Temperatury kompletnie oszalały. Zapytaliśmy klimatologa, co to dla nas oznacza

Katarzyna Florencka
02 stycznia 2023, 19:13 • 1 minuta czytania
Rekord maksymalnej temperatury pobity już pierwszego dnia stycznia, noworoczne spacery przy kilkunastu stopniach Celsjusza – pogoda w Nowy Rok zdecydowanie zaskoczyła Polaków. Czy to jeszcze można uznać za choć trochę normalne? Jakie będą konsekwencje pogodowego szaleństwa? Zapytaliśmy o to Rafała Maszewskiego, klimatologa i autora serwisu pogodawtoruniu.pl
Pierwszego dnia roku temperatura osiągnęła nawet kilkanaście stopni Celsjusza Fot. Pawel Wodzynski/East News

Mamy za sobą niesamowicie ciepły przełom roku, 1 stycznia w Warszawie było niemal 19 stopni Celsjusza – czy to jest jeszcze normalne?

Z jednej strony coś takiego jest nienormalne, jednak z drugiej... jak najbardziej normalne. Anomalie termiczne – czyli odchylenia od normy termicznej, którą aktualnie oblicza się z lat 1991-2020 – są w naszym klimacie zjawiskiem normalnym i częstym.

Dość rzadko w ostatnim czasie występują okresy, kiedy temperatury utrzymują się w tej normie – jesteśmy tak położeni, że w zależności od cyrkulacji mogą do nas docierać wszystkie rodzaje mas powietrza na świecie z wyjątkiem równikowej.

Nienormalna była natomiast skala tej anomalii – naprawdę rzadko mamy do czynienia z tak potężnymi odchyleniami od normy. Dość powiedzieć, że znacząco pobite zostały rekordy temperatury maksymalnej dla stycznia: zarówno ogólnopolski, jak i na wielu stacjach lokalnych.

I właśnie te lokalne rekordy aż zastanawiają, bo często były one nawet 3-5 stopni wyższe niż dotychczasowe. 

Zazwyczaj rekordy bite są o stopień, pół stopnia – a tymczasem w Warszawie poprzedni rekord został pobity o 5 stopni, w Toruniu – o ponad 3 stopnie. Tak potężne odchylenie temperatury na przeważającym obszarze Polski to naprawdę coś niezwykłego i ta sytuacja na pewno przejdzie do historii meteorologii.

Historia to jedno – ale jakie konsekwencje takie gigantyczne wahania temperatury będą mieć dla nas?

Ludzie sobie spokojnie z tym poradzą, ktoś może przypłacić to osłabieniem odporności, ale ogólnie nie powinno mieć to dla nas dużych konsekwencji. Co więcej, zwłaszcza wirusy są w tak wysokiej temperaturze bardziej osłabione i mniej zaraźliwe. Zupełnie inaczej jest w przypadku przyrody.

Dużym problemem jest długotrwałość tych wiosennych temperatur – bo choć mówiliśmy o biciu rekordów w ostatnich dniach, to pamiętajmy, że przecież i wcześniej mieliśmy w wielu miejscach po 5 czy 10 stopni powyżej zera. 

Takie ocieplenie po grudniowym epizodzie zimowym trwa już na tyle długo, że przyroda może już budzić się do życia, w oziminach na polach zaczynają się pojawiać takie symptomy wegetacji. A za chwilę znów może powrócić zima i te rośliny zostaną zaatakowane przez mróz.

Można to porównać do niedźwiedzia przebudzonego w środku zimy: najpierw będzie się snuł, potem w końcu powtórnie zaśnie, ale straci już energię, będzie osłabiony. I na wiosnę ta przyroda, niektóre rośliny też mogą już być osłabione, bardziej podatne na różnego rodzaju choroby.

W naszym klimacie występowanie odwilży jest co prawda normalne – ale z reguły była ona krótkotrwała – po tygodniu, dwóch tygodniach zimy przychodziło kilka dni odwilży, a potem znów wracaliśmy do mrozów. Tymczasem w ostatnich sezonach wielokrotnie mieliśmy przypadki, że zima przychodziła na dwa tygodnie, później było półtora miesiąca praktycznie wiosennych temperatur.

Warto tu zaznaczyć, że typowe zimy w Polsce są dynamiczne z częstymi wymianami mas powietrza, opadami mieszanymi od śniegu po deszcz i przeplatanką okresów mrozu oraz odwilży. Ostanie sezony zimowe to jednak przewaga dodatniej temperatury i opadów deszczu zamiast śniegu.

Temperatury to jedno, ale brak śniegu chyba też jest problemem?

Zdecydowanie – pokrywa śnieżna powinna zwłaszcza na wschodzie, w górach i obszarach podgórskich w większości przetrwać zimę i całkowicie stopić się dopiero na wiosnę. A w tej chwili praktycznie 99 proc. śniegu roztopiło się – trochę zasiliło wody gruntowe, duża część spłynęła jednak rzekami.

Dodatkowo zmniejsza się ilość dni z pokrywą śnieżną, a to bardzo niekorzystna sytuacja pod względem hydrologicznym – susza w Polsce utrzymuje się przez bezśnieżne zimy, wysokie temperatury, nieregularne opady, z tendencją do wzrostu opadów krótkotrwałych i intensywnych oraz duże parowanie.

Tymczasem jednak wydaje się, że zima lada dzień do nas powróci – prognozy wskazują na to, że znów zrobi się chłodniej.

Do czwartku zapewne potrwa cieplejsza wersja zimy, choć już bez rekordów. Potem będzie do nas docierać powietrze polarno-morskie, atlantyckie – teraz mieliśmy silny napływ powietrza pochodzenia nawet zwrotnikowego. Tak będzie do piątku – po czym w naszym kraju będzie miało miejsce spore zamieszanie pogodowe. Dużo się będzie działo, ale równocześnie jest też dużo niewiadomych.

Nad nami będą się ścierać dwie różne masy powietrza: mroźne z północy, ciepłe z południa, południowego zachodu. Do tego przemieszczać będą się też niże, które to powietrze będą mieszać ze sobą. Jest duża niepewność co do tego, kiedy ta zima się pojawi i jak będzie mocna – jednak dużo wskazuje na to, że jakiś incydent zimowy się na ten weekend szykuje. Jednak na dłuższy powrót raczej się nie zapowiada.

Nawet jeśli ta zima naprawdę do nas zapuka, to kolejny tydzień raczej ponownie przyniesie nam napieranie cieplejszych mas powietrza z zachodu/południowego zachodu i ta zima znów raczej będzie się wycofywać. Pozostaje częstsze niż zwykle śledzenie prognoz pogody, zwłaszcza pod koniec tygodnia...

Czytaj także: https://natemat.pl/459571,nowy-rok-uderzyl-kolejna-fala-ciepla-bylismy-blisko-nocy-tropikalnej