Groźny wypadek Kajetanowicza. Auto jest doszczętnie zniszczone
- Na japońskiej wyspie Hokkaido, jak co roku, rozpoczął się Rajd Japonii WRC. W wyścigach Polaków reprezentował Kajetan Kajetanowicz i Maciej Szczepaniak
- Kajetanowicz i Szczepaniak nie ukończyli rajdu przez wzgląd na groźny incydent
- Doszło bowiem do poważnej kraksy. Wiadomo, że kierowcy są w dobrym stanie
Rajd Japonii WRC 2020. Groźny wypadek Kajetanowicza
Jeszcze w czwartek Kajetanowicz i Szczepaniak wzięli udział w rajdzie na odcinku specjalnym Kuragaike Park. Jego długość wynosi 2,75 km, a samą rywalizację przeprowadzono dopiero po zmroku.
W piątek przyszedł czas na kolejny etap zmagań na Rajdzie Japonii. Zaczęli bowiem od odcinka specjalnego Isegami's Tunnel 1.
Niestety, Kajetanowiczowi i Szczepaniakowi nie udało się dokończyć trasy o długości 23,3 kilometra. Wszystko przez wzgląd na groźny wypadek. Rajdowcy rozbili swoją Skodę Fabię Rally 2 Evo.
Załoga Orlen Rally Team nie odniosła żadnych poważnych obrażeń.
Tuż po zdarzeniu Kajetanowicz opublikował krótki filmik na Twitterze, w którym powiedział o kulisach wypadku. – Niestety kończymy walkę o mistrzostwa świata. Niestety, tak bywa – zaczął.
– Tym razem się nie udało, mieliśmy trochę pecha, trochę mniej ostrożności i tak to się kończy. Jesteśmy cali, trochę obolali, ale okej. Dziękuję, że wspieraliście. Trzeba się cieszyć z tego, co jest – dodał.
To nie koniec zaskoczeń. Z powodu uszkodzenia barier bezpieczeństwa odwołano dwa przejazdy próby Shitara Town R 2 o długości 22,5 kilometra. Konstrukcję zniszczył bowiem Irlandczyk Craig Breen, który wjechał w nią Fordem Puma Rally 1.
Załoga Lotos Rally Team nie zostawia jednak wiernych kibiców z niczym. Jak informowaliśmy w ostatnich dniach czerwca Kajetanowicz i Szczepaniak odnieśli głośne zwycięstwo w Rajdzie Safari. Polacy byli najszybsi w klasyfikacji WRC2, zajmując również wysokie dziewiąte miejsce wśród wszystkich kierowców.
Wypadki podczas tego typu sportów ekstremalnych są chlebem powszednim. W rozmowie z Jakubem Nochem dla naTemat Kajetanowicz opowiadał o swoim pierwszym rajdzie, podczas którego uratowały go zapięte pasy.
– Tak bardzo chciałem pokazać, że jestem najszybszy, że… przesadziłem i wylądowałem na dachu. Gdybym nie miał wtedy zapiętych pasów, to podczas dachowania latałbym bezwładnie po kabinie. Jak się pewnie domyślacie, takie latanie nie skończyłoby się dobrze – wspominał.