Ten jeden mecz może zmienić wszystko. Od lagi i murowania bramki do bohaterów mundialu
- W niedzielę gramy z Francją o ćwierćfinał mistrzostw świata w Katarze
- Rywale już dopisują sobie wygraną, są bardzo pewni siebie i rozluźnieni
- Kiedy jak nie teraz? Marzy się nam ofensywa Polaków i sensacja w MŚ
Jaki mamy obraz reprezentacji Polski w tym turnieju? Mecz z Meksykiem. Długo się bronimy, na całym boisku trwa zażarta walka, aż w końcu rzut karny wywalczył dla nas Robert Lewandowski. Pudło, nie ma gola. I znów się bronimy, i 0:0. Mecz z Arabią Saudyjską. Nerwy na początek, bramka Piotra Zielińskiego, rzut karny dla rywali. Broni Wojciech Szczęsny! Poprzeczka Arkadiusza Milika.
Słupek, a potem bramka i łzy Roberta Lewandowskiego, walka do końca i jeszcze jedna "setka" naszego kapitana. Mecz z Argentyną. Walka na całym boisku, rzut karny dla rywali. Broni Wojciech Szczęsny! Jeden gol dla Albicelestes, potem drugi. Faul Roberta Lewandowskiego na Leo Messim. Koniec meczu. Awans dzięki sportowej postawie rywali. I tyle, nic więcej.
Mało tych pozytywów jak na dwa tygodnie rywalizacji i powrót naszej drużyny do fazy pucharowej mistrzostw świata, prawda?
Ale cóż, taka jest nasza rzeczywistość i tak gramy. Wie to trener Czesław Michniewicz, który barwnie potrafi opowiadać na konferencjach prasowych rozmaite historie, a poza tym bez trudu atakuje dziennikarzy, punktuje ich i zachowuje się tak, jakby wymyślił proch. Ale nie jest w stanie przezwyciężyć swoich ograniczeń i zaproponować dla drużyny czegoś więcej niż tylko topornej i archaicznej gry pod własną bramką. Jest awans? Jest. I jemu to wystarcza...
Naszym piłkarzom już nie do końca, ale wydaje się, że postanowili zaakceptować taki stan rzeczy i podporządkować się pomysłom selekcjonera, choć te nie do końca im się podobają. Mówił o tym Piotr Zieliński, Arkadiusz Millik, a przede wszystkim Robert Lewandowski. Wprost powiedział Wojciech Szczęsny, który jak zawsze w język się nie gryzł. – Wybraliśmy styl świadomi tego, że jest brzydki, ale daje punkty. (...) Wiem, że oczy bolą, ale na koniec zostają emocje. Za trzy tygodnie będziemy pamiętali mundial, w którym wyszliśmy z grupy. Ja nie zapomnę go do końca życia – przyznał nasz bohater.
Sęk w tym, że taka gra na Francuzów nie wystarczy. Asekuracyjna i bojaźliwa postawa z Argentyną mogła się skończyć nawet wynikiem 0:4 czy 0:6. I wtedy awansu by nie było, ale nasi rywale chyba nie mieli ochoty się więcej męczyć. Albo bardziej chcieli upokorzyć Meksykanów i ich trenera niż bezradnych Polaków. Tym razem jednak taryfy ulgowej nie będzie. Francja to ofensywny konglomerat i ekipa kompletna. Głodna sukcesu, bardzo niebezpieczna. I, tak samo jak my, na lekkim musiku. I dla obu ekip to będzie mecz pomiędzy chcieć a potrafić.
Przed turniejem tracili raz po raz kolejne gwiazdy, ostatnią już na miejscu. Bez N'Golo Kante, Paula Pogby, Presnela Kimpembe, Chritophera Nkunku, a wreszcie Karima Benzemy muszą sobie radzić w Katarze. I już pojawiły się głosy, że w drużynie jest źle. Że nie awansuje z grupy, że znów dotknie ją klątwa mistrzów świata. Że Didier Deschamps nie panuje nad grupą. Tak, nie tylko polscy dziennikarze potrafią być krytyczni, choć ci we Francji na styl narzekać nie muszą. Les Bleus wygrali dwa mecze, w trzecim już im nie zależało.
Ale w cuglach wskoczyli do 1/8 finału, grają naprawdę dobrze i trzeba w nich upatrywać kandydatów do medali. Lekceważą nas, to jasne. Dobra mina selekcjonera, który na konferencji i w kolejnych wywiadach powtarzał te same formułki o Polakach to jedno. Ale słowa piłkarzy, ich uśmiechy i wystudiowany dystans to inna sprawa. Nie można się oprzeć wrażeniu, że już czują się ćwierćfinalistami i że mecz z naszą kadrą traktują jak trening. Takie mocniejsze zajęcia przed meczem z Anglikami, który nad Sekwaną ma swój wymiar.
Chwilka, ale czy to nie za wcześnie?
Jasne, powiecie. Przecież z taką grą, z tym trenerem i przy tym rywalu nie mamy szans. Na szczęście w piłce, czy w ogóle w sporcie, nie zdarza się zbyt często, że 2 dodać 2 równa się 4. Czy to jest nasza szansa? I tak, i nie. Jedyne co wiemy, to że nasi postarają się zagrać lepiej, może nieco inaczej niż przeciwko Argentynie. Już wiemy, że dramatyczne bronienie wyniku na 0:0 nie przynosi efektu i grozi klęską. Decydują umiejętności, indywidualności i klasa. Argentyna miała Leo Messiego, miała kilku innych graczy z topu. Wygrała pewnie.
Francuzi mają pół drużyny zawodników wybitnych, a reszta to klasa międzynarodowa. Kylian Mbappe rozgrywa znakomity turniej, tak samo Oliver Giroud. Taki mecz z Polakami to dla nich okazja, żeby nastrzelać, żeby pokazać się światu, może powalczyć o koronę króla strzelców MŚ. A może uradować swoich fanów i pokazać im, że Les Bleus są gotowi na kolejny tytuł. Jeśli zaczniemy się od początku tylko bronić, mecz zakończy się klęską i będziemy wracać z mundialu pokonani, sfrustrowani i pobici. I zacznie się piekiełko.
Możemy też zaatakować i spróbować. Nie uda się? Cóż, taki jest futbol, tego nie zmienimy. Ale możemy zmienić naszą grę, nasze nastawienie i priorytety. Zapomnieć o kalkulacjach, o tym, że jest w ogóle jakieś jutro i rzucić się faworytom do gardeł. Czy się tego spodziewają? Cóż, znając dumę Francuzów, zapewne nie. A my mamy ludzi, którzy potrafią boleśnie zranić, którzy potrafią grać w piłkę i nie są gorsi od rywali. Może choć raz w tym turnieju, skoro już nic nie musimy, a wiele nadal możemy, zagramy w piłkę i zaryzykujemy.
Australia potrafiła się postawić Argentynie i była bardzo blisko sensacji. Dlaczego nie my?
Reprezentacja Polski po raz pierwszy od 1986 roku zagra w 1/8 finału piłkarskich MŚ. Teraz naszym rywalem będą faworyci imprezy, Francuzi. Mistrzowie świata zmierzą się z Polakami już w niedzielę 4 grudnia na stadionie Al Thumama w Dausze, a zwycięzca zamelduje się w ćwierćfinale mundialu. Tam stawi czoła lepszemu w parze Anglia – Senegal.