Jennifer Coolidge to skarb tego świata, który trzeba chronić. Jest kimś więcej niż "matką Stiflera"
1. Jest jedną z najzabawniejszych osób w Hollywood (i nie tylko)
Jennifer Coolidge jest aktorką komediową i umie nas rozśmieszać, co zresztą robi od lat (o czym dalej). Jednak w prawdziwym życiu również jest przezabawna, a to wcale nie zawsze idzie ze sobą w patrze. Nie dość, że ma poczucie humoru, to jeszcze jest chaotyczna, zakręcona, bezpardonowa i klnie jak szewc. To wszystko tworzy iście wybuchową mieszankę, którą możemy podziwiać w każdym jej wywiadzie.
Na tegorocznej ceremonii rozdania Złotych Globów Coolidge (nagrodzona za rolę Tanyi McQuoid w "Białym Lotosie") dała nam kolejny powód, aby ją uwielbiać. Gdy wręczała jedną z nagród rozśmieszyła widownię do łez, a na koniec powiedziała... "And the Oscar goes to". Jasne, to raczej nie było to przejęzyczenie, a zaplanowana część jej (komicznego) monologu, ale to wcale nie sprawia, że jest to mniej zabawne. Jennifer po prostu rozśmiesza do rozpuku i robi to wyjątkowo wdzięcznie.
2. Kradnie każdy film i każdy serial
Jennifer Coolidge rozpoczęła swoją karierę aktorską w 1993 roku i mimo że przez lata konsekwentnie dostawała drugoplanowe, charakterystyczne role (zwykłe stereotypowych "głupich blondynek" lub seksownych mamusiek), to bezczelnie kradła każdą produkcję. W 2013 roku powiedziała w wywiadzie w "Guardianie", że "tylko bystra osoba może grać głupią" i nie da się ukryć, że Jennifer jest prawdziwą bystrzachą.
Coolidge długo uważało się za archetyp mało inteligentnej blondynki, ale żadnej swojej postaci nie zagrała stereotypowo. W każdej swojej roli jest niezrównana: zabawna, charyzmatyczna, chaotyczna, urocza. Autoironiczna, a jednocześnie krucha i empatyczna. Komiczna, ale poważna, wrażliwa, ale silna. Seksowna, a zarazem... jak postać z kreskówki. Stuprocentowo autentyczna.
"Niezależnie od postaci, którą gra, wnosi do swoich ról niemal opatentowaną indywidualność, łącząc seksowność, chaotyczność, arogancję, dziwaczność i skandaliczność. Nie da się jej opisać, ale jednocześnie się z nią identyfikujemy" – ocenił Coolidge magazyn "The Advocate".
Dodajmy do tego jej charakterystyczne zaciskanie ust, mrużenie oczu i zachrypnięty wysoki głos, a dostaniemy – jak podsumował to amerykański "Vice" – "Marilyn Monroe, ale stworzoną przez lata 2000". Nawet gdyby "Biały Lotos" nigdy się nie wydarzył, a Coolidge nigdy nie pokazała pełni swojego talentu, to już od dawna aktorka jest popkulturową ikoną.
3. Dała nam kultowe role, które przeszły do historii
Tak, wielu z nas do dzisiaj nazywa Jennifer Coolidge matką Stiflera. Rola w popularnej serii otworzyła jej drzwi do kariery i dała jej popularność, o której marzyła. Jednocześnie stała się przekleństwem, bo MILF z "American Pie" zaszufladkował aktorkę. Później przez lata dostawała role seksbomb, mimo że stać ją było na znacznie więcej. To jednak nie zmienia faktu, że Jeanine Stifler to rola kultowa.
Tych Jennifer Coolidge ma jednak sporo. W "Legalnej blondynce" grała niepewną siebie manikiurzystkę, która postawiła się przemocowemu partnerowi i powiedziała słynną filmową kwestię: "Zabieram psa, kretynie!". A w "Dwóch spłukanych dziewczynach" (których była najjaśniejszą częścią) wcieliła się w niepokorną... polską sąsiadkę. Zachwyciła w "Przyjaciołach", "Obserwatorze", "Obiecującej. Młodej. Kobiecie", "Wiecznym singlu". Każda z jej licznych małych rólek wbiła się widzowi w pamięć.
W 2021 roku życie i kariera Jennifer Coolidge zmieniły się o 180 stopni, gdy w "Białym Lotosie" zagrała Tanyę, kobietę z problemami, która chciała rozrzucić prochy swojej matki na Hawajach. Była tak doskonała, że jako jedyna z obsady pojawiła się w drugim (zupełnie odrębnym) sezonie miniserialu HBO i znowu... rozwaliła system.
Za tę rolę dostała Emmy i Złoty Glob, a Tanya McQuoid to jej kolejna ikoniczna postać. Dzisiaj Jennifer Colidge nie jest już matką Stiflera. Jest Tanyą z "Białego Lotosu". A przecież jeszcze tyle przed nią.
4. Jest autentyczna, szczera i zawsze mówi, co myśli
Jennifer Coolidge zawsze jest sobą, czy to na wywiadach, czy ściankach, czy ostatnio na Złotych Globach, gdzie niechcący zaspoilerowała widzom całe zakończenie drugiego sezonu "Białego Lotosu". Mówi co myśli, beztrosko rzuca brzydkim słowem na "f" i jest szczera do bólu. Nie cenzuruje się, co sprawia, że czasami nie mamy pojęcia, czy aktorka mówi prawdę, czy żartuje.
Tak było w przypadku słynnego wywiadu w "Variety", w którym wyznała, że dzięki roli matki Stiflera w "American Pie" długo nie wychodziła z łóżka. – Miałam wiele korzyści z występu w tym filmie. Gdyby nie ta rola, to pewnie nie miałabym możliwości przespania się z 200 mężczyznami – oznajmiła Coolidge, która nie wstydzi się mówić głośno nawet o swoim życiu seksualnym.
Mimo że z Jennifer nigdy nic nie wiadomo, wszyscy jej uwierzyli. Zresztą wcale nietrudno było w to uwierzyć, gdyż aktorka była wówczas (i jest nadal) niesamowicie seksowna. W programie The Tonight Show Starring Jimmy Fallon Coolidge sprostowała jednak wypowiedź dla "Variety", za co pokochaliśmy ją jeszcze bardziej.
– Powiedziałam to jako żart i, mój Boże, naprawdę nie można żartować w naszym mieście. Popełniłam straszny błąd, gdy powiedziałam: "Dzięki Bogu za ten film, spałam z 200 mężczyznami" czy cokolwiek innego. I chciałabym powiedzieć, że to prawda, aczkolwiek była ona przesadzona – powiedziała w swoim stylu.
– "American Pie" w pewnym sensie otworzył przede mną drzwi do świata przystojnych mężczyzn – wyjaśniła, a następnie opowiedziała o stosunku seksualnym z najmłodszym z adoratorów. Po namiętnej nocy zadzwoniła do jego mamy, by poprosić o rekomendację dotyczącą... najlepszego salonu fryzjerskiego.
5. Jest gejowską ikoną
"Geje próbują mnie zabić" to już kultowa kwestia Tanyi z finału drugiego sezonu "Białego Lotosu", ale w rzeczywistości... jest zupełnie odwrotnie. W przeciągu swojej kariery Jennifer Coolidge stała się ikoną gejów. Otwarcie mówi o swoim wsparciu dla społeczności LGBTQ+ i od lat współpracuje z wieloma organizacjami walczącymi z AIDS, w tym z Elton John AIDS Foundation i Aid for AIDS.
– Zawsze chętnie pomogę. Ta miłość jest wzajemna. Nigdy nie byłam świadoma bycia ikoną LGBTQ. To byli po prostu ludzie, którzy mnie przyciągali – mamy ze sobą wiele wspólnego i zawsze zostajemy najlepszymi kumplami, a filmy, w których grałem, też się do tego przyczyniły. Nie ma nic bardziej pochlebnego niż szacunek gejów i lesbijek, więc to dla mnie radość – mówiła w "The Advocate".
Aktorka dodała: "Jestem w Hollywood od dawna, więc miałem okazję pracować z wieloma queerowymi aktorami. Dają mi uznanie, a ja czuję do nich to samo, bo zawsze byli przy mnie". I to się raczej nigdy nie zmieni.
6. Kocha zwierzęta (a szczególnie pieski)
To kolejny z powodów, dlaczego kochamy Jennifer Coolidge. Aktorka kocha zwierzęta, a szczególnie psy. Jako aktywistka angażuje się również w walkę na rzecz praw zwierząt. Adaptowała nawet psa Chuya, którego uratowano z fabryki mięsa w Korei. A kto nie kocha osób, które kochają pieski? To oczywiście pytanie retoryczne.
7. Jest przesympatyczna i po prostu... fajna
Jennifer Coolidge, podobnie jak Keanu Reeves, jest po prostu sympatyczna i fajna, a to ostateczny powód, dlaczego wszyscy zwariowali na jej punkcie. Jest równą babką, z którym chciałoby się pogadać i pośmiać albo pójść na piwo. Jak na Hollywood jest też nietypowo skromna i pełna pokory, co wielu może zaskoczyć. Jej aparycja kojarzy się z pewną siebie seksbombą, ale Jennifer jest pełna niespodzianek.
W wywiadach po sukcesie "Białego Lotosu" Coolidge mówiła wprost i bez fałszywej skromności: jest po prostu wdzięczna, że dostała tę szansę. W rozmowie z "The Advocate" stwierdziła nawet żartobliwie, że to, że jest dziś gwiazdą, zawdzięcza pewnie wyłącznie faktowi, że ma dobrego agenta.
– To jest absolutnie cudowne. Jestem w Hollywood od dawna, a moja kariera rozwijała się dzięki małej grupie ludzi, więc jestem im wdzięczny za utrzymanie mnie w grze. Ale teraz, dzięki temu całemu sukcesowi, naprawdę jestem w grze, a to otwiera mi tak wiele możliwości nowych ról, pracy z nowymi aktorami i nad nowymi projektami. Jestem przeszczęśliwa – mówiła.
Swoją bezinteresowność Coolidge pokazała również, mówiąc że (spoiler dla tych, którzy nie oglądali jeszcze drugiego sezonu "Białego Lotosu"!) śmierć Tanyi oczywiście ją rozczarowała, ale wiąże się z nią dobra rzecz. – Teraz (twórca serialu) Mike White może wprowadzić zupełnie nową obsadę, nową fabułę i dać szansę zabłysnąć nowym aktorom, w których zakochają się ludzie. Ja odejdę i zrobię coś innego. Nie spodziewałem się jednego czy dwóch sezonów, więc to wszystko było wielką niespodzianką – powiedziała szczerze w "The Advocate".
Nigdy się nie zmieniaj, Jennifer.