PiS chce zmienić Kodeks wyborczy. Lubnauer: Ludzi zaczyna trafiać szlag
- Sejm zajmuje się projektem zmian w Kodeksie wyborczym, zgłoszonym w grudniu przez posłów PiS
- Obóz władzy uzasadnia go próbą zwiększenia frekwencji
- Opozycja uważa, że nowe przepisy są skrojone pod partię Jarosława Kaczyńskiego
Lubnauer: Za późno na zmiany zasad wyborów w 2023 roku
Posłanka Katarzyna Lubnauer wskazuje, że pierwszy i podstawowy problem z nowymi zasadami głosowania, które zgłosił PiS, polega na tym, że ich ewentualne wprowadzanie tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku to łamanie Konstytucji.
– Trybunał Konstytucyjny wydał kilka orzeczeń, w których stwierdził, że zmiany w Kodeksie wyborczym można wprowadzać najpóźniej na pół roku przed rozpoczęciem procedury wyborczej. A ta zacznie się na przełomie lipca i sierpnia, gdy prezydent Andrzej Duda ogłosi datę głosowania. To znaczy, że projekt musiałby przejść przez Sejm, Senat i biurko prezydenta do przełomu stycznia i lutego. To nierealne, skoro projekt jeszcze nie wyszedł z Sejmu, a Senat i prezydent mają odpowiednio 30 i 21 dni na to, by się do niego ustosunkować – mówi posłanka Lubnauer.
Parlamentarzystka Koalicji Obywatelskiej ostrzega, że nawet gdyby PiS przepchnął projekt "po nocach, kolanem", to nadal ląduje w terminach pozakonstytucyjnych.
– Mieli siedem lat na zmiany w Kodeksie wyborczym. PiS może je wprowadzić zgodnie z prawem tylko w przypadku, gdy zaczną obowiązywać od wyborów w 2027 roku. Teraz jest już za późno, dlatego złożyliśmy wniosek o odrzucenie tych zmian – tłumaczy polityczka KO.
Przeczytaj też: Tusk odpiera krytykę ws. noweli ustawy o SN. "Już słyszę te głosy: 'nie pomagajcie PiS-owi!'"
Poseł Krzysztof Gawkowski podczas konferencji prasowej w Sejmie użył mocniejszych słów. – Prawo i Sprawiedliwość chce zamienić wybory w ustawkę – ocenił parlamentarzysta. – Możemy rozmawiać o tej ustawie, ale wtedy, kiedy poprawki opozycji zostaną przyjęte, a vacatio legis tych przepisów będzie po następnych wyborach – oświadczył szef klubu parlamentarnego Lewica.
Większa frekwencja? Stefaniak: Chodzi o określone grupy wyborców
Jakub Stefaniak, członek Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego i były rzecznik formacji, ocenił w podcaście poliTYka, że próba zmiany Kodeksu wyborczego tuż przed wyborami świadczy o desperacji PiS.
– Pytanie, dlaczego (zabrali się za to) tak późno. Jeżeli intencje byłyby szczere, to o tych zmianach można było dyskutować przez ostatnich siedem lat. Teraz pod stołkiem (im) się pali, bo widać, że tracą poparcie, więc wyskakują z pomysłami w postaci próby siłowego dostarczenia własnych wyborców albo ułatwienia własnym wyborcom dotarcia do lokali – powiedział Stefaniak w naTemat.
Polityk PSL uważa, że działania profrekwencyjne są pozytywne, ale zmiany proponowane przez PiS to próba zmobilizowania własnego elektoratu, a nie ogółu Polek i Polaków.
– Absolutnie jesteśmy za tym (by podnosić frekwencję), ale dziwi mnie, dlaczego Jarosław Kaczyński i jego kumple skupiają się tylko na tym, żeby podstawiać busy, być może więźniarki, i tymi środkami transportu dowozić określone grupy wyborców w określone miejsca – mówi ludowiec.
Posłanka Monika Wielichowska z Platformy Obywatelskiej mówi naTemat, że "każda ewentualna zmiana w Kodeksie wyborczym powinna obowiązywać nie od najbliższych wyborów, a od następnych". Jednocześnie polityczka zaznacza, że o udział społeczeństwa w głosowaniu, które planowo odbędzie się jesienią 2023 roku, można zadbać w inny sposób niż "spóźnionym projektem".
– Platforma Obywatelska, Koalicja Obywatelska każdego dnia kampanii będzie prowadzić działania profrekwencyjne. Bo wybory są sercem demokracji – deklaruje parlamentarzystka opozycji.
Lubnauer: Dlaczego PiS nie podnosi frekwencji przez głosowanie korespondencyjne?
Posłanka Katarzyna Lubnauer podobnie jak polityk PSL uważa, że PiS dba o frekwencję głównie wśród swoich wyborców. Podkreśla, że gdyby chodziło o podniesienie frekwencji jako takiej, formacja Jarosława Kaczyńskiego oddałaby Polkom i Polakom prawo do głosowania korespondencyjnego. W 2018 roku PiS odebrał je ogółowi społeczeństwa i ograniczył do osób z orzeczoną niepełnosprawnością (w stopniu znacznym lub umiarkowanym).
– Głosowanie korespondencyjne byłoby bardzo wygodne dla seniorów, osób mieszkających w oddaleniu od lokali wyborczych, a także młodych, którzy są bardzo mobilni i często nie wiedzą, gdzie będą w dniu głosowania – argumentuje posłanka Lubnauer.
Parlamentarzystka pyta także, dlaczego, zamiast walczyć z wykluczeniem komunikacyjnym, którego wyrazem jest "spadek długości liczby połączeń autobusowych o 40 proc. od 2016 roku", PiS uruchamia transport do lokalu wyborczego na jeden dzień co cztery lata.
– Wyobraźmy sobie, jak to może wyglądać w praktyce. Stanie autobus pod kościołem, a ksiądz powie, że parafianie mają wsiąść do autobusu i razem jechać na wybory. Chyba nie muszę wyjaśniać, do jakich nieprawidłowości może to doprowadzić – mówi posłanka Lubnauer.
Poseł Andrzej Szejna (Lewica) podczas konferencji prasowej zwrócił uwagę na to, że wbrew stanowisku Państwowej Komisji Wyborczej PiS "unika tematu zmiany liczby posłów wybieranych z danego okręgu ze względu na zmiany demograficzne". – Około 20 okręgów wyborczych ma inną liczbę posłów, niż wynikałoby to z liczby mieszkańców – powiedział Szejna. Polityk opozycji wskazał, że bezstronne działania na rzecz frekwencji zaczęłyby się od debaty o głosowaniu korespondencyjnym i przez internet.
Posłanka Katarzyna Lubnauer jest przekonana, że nowy projekt zmian w Kodeksie wyborczym ostatecznie obróci się przeciwko PiS-owi, bo zmobilizuje do głosowania wyborców, którzy nie należą do jego elektoratu.
– Takie próby manipulacji zwiększają frekwencję także w dużych miastach, bo ludzi zaczyna trafiać szlag. Ludzie nie lubią być manipulowani. Każdy, kto zmienia Kodeks wyborczy pod siebie, zwykle najwięcej za to płaci – podsumowuje posłanka Koalicji Obywatelskiej.