Nawet w PiS kręcą nosem na nowy projekt Godek. "Ta pani działa stricte politycznie"

Anna Dryjańska
29 grudnia 2022, 19:52 • 1 minuta czytania
Jarosław Kaczyński doprowadził do zaostrzenia zakazu aborcji z 1993 roku. Jednak kobiety w Polsce i tak przerywają niechciane ciąże – korzystają z pomocy organizacji feministycznych. Zmienić to chce katolicka aktywistka Kaja Godek, która złożyła do Sejmu projekt zakazujący informowania o aborcji pod groźbą 2 lat więzienia. Co na to posłanki?
Kaja Godek. fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

Redakcja naTemat zapytała posłanki PiS i opozycji co myślą o nowym pomyśle Kai Godek. Agnieszka Górska, wiceprzewodnicząca klubu PiS, mówi, że jeszcze nie czytała projektu.

– Nie wiem, nie widziałam, muszę się zapoznać – mówi nam posłanka Górska (Radom). Wiceprzewodnicząca PiS dodaje, że chętnie jednak przeczyta nowy projekt ustawy antyaborcyjnej. Nie ma także zastrzeżeń do tego, że Kaja Godek składa go do Sejmu na 10 miesięcy przed wyborami. – Zawsze jest dobry moment na obronę życia – mówi wiceprzewodnicząca Górska.

Inną opinię ma Barbara Dziuk, posłanka Prawa i Sprawiedliwości z okręgu katowickiego. Członkini partii rządzącej sugeruje, że Kaja Godek chce zrobić polityczny kłopot PiS-owi.

– Ta pani działa stricte politycznie. To zastanawiające, że zgłasza projekt w sytuacji przedwyborczej. Na to był moment w czasie kadencji. Wtedy nie było takiej woli ze strony Kai Godek. Nie kontaktowała się z nami w tej sprawie – mówi naTemat posłanka Dziuk.

Awantura o aborcję przed wyborami

Wątek fatalnego dla PiS "tajmingu" rozwija posłanka Paulina Hennig-Kloska, przedstawicielka Polski 2050 z Konina.

– PiS ma traumę po tak zwanym wyroku Trybunału z 2020 roku (zakaz aborcji embriopatologicznej – red.). To wtedy zaczął się zjazd sondażowy Zjednoczonej Prawicy. Wydaje mi się, że PiS nie chce podgrzewać nastrojów i wyprowadzać kobiet na ulice tuż przed wyborami. Kaczyńskiemu to się po prostu nie opłaca – ocenia posłanka partii Szymona Hołowni.

Jednak – wskazuje Hennig-Kloska – w Zjednoczonej Prawicy jest osoba, której awantura wokół aborcji byłaby bardzo na rękę.

Zbigniew Ziobro użyje tego projektu, by odróżnić się od PiS. Będzie chciał pokazać, że tylko on jest prawdziwą prawicą, skoro PiS nie jest chętny, by wsadzać za kraty ludzi informujących o aborcji. Niewykluczone zaś, że Kaja Godek, która swego czasu próbowała dostać się do Sejmu pod skrzydłami Konfederacji, tym razem sprzymierzy się z Solidarną Polską. W tym wszystkim nie chodzi o sprawę, ale o autopromocję Kai Godek – przekonuje posłanka Hennig–Kloska.

Zdaniem polityczki Polski 2050 nie ma szans na to, by projekt został przegłosowany przez parlament.

– Najprawdopodobniej po pierwszym czytaniu PiS skieruje ten projekt do komisji, ale potem słuch o nim zaginie. Niemniej to niezwykle niebezpieczna ustawa i powinna zostać odrzucona już w pierwszym czytaniu – mówi naTemat Hennig–Kloska.

"Miecz Damoklesa nad głowami kobiet"

Pewności w sprawie dalszych losów projektu nie ma posłanka Lewicy Wanda Nowicka (Katowice).

– Za rządów PiS nie można niczego wykluczyć. Ta partia cały czas prowadzi wojnę przeciw kobietom, choć często cudzymi rękami, np. Trybunału czy fanatyków. Jeśli w trakcie kampanii wyborczej okaże się, że PiS-owi brakuje głosów skrajnej prawicy, to sięgnie po projekt Godek – mówi Wanda Nowicka, była prezeska Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Według Nowickiej PiS nie ma czego szukać wśród umiarkowanych wyborców, więc "miecz Damoklesa będzie wisiał nad głowami kobiet aż do końca kadencji".

Oburzona wizją odsiadki za rozpowszechnianie wiedzy o aborcji jest posłanka Aleksandra Gajewska, reprezentantka Platformy Obywatelskiej z Warszawy.

– Najpierw był postulat więzienia za aborcję, teraz więzienia za informowanie o niej. Co będzie następne? Może więzienie za decyzję o nieposiadaniu dzieci? – pyta retorycznie posłanka Gajewska.

Członkini klubu KO mówi, że choć to Kaja Godek jest twarzą antyaborcyjnych projektów, to nie należy zapominać o tym, kto stoi za jej plecami. – Powiedzmy sobie jasno, że Kaja Godek to zjawisko w przestrzeni publicznej wyhodowane przez prawicowych fundamentalistów na szczytach władzy. To, że taka ziejąca nienawiścią do kobiet osoba nie znajduje się na marginesie debaty publicznej, a w samym mainstreamie, to odpowiedzialność układu polityków i biskupów rządzącego dzisiaj Polską – mówi naTemat posłanka Aleksandra Gajewska.

Polityczka Koalicji Obywatelskiej wskazuje, że "ten sam układ jest odpowiedzialny za wyrok pseudotrybunału zakazujący przerywania uszkodzonej ciąży".

– To jest jedna wielka klika, która terrorem objaśnia Polkom, że ich życie jest drugorzędne. Decyzje i pomysły tej kliki tworzą w naszym kraju klimat, przez który dzieją się takie dramaty jak ten Izabeli z Pszczyny czy Agnieszki z Częstochowy. Najnowszy projekt pani Godek to kolejna odsłona tego terroru – ocenia posłanka Aleksandra Gajewska.

Z kolei posłanka PiS Barbara Dziuk zwraca uwagę na to, że prawo do aborcji – i do informacji – to kwestia, która wymaga wielu rozmów i namysłu.

– Jestem katoliczką, urodziłam czwórkę dzieci i moje stanowisko jest jasna. Uważam jednak, że takie projekty powinny być szeroko i dogłębnie konsultowane. Podam przykład z innej dziedziny: mój projekt o innych zawodach medycznych, który niedługo wejdzie pod obrady Sejmu, konsultuję od pięciu lat. Jeśli ktoś chce zmieniać prawo, powinien rozmawiać z posłami i posłankami – tłumaczy posłanka Dziuk.

Przedstawicielka PiS jest zdania, że regulacja aborcji to skomplikowana sprawa.

– Ja zawsze jestem za życiem, ale uważam, że każda kobieta ma wolny wybór. Obecnie obowiązujące prawo zostało wypracowane przez stronę kościelną i świecką – mówi posłanka Barbara Dziuk.

Zmiana prawa kontra referendum

Posłanka Paulina Hennig–Kloska podkreśla, że dotychczasowe zakazy nie ograniczyły aborcji, tylko naraziły kobiety na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.

– Kolejne restrykcje tylko pogorszą sytuację kobiet. Niestety skrajna prawica nie przyjmuje do wiadomości konsekwencji swoich działań. Gdyby chodziło o dobro kobiet, Godek nie miałaby czelności pokazać się na Wiejskiej z kolejnym projektem ustawy – mówi parlamentarzystka Polski 2050.

W to, by oficjalny cel – koniec aborcji – był prawdziwym celem katolickiej działaczki, nie wierzy posłanka Wanda Nowicka.

– Nikomu na świecie nie udało się zlikwidować aborcji. Będzie ona potrzebna, póki kobiety będą zachodzić w niechcianą ciążę. Żadne, choćby najbardziej drastyczne zakazy tego nie zmienią. Nawet w krajach takich jak Salwador czy Nikaragua, gdzie kobiety są wsadzane do więzienia za samoistne poronienie, aborcja jest powszechna. Różnica polega na tym, że przez to, że jest nielegalna, odbywa się w niebezpiecznych warunkach – tłumaczy posłanka Lewicy. Nowicka w przeciwieństwie do Hennig-Kloskiej jest zdania, że Godek chodzi nie tylko o to, by się promować na kontrowersyjnych projektach. – To fanatyczka. Fanatyzm polega na wierze, a nie logicznym myśleniu. Gdyby uwierzyła, że zatrzyma aborcje, gdy będzie ścinać kobietom głowy, to zrobiłaby projekt ustawy o gilotynie – mówi Wanda Nowicka.

Posłanka Lewicy tłumaczy, że to nie jest przypadkowy przykład i odwołuje się do czasów II wojny światowej. – Kolaborująca z nazistami Francja w 1943 roku wykonała wyrok śmierci na Marie-Louise Giraud. Kobieta została zgilotynowana za przeprowadzanie aborcji – przypomina Nowicka. Według Pauliny Hennig–Kloskiej kres majstrowaniu przy prawie kobiet do aborcji położyć może "tylko silny mandat społeczny", czyli referendum. – Trzeba to rozstrzygnąć głosem społeczeństwa, bo inaczej oni nie przestaną – mówi posłanka Polski 2050, odnosząc się do środowisk Zjednoczonej Prawicy.

Wanda Nowicka uważa, że jedyny głos w tej sprawie należy do osoby w ciąży. Parlamentarzystka Lewicy zastanawia się, czy po zwycięstwie opozycji – jak obiecał przewodniczący PO Donald Tusk – dojdzie do liberalizacji prawa.

Głosy części posłów Platformy każą wątpić w ich przemianę mentalną. Obawiam się, że może dojść do sytuacji, gdy nastąpi powrót do zakazu z 1993 roku, który nie ma nic wspólnego z prawami człowieka. Ktoś, kto chce narzucać kobietom zakazy i reglamentować im świadczenia, nie ma nic wspólnego z europejskimi standardami – konkluduje Nowicka.