieki, którego dyrektorką jest właśnie zimna i bezwzględna Marzena. Kobieta musi stawić również czoła nieproszonemu gościowi ze swojej przeszłości, Igorowi, który przed laty był również ważną postacią w życiu Kingi.


W szczerej i zabawnej rozmowie z naTemat Beata Bandurska i Andrzej Grabowski tłumaczą, dlaczego "Gang Zielonej Rękawiczki" jest tak nietypowym serialem we współczesnej kulturze, zdradzają, jak pracowało się na planie i wyjaśniają, jak starsi aktorzy wpłynęli na jakość serialu Netfliksa. A oprócz tego zastanawiają się, co polska komedia kryminalna mówi o Polsce i... czy Marzena i Igor doczekają się kiedyś sceny łóżkowej.

Rozmowa z Beatą Bandurską i Andrzejem Grabowskim z "Gangu Zielonej Rękawiczki": "Tutaj oglądamy ludzi, prawdziwych do bólu"

Lubią Państwo grać czarne charaktery?

Andrzej Grabowski: Ja uwielbiam, ponieważ w narodzie jestem postrzegany jako wesołek. Lubię więc grać czarne charaktery, chociażby dla samej przeciwwagi dla tak uwielbianej przez Polaków postaci Ferdka Kiepskiego. Zresztą z natury jestem pogodnym człowiekiem, tylko czasami udaję gbura.

Beata Bandurska: Czy lubię grać czarne charaktery? Lubiłam grać Marzenę. Możliwość zmierzenia się z postacią kobiety, która postrzega świat jako miejsce realizacji własnych celów, była dla mnie wielką przyjemnością. Czarne charaktery zwykle są niejednoznaczne, a niejednoznaczni ludzie są zawsze intrygujący. Nigdy nie wiemy, jak się zachowają, możemy jedynie zakładać, że negatywnie, gdyż postrzegają relację z ludźmi jako pole bitwy. Podobnie jest z postacią Marzeny – dla niej żadna relacja nie jest czysta. W każdej sytuacji stara się kogoś oszukać, wykorzystać, załatwić, obracając wszystko na swoją korzyść. 

Pani Beato, przepraszam, ale muszę o to zapytać. Czy inspirowała się Pani siostrą Ratched z "Lotu nad kukułczym gniazdem"? Takie porównanie pada zresztą w pewnym momencie z ust jednej z głównych bohaterek "Gangu Zielonej Rękawiczki"

Beata Bandurska: Absolutnie nie inspirowałam się siostrą Ratched. Jest Pani już chyba czwartą dziennikarką, która mnie o to pyta (śmiech)! Dostrzegam jednak wspólny rys tych kobiet, pewne podobieństwo w sposobie działania w domu opieki i szpitalu psychiatrycznym. Jeśli jednak moja bohaterka jest porównywana z postacią tak znaczącą w historii filmu, to jest mi tylko miło. Bardzo się z tych porównań cieszę.

Fascynująca jest też dynamika między Państwem na ekranie. Igor i Marzena grają byłych kochanków, którzy mają trudną wspólną przeszłość. 

Beata Bandurska: Intrygowało mnie, dlaczego kobieta, która – tak jak Marzena – nie buduje relacji społecznych z ludźmi, nie potrafi również nawiązać relacji emocjonalnej. Marzena denuncjuje Igora, a po jego powrocie z więzienia nie ma w niej nawet najmniejszej chęci naprawienia relacji z byłym partnerem.

Patrząc pod kątem feministycznym na "Gang Zielonej Rękawiczki", jego bohaterki to silne i podmiotowe kobiety. Marzena jest więc osobą, która walcząc o siebie sama siebie wymyśla. Nosi ciasny gorset, który ochrania ją przed światem. Robi rzeczy odrażające i przekracza granice, ale w momencie, gdy to ona zostaje oszukana, jej wymyślony świat pęka. W tym tkwi tragizm tej postaci – została zwyciężona swoją własną bronią, a jednak po chwili znowu zbiera się do walki. Zastanawiam się – a być może widz razem ze mną – co wydarzyło się w życiu Marzeny, że stała się taką kobietą.

Andrzej Grabowski: Może właśnie związek z Igorem? 

Beata Bandurska: (śmiech) Andrzeju, naprawdę żałuję, że "nasza" relacja potoczyła się tak, a nie inaczej.

Andrzej Grabowski: Trzeba to naprawić. Może Marzenę i Igora czeka jeszcze scena łóżkowa (śmiech)?

Zresztą Igor mówi w pewnym momencie do Marzeny: "Kochałem cię, ale potem cię poznałem".

Andrzej Grabowski: A na końcu dodaje "niestety". Kręciliśmy tę scenę i wymyśliłem, że powiem to "niestety" spoza kadru.

Beata Bandurska: Tak było! Gdy oglądałam już gotowy serial "Gang Zielonej Rękawiczki", ten moment bardzo mnie zaskoczył. Marzena mówi wówczas: "Kiedyś zrobiłbyś dla mnie wszystko", na co Igor odpowiada właśnie tymi słowami. Wówczas pojawia się błysk, moment zawahania. Wtedy możemy dostrzec, że Marzena ma jednak ludzkie odruchy. 

Za to Igor raczej nie okazuje emocji. Jest zimny. To też jakaś fasada?

Andrzej Grabowski: Na pewno. Chciałem zagrać faceta, który jest bardzo inteligentny i spokojny, ale wie, czego chce i nieustannie kombinuje. Myślę, że poznamy go lepiej w ewentualnej kontynuacji. Igor jest też bardzo elegancki, co nie jest już moją zasługą, tylko kostiumografów i pań z garderoby. O tej elegancji świadczy już zresztą mój tupecik (śmiech).

Igor ma wspólną przeszłość nie tylko z Marzeną, ale również z Kingą, czyli członkinią Gangu Zielonej Rękawiczki graną przez Małgorzatę Potocką. 

Andrzej Grabowski: Tak, Igor jest kobieciarzem. Zresztą lubię być kobieciarzem…

Pan czy Igor? (śmiech)

Andrzej Grabowski: Obaj lubimy (śmiech).

A jak Państwu się pracowało razem na planie? 

Andrzej Grabowski: Zapadło milczenie…

Beata Bandurska: (śmiech) Mnie grało się fantastycznie. Partner marzenie. 

Andrzej Grabowski: Partner Marzeny.

Beata Bandurska: Partner marzenie Marzeny (śmiech).

Andrzej Grabowski: Pracowało się naprawdę świetnie. W ogóle w “Gangu Zielonej Rękawiczki” grało się znakomicie – nie tylko ze względu na moją obecną tutaj partnerkę. Reżyser Tadeusza Śliwa jest uroczym, miłym facetem, a to naprawdę bardzo cenne, gdy na planie udaje się stworzyć przyjacielską atmosferę. Nie było żadnych spięć, nieprzyjemnych sytuacji, pokrzykiwań. Małgosia Potocka, Magda Kuta i Ania Romantowska, które grały główne role, również były wspaniałe. Każda z nich jest inna, każda na swój sposób zwariowana – i jako postać, i w życiu prywatnym. 

Beata Bandurska: Ta atmosfera jest zasługą reżysera, ale i całego teamu, w tym autora zdjęć Marka Sanaka, producentki Magdy Jaworskiej z Baboo Production, charakteryzatorki Poli Guźlinskiej, kostiumografki Emili Czartoryskiej… Mieliśmy zresztą z Andrzejem tego samego krawca (śmiech). Marta Kownacka przeprowadziła z kolei świetny casting. Na ekranie oglądamy bardziej ludzi niż aktorów i stworzone przez nich postacie.

Na ekranie widzimy "starą gwardię" polskiego aktorstwa, co samo w sobie jest niesamowite.

Andrzej Grabowski: To że “Gang Zielonej Rękawiczki” opiera się na starszych aktorach, odzwierciedla poziom aktorstwa w serialu. Nie chcę oczywiście powiedzieć, że młodzi nie umieją grać, bo w Polsce są bardzo zdolni aktorzy młodszej generacji. Starsi aktorzy, którzy są doświadczeni oraz przeżyli w życiu niejedną klęskę i rozczarowanie, posiadają jednak wiedzę, którą młodzi nie dysponują.

Ci nie przeżyli tylu (bo nie chcę oczywiście powiedzieć, że w ogóle) zawodów i porażek, więc idą w zaparte i pędzą przed siebie, co samo w sobie jest dobrą cechą. Jednak na twarzach starszych aktorów to doświadczenie dobrze widać. Fakt, że większość aktorów tego serialu to, jak powiedzieliby młodzi, "wapniaki", jest bardzo ważnym aspektem tej produkcji.

Beata Bandurska: Tak, starsi ludzie są w centrum "Gangu Zielonej Rękawiczki", w czym – moim zdaniem – tkwi ogromna siła tego serialu. Nie są jedynie dodatkiem do opowieści, ale znajdują się w samym jej środku. Na twarzach naszych serialowych pensjonariuszy odciśnięte są ich historie, nie tylko artystyczne, ale również życiowe. Nie lubię aktorów, którzy odgrywają ludzi. Tutaj oglądamy ludzi, prawdziwych do bólu i charakterystycznych, a przez to spójnych.

Głównymi bohaterkami serialu są również dojrzałe kobiety, co w popkulturze wciąż jest nietypowe. Kobiety w tym wieku najczęściej grają matki lub teściowe.

Beata Bandurska: Tak, to bardzo nietypowe dla współczesnej kultury. Warto podkreślać na każdym kroku, że bohaterki to niestereotypowe figury kobiet. Mają pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat, nie mają gładkich twarzy. To bardzo ciekawa i odważna decyzja, żeby im poświęcić film. Znamy dużo młodych bohaterek filmowych, przez których pryzmat widzimy świat, a takich bohaterek i ich świata nie znamy zupełnie.

Andrzej Grabowski: Głównym motywem współczesnych produkcji jest młodość. Bohaterowie to młodzi ludzie, którzy wchodzą w życie, drapią pazurami, żeby się dorobić i do czegoś dojść. Zwykle scenariusze są pisane dla nich i o nich. To zaczyna być już nieco nudne. Tak ciepłej produkcji o doświadczeniach ludzi starszych nie pamiętam od filmu "Nad złotym stawem" z Katharine Hepburn i Henrym Fondą z 1981 roku. Tym bardziej cieszę się, że powstał "Gang Zielonej Rękawiczki".

Beata Bandurska: Myślę, że w świecie nastąpiło, być może popandemiczne, przesilenie. Słabość przestała być dla nas obca, sami doświadczyliśmy sytuacji słabości. Dostrzegliśmy perspektywę starszych ludzi, lepiej zrozumieliśmy matki, teściowe, ciotki, babcie. W "Gangu Zielonej Rękawiczki" niezwykłe jest jednak to, że nie pozwalamy zabrać starszym bohaterom ich marzeń, celów, dążeń do miłości, bliskości i bycia w związku. Moim zdaniem cudownie się to ogląda.

"Gang Zielonej Rękawiczki" nie stygmatyzuje dojrzałości i starości. To serial pełen akcji i humoru, ale dla mnie ten serial opowiada również o przemijaniu, tęsknocie, utracie złudzeń, samotności.

Beata Bandurska: Mnie osobiście mocno rzucił się w oczy aspekt społeczny. W tej komedii kryminalnej odsłania się nam Polska. Dostrzegamy systemowe niedoskonałości i wynaturzenia społeczno-polityczne, których ofiarami padają najsłabsi. Grabarz sprzedaje miejsca na cmentarzu, lokalny przedsiębiorca nie płaci składek, więc jego pracownicy boją się pójść do lekarza w razie choroby, uzdrowiciel Wojciech oszukuje swoich “wyznawców”.

Andrzej Grabowski: Dlatego mamy nadzieję, że widzowie pokochają ten serial. Gdy czytałem scenariusz, zachwyciłem się tym, że był zupełnie inny od wszystkich skryptów, które otrzymałem. Niektóre odrzucam, bo nie chcę kolejny raz grać tej samej postaci i zjadać swój własny ogon. "Gang Zielonej Rękawiczki" dzieje się jednak w zupełnie innym świecie. Już sam dom opieki, "Drugi dom", jest absolutnie niesamowitym miejscem.

Dla mnie to wręcz przestrzeń magiczna. Kojarzył mi się z filmami Wesa Andersona.

Andrzej Grabowski: Ten dom w Konstancinie jest naprawdę magiczny. 

"Gang Zielonej Rękawiczki" jest już serialowym numerem jeden Netfliksa nad Wisłą. Myślą Państwo, że może zachwycić również widzów spoza Polski, podobnie jak w tym roku stało się z filmem "Za duży na bajki", w którym Pan, Panie Andrzeju, zagrał?

Beata Bandurska: Mam taką nadzieję.

Andrzej Grabowski: Serial miał premierę w 190 krajach, więc jest to możliwe. "Za duży na bajki" faktycznie był globalnym hitem i znalazł się na pierwszym miejscu w rankingu nieanglojęzycznych produkcji na Netfliksie. Miałem ostatnio wielkie szczęście grać w świetnych produkcjach, do których zalicza się oczywiście "Gang Zielonej Rękawiczki".

Komu szczególnie poleciliby Państwo serial z Marzeną i Igorem?

Andrzej Grabowski: Poleciłbym go wszystkim. Młodzi ludzie zobaczą, że starzy wcale nie są tacy zwapniali, jak im się wydaje. Starsze osoby odkryją, że w ich wieku można żyć inaczej. A ci średni może przestaną się bać starzenia (śmiech).

Beata Bandurska: Ja również wszystkim. Pod płaszczem lekkiej formy gatunku komedii kryminalnej można zobaczyć kawałek prawdziwego życia.