Groźny wypadek Kajetanowicza. Auto jest doszczętnie zniszczone

Alan Wysocki
11 listopada 2022, 17:37 • 1 minuta czytania
Rajd Japonii dla Kajetana Kajetanowicza zakończył się już w piątek. Wszystko przez wzgląd na poważną kraksę. – Tym razem się nie udało, mieliśmy trochę pecha, trochę mniej ostrożności – powiedział tuż po zdarzeniu kierowca.
Groźny wypadek rajdowca. Kajetanowicz mówi, co się stało Fot. Twitter / autosport web

Rajd Japonii WRC 2020. Groźny wypadek Kajetanowicza

Jeszcze w czwartek Kajetanowicz i Szczepaniak wzięli udział w rajdzie na odcinku specjalnym Kuragaike Park. Jego długość wynosi 2,75 km, a samą rywalizację przeprowadzono dopiero po zmroku.

W piątek przyszedł czas na kolejny etap zmagań na Rajdzie Japonii. Zaczęli bowiem od odcinka specjalnego Isegami's Tunnel 1.

Niestety, Kajetanowiczowi i Szczepaniakowi nie udało się dokończyć trasy o długości 23,3 kilometra. Wszystko przez wzgląd na groźny wypadek. Rajdowcy rozbili swoją Skodę Fabię Rally 2 Evo.

Załoga Orlen Rally Team nie odniosła żadnych poważnych obrażeń.

Tuż po zdarzeniu Kajetanowicz opublikował krótki filmik na Twitterze, w którym powiedział o kulisach wypadku. – Niestety kończymy walkę o mistrzostwa świata. Niestety, tak bywa – zaczął.

– Tym razem się nie udało, mieliśmy trochę pecha, trochę mniej ostrożności i tak to się kończy. Jesteśmy cali, trochę obolali, ale okej. Dziękuję, że wspieraliście. Trzeba się cieszyć z tego, co jest – dodał.

To nie koniec zaskoczeń. Z powodu uszkodzenia barier bezpieczeństwa odwołano dwa przejazdy próby Shitara Town R 2 o długości 22,5 kilometra. Konstrukcję zniszczył bowiem Irlandczyk Craig Breen, który wjechał w nią Fordem Puma Rally 1.

Załoga Lotos Rally Team nie zostawia jednak wiernych kibiców z niczym. Jak informowaliśmy w ostatnich dniach czerwca Kajetanowicz i Szczepaniak odnieśli głośne zwycięstwo w Rajdzie Safari. Polacy byli najszybsi w klasyfikacji WRC2, zajmując również wysokie dziewiąte miejsce wśród wszystkich kierowców.

Wypadki podczas tego typu sportów ekstremalnych są chlebem powszednim. W rozmowie z Jakubem Nochem dla naTemat Kajetanowicz opowiadał o swoim pierwszym rajdzie, podczas którego uratowały go zapięte pasy.

– Tak bardzo chciałem pokazać, że jestem najszybszy, że… przesadziłem i wylądowałem na dachu. Gdybym nie miał wtedy zapiętych pasów, to podczas dachowania latałbym bezwładnie po kabinie. Jak się pewnie domyślacie, takie latanie nie skończyłoby się dobrze – wspominał.