"Avatar 2" ściąga tłumy do kin, ale budzi kontrowersje. Oskarżenia o rasizm to tylko początek

Zuzanna Tomaszewicz
20 grudnia 2022, 17:32 • 1 minuta czytania
"Avatar: Istota wody", choć jest na wskroś proaktywistyczny i proekologiczny, nie przez wszystkich został odebrany jako produkcja niosąca ze sobą nadzieję i miłość. Jamesowi Cameronowi zarzucono rasizm i konserwatywny wydźwięk filmu.
"Avatar: Istota wody", podobnie jak poprzednią część, oskarżono o rasizm i tzw. "kulturowe przywłaszczenie". Fot. kadr z filmu "Avatar: Istota wody"

"Avatar: Istota wody" - kontrowersje

Po 13 latach od premiery pierwszej części film "Avatar: Istota wody" ujrzał światło dzienne. Widzowie mieli okazję powrócić na kolorową planetę Pandora zamieszkiwaną przez niebieskoskórą rasę Na'vi, której zagrażają ludzcy kolonizatorzy. I tak jak w oryginale James Cameron znów wziął na tapetę temat niszczycielskiej ekspansji i tradycjonalistycznych wartości.

Tym razem Jake Sully (Sam Worthington), główny bohater, który w poprzedniej odsłonie porzucił swoje ludzkie ciało, by stać się członkiem leśnego klanu Omaticaya i wieść życie ze swoją ukochaną Neytiri, ma rodzinę, którą musi za wszelką cenę bronić przed mściwymi "ludźmi z nieba". Chcąc przetrwać były żołnierz piechoty morskiej decyduje się szukać razem z najbliższymi azylu u członków wodnego plemienia Metkayina.

"Opowiedziana historia jest bardzo prosta i – w odróżnieniu od ferii kolorów na ekranie – dominują w niej czerń i biel. Owszem, są również szarości, które w większości zamieniają się w 'typowe dobro' albo 'typowe zło'" – napisała w recenzji "Avatara 2" dziennikarka Ola Gersz.

Poprzez banalną historię Cameron pragnie zwiększyć u odbiorców świadomość w kwestii problemów, z jakimi od lat zmaga się środowisko - od wycinek lasów po globalne ocieplenie. "Istota wody" to swego rodzaju przypowieść, której morał powinien zrozumieć każdy.

Mimo szlachetnych intencji twórców premiera drugiej części "Avatara" nie obyła się bez kontrowersji. Nie wszystkim spodobał się ton, jaki swojej historii nadał Cameron. Reżyserowi zarzucono nie tylko rasizm, ale i faworyzowanie wartości chrześcijańskich oraz opacznie rozumiany feminizm.

"Avatar 2" oskarżony o rasizm i kulturowe przywłaszczenie

Zarówno w pierwszej, jak i drugiej części "Avatara" pojawia się motyw rdzennej ludności. Na'vi żyją w zgodzie z naturą i boginią Eywą, siłą sprawczą Pandory stojącą na straży równowagi w przyrodzie. Harmonię niebieskiego ludu burzy przybycie ludzi na egzoksiężyc. Z początku ich celem jest wydobywanie ze złóż planety cennego minerału, jednak w sequelu dowiadujemy się, że Ziemia umiera, a homo sapiens poszukuje dla siebie nowego domu (Cameron zapewne wprowadził tę zmianę, by wzmocnić siłę przekazu swojego dzieła).

Plemienna kultura Na'vi w porównaniu ze zwyczajami zaawansowanych technologicznie ziemskich przybyszów zdaje się prymitywna. Nasza historia zna liczne przypadki, w których wysokorozwinięte cywilizacje zagrażały tym mniej rozwiniętym. Zatem nikogo nie powinno dziwić, że "Avatara" chcąc nie chcąc porównuje się z historią kolonializmu.

W 2009 roku pierwszą odsłonę serii oskarżano o wykorzystywanie tragedii rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej i Ameryki Łacińskiej. Druga część podtrzymuje podobne nastroje u części społeczeństwa, tym bardziej że blockbuster kanadyjskiego reżysera nie zrywa z motywem plemiennego mistycyzmu i tzw. narracji białego zbawcy (white savior). Jake Sully jest jak bohater "Ostatniego Mohikanina" z tą różnicą, że nie wychowywał się od małego wśród Na'vi. Tytuł przywódcy klanu (Olo'eyktan) zdobył broniąc członków Omaticaya przed najeźdźcami.

Sully być może przejął ciało swojego awatara, lecz wciąż na tle reszty Na'vi wygląda jak postać grana przez Daniela Day-Lewisa w historycznym dramacie Michaela Manna.

W internecie znajdziemy wypowiedzi Afroamerykanów i rdzennych Amerykanów, które sugerują, że dla białego widza kolonializm przedstawiony u Camerona wywołuje większe emocje niż prawdziwa historia niewolnictwa i przymusowej asymilacji. "Niebieski kolor sprzedaje się lepiej niż czarny" – czytamy na Twitterze.

Część widzów zwróciła również uwagę na niewielką liczbę czarnoskórych aktorów w obsadzie "Istoty wody". Niektórym nie podoba się fakt, że kultura Na'vi czerpie garściami z kultury czarnych (m.in. kostiumy przypominające stroje plemienia Dinka, dredy i nubijskie malunki na ciele), a i tak większość przedstawicieli niebieskiego ludu jest grana przez białych aktorów.

Ci, którzy nie zgadzają się z oskarżeniami o rasizm, uważają, że "Avatar" to czysta fantazja, która nie powinna być brana na poważnie. A przynajmniej nie na tyle, by zarzucać jej dyskryminację.

Jak już wspomnieliśmy, w sequelu "Avatara" ukazano tradycje innego klanu Na'vi, Metkayiny. Plemię zamieszkuje błękitną lagunę à la Polinezja, a swoim wyglądem oraz zachowaniem przywołuje na myśl Maorysów (m.in. inspiracje rytualnym tańcem Haka, tatuażami Moko, whetero polegającym na wystawianiu języków przez mężczyzn i duchową relacją z wielorybami).

"Nie znoszę tego, że nasza kultura jest wykorzystywana jako dodatek do filmu o białym zbawcy z białą obsadą i białym reżyserem, który zarobi na niej miliony" – skomentowała jedna z internautek.

Osoby, którym tradycje Maorysów są obce, mogą (ale nie muszą) odebrać nawiązania do grupy etnicznej Nowej Zelandii jako coś nowatorskiego. Prawdziwe pochodzenie elementów pokazanych w "Istocie wody" zaciera się i w odniesieniu do Na'vi traci na znaczeniu. Cameron chciał oddać hołd maoryskiej kulturze, aczkolwiek nie wziął pod uwagę tego, że zachodnia publiczność, widząc na ekranie kosmitów, może nie zrozumieć tej aluzji.

Konserwatywny i religijny "Avatar 2"

"Historia w 'Avatarze: Istocie wody" jest również do bólu tradycjonalistyczna. Wszystko opiera się na tradycyjnych wartościach: rodzinie, miłości, przyjaźni, lojalności, a z ust bohaterów często wychodzą bardzo amerykańskie frazesy. Sully'owie to wręcz typowa rodzina ze Stanów, która ciężko pracuje, bardzo się kocha, przestrzega tradycji i ma głęboką wiarę" – opisuje fabułę filmu Ola Gersz.

W najnowszym dziele Cameron skłania się w stronę konserwatyzmu. Synowie Jake'a Sully'ego, który jest typowym ojcem-żołnierzem, zwracają się do niego tak jak szeregowcy do swojego dowódcy. "Yes, sir", "No, sir", "Sorry, sir" – słyszymy kilka razy podczas trzygodzinnego seansu.

Zachowanie głównego bohatera jest przyjmowane bez cienia krytyki przez resztę otoczenia (i tak pozostaje do końca filmu). A jednak jego powściągliwość w okazywaniu uczuć swoim synom przyczynia się poniekąd do nieszczęść, które spotkają później jego rodzinę.

W "Avatarze" ważną rolę odgrywa też religijność, a zwłaszcza wątki odwołujące się do wartości chrześcijańskich. Postać adoptowanej córki Sully'ego, Kiri (Sigourney Weaver), nazywana jest przez niektórych "Jezusem z Pandory". W kontekście dziewczyny można mówić też o niepokalanym poczęciu – w końcu urodził ją "nieaktywny" awatar ksenobiolożki dr Grace Augustine.

Na tę chwilę niewiele wiemy na temat okoliczności narodzin Kiri, lecz możemy zakładać, że nastolatka jest darem od Eywy dla Na'vi. Córka Sully'ego ma niezwykłą więź z naturą i rozumie ją jak nikt inny. O bogini wypowiada się w sposób iście biblijny – niczym prorok, który doznał objawienia i nawraca niewiernych.

Cameronowi wytknięto również, że nie do końca pojmuje znaczenia współczesnego feminizmu. W rozmowie z Variety reżyser powiedział, że "wszyscy mówią o upodmiotowieniu kobiet", ale nikt nie pokazuje w swoich filmach walczącej ciężarnej kobiety. W "Avatarze 2" widzimy Neytiri (Zoe Saldana), która poluje z ciężarnym brzuchem, i brzemienną Ronal (Kate Winslet) walczącą u boku męża w wielkiej nadmorskiej bitwie.

– Jakiej istotnej części życia kobiety my, mężczyźni, nie doświadczamy? Pomyślałem: Cóż, jeśli naprawdę zamierzasz zejść do tej króliczej nory, weź wojowniczkę, która jest w szóstym miesiącu ciąży i bierze udział w bitwie – wyjaśnił.

– Wonder Woman i Kapitan Marvel – wszystkie inne niesamowite kobiety pojawiają się, ale nie są matkami i nie są w ciąży, kiedy walczą ze złem – dodał filmowiec.

"Avatar pokazuje wszystkim, że upodmiotowienie kobiet polega najwyraźniej na tym, że kobiety w ciąży są gotowe (...) ryzykować życiem swojego nienarodzonego dziecka, by być częścią akcji" – ocenił pewien użytkownik Twittera, kwitując swój wpis słowami: "WTF co się dzieje z Hollywood?".