Odlot wiceszefa MSZ. Twierdzi, że "po 1989 roku nastąpiła kolonizacja Polski przez Niemcy"

Jakub Noch
01 listopada 2022, 14:09 • 1 minuta czytania
Germanofobiczne wypowiedzi od lat są charakterystyczne dla Arkadiusza Mularczyka, ale najnowszym wywiadem polityk Prawa i Sprawiedliwości jednak mocno zaskoczył. Świeżo upieczony wiceminister spraw zagranicznych oznajmił, że... "po 1989 roku nastąpił proces kolonizacji Polski przez Niemcy".
Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk twierdzi, że... Niemcy kolonizowały Polskę po 1989 roku. Fot. Jakub Kaminski / East News

Pod koniec października poseł Arkadiusz Mularczyk doczekał się awansu. Autor głośnego raportu w sprawie reparacji wojennych został powołany na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jako nowy wiceszef resortu dyplomacji podobno ma odpowiadać nie tylko za walkę o 6,2 bln zł, których Prawo i Sprawiedliwość chce od Berlina, ale i całokształt relacji polsko-niemieckich.

Arkadiusz Mularczyk o "procesie kolonizacji Polski przez Niemcy"

Po zachodniej stronie Odry już mówi się, że stosunki z Polską są najgorsze od dziesiątek lat, ale wygląda na to, iż Warszawie nie powiedziano ostatniego słowa... Na jeszcze niższy poziom relacje z najsilniejszym sąsiadem mogą przenieść słowa, które Mularczyk wygłosił w wywiadzie dla portalu Fronda.pl.

Już po 1989 roku nastąpił proces kolonizacji Polski przez Niemcy, a ściślej przez niemiecki kapitał – wypalił wiceminister.

Niemiecka tzw. soft power, poprzez konkretne działania dyplomacji, potworzonych na terenie Polski instytutów, przejmowanie polskiego rynku finansowego i medialnego, a nawet za sprawą korumpowania polskich polityków czy naukowców, choćby na drodze tworzenia odpowiednich systemów grantów czy stypendiów - spowodowała, że polska strona nie podnosiła skutecznie tematu odszkodowań za wszystkie skutki i konsekwencje drugiej wojny światowej.Arkadiusz Mularczykwiceminister spraw zagranicznych dla Fronda.pl

Arkadiusz Mularczyk dodał, że "dopiero obecny obóz rządzący w sposób zdecydowany podniósł ten temat zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej". Jak jednak informowaliśmy w naTemat.pl, to "zdecydowanie" nie jest równe skuteczności. Kilka dni temu oficjalnie potwierdzono, że w nocie wysłanej do Niemiec słowo "reparacje" nawet nie pada.

Zamiast tego mowa jedynie o "odszkodowaniach". We wspomnianym wywiadzie wiceminister zresztą też posługuje się głównie tym terminem. Tymczasem o dochodzenie "odszkodowań" rządowi PiS na arenie międzynarodowej powinno być nawet trudniej niż w przypadku reparacji.

PiS zaklina rzeczywistość ws. zrzeczenia się reparacji

"Kolonizacja Polski przez Niemcy" to jednak niejedyna zastanawiająca teza, którą Arkadiusz Mularczyk wygłosił w najnowszym wywiadzie. – Wykreowano (...) pewną fałszywą rzeczywistość wokół fikcyjnego, rzekomego zrzeczenia się przez stronę polską wspomnianych odszkodowań od Niemiec, co zaczęło później żyć własnym życiem – stwierdził polityk PiS już na początku rozmowy.

Rzeczywistość wygląda natomiast tak, że w świetle prawa międzynarodowego Polska kilkukrotnie zrezygnowała z wszelkich żądań. Pierwszy raz miało to miejsce w 1953 roku, gdy władze PRL zdecydowały się na taki krok razem z ZSRR.

Skuteczność tamtego rozstrzygnięcia jest jednak kwestionowana, gdyż komunistyczna Polska nie była w pełni suwerennym państwem.

Problem w tym, że kolejną okazją do zgłoszenia żądań reparacyjnych był rok 1990, gdy negocjowano tzw. Traktat 2+4 (a właściwie Traktat o ostatecznym uregulowaniu w odniesieniu do Niemiec). Potoczna nazwa wywodzi się z faktu, iż umowę tę zawarto między Niemcami podzielonymi jeszcze na RFN i NRD oraz czterema mocarstwami alianckimi z czasów II wojny światowej: USA, ZSRR, Wielką Brytanią i Francją.

Na specjalnych warunkach traktat po części negocjowała także Polska. Już nie PRL, a wolna i demokratyczna III RP potwierdziła wówczas decyzję z 1953 roku. Jak to później ujęto w ekspertyzie Bundestagu, "Polska w ramach negocjacji traktatowych co najmniej milcząco zrezygnowała z dochodzenia reparacji wojennych".

Dziś politycy PiS próbują zakwestionować i te ustalenia, ale... kolejnego dowodu na to, że marzenia o uzyskaniu reparacji za II wojnę światową są nierealne, w 2006 roku dostarczyła ówczesna szefowa MSZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.

"Stanowisko polskiej doktryny prawa międzynarodowego w przeważającej mierze jest jednoznaczne i nie pozostawia wątpliwości co do faktu zrzeczenia się przez Polskę reparacji od Niemiec" – czytamy w dokumencie parafowanym przez Annę Fotygę. "W latach późniejszych rząd polski wielokrotnie stwierdzał, że problem realizacji uprawnień reparacyjnych Polski od Niemiec jest zamknięty" – dodano.

Polacy chcą bilionów, więc Niemcy zaczynają pytać o swoje ziemie

Przez lata temat był uważany za zamknięty niekoniecznie ze względu na – zarzucane przez wiceministra Mularczyka – skorumpowanie wcześniejszych ekip rządzący i elit akademickich przez Niemców. Ważniejsze były obawy przed otwarciem geopolitycznej puszki Pandory.

Przyjęcie we wrześniu 1990 roku Traktatu 2+4 dwa miesiące później umożliwiło przecież zawarcie Traktatu o potwierdzeniu istniejącej granicy polsko-niemieckiej. Mówiąc krótko: Polska wiążąco zrzekła się praw do reparacji, a Niemcy na dobre postanowili pożegnać się z utraconymi ziemiami.

Co oznaczałoby więc uznanie, że tamte ustalenia wcale nie były ostateczne? W Berlinie o konsekwencjach mówią jasno – jeśli Polacy chcą dochodzić reparacji, niemieccy wysiedleni i ich spadkobiercy mogą skarżyć niezgodne z prawem międzynarodowym wypędzenie z Pomorza, Śląska i Prus Wschodnich.