Wypadek radiowozu z nastolatkami. Jest postępowanie dyscyplinarne i śledztwo
- Policjanci z rozbitego radiowozu w Dawidach Bankowych mogą zostać ukarani dyscyplinarnie
- Wobec obydwu funkcjonariuszy toczy się postępowanie, jeden z nich został zawieszony w czynnościach służbowych
- Jednocześnie toczy się również śledztwo w prokuraturze
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, wypadek w Dawidach Bankowych, gdzie radiowóz uderzył w drzewo, szybko przestał być tak oczywistą sprawą, jak się na początku wydawało. Okazało się bowiem, że na tyle wozu była 17-latka i 19-latka. Żadna z nich nie była osobą zatrzymaną. Wcześniej obie, wraz z grupą znajomych, zgłosiły służbom pożar traw. Obecnie w stołecznej Komendzie Policji trwa postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch policjantów. Na razie nie wiadomo, na jakim jest ono etapie. - W przedmiotowej sprawie wszelki komentarz udzielony będzie dopiero po zakończeniu naszych czynności - zastrzegł w piątek rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak, zapytany o postępy w wyjaśnianiu sprawy. Jednocześnie trwa też śledztwo prokuratury.
Wcześniej światło dzienne ujrzały także relacje znajomych nastolatek, które siedziały na tyle radiowozu. – Teksty policjantów miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali – usłyszeli dziennikarze Onetu.
- W sprawie trwają intensywne czynności procesowe, zaś materiał dowodowy jest sukcesywnie uzupełniany. Przesłuchania świadków trwają - zapewniła w rozmowie z TVN24 prokurator Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Policjant zawieszony w czynnościach służbowych
Przypomnijmy, że wcześniej Komendant Stołeczny Policji zdecydował, że dowódca patrolu, który w Dawidach Bankowych rozbił radiowóz, został zawieszony w czynnościach służbowych. Taka kara nie spotkała jednak drugiego mundurowego.
Jak ustaliła "Wyborcza", policjant był tylko dwa miesiące po kursie podstawowym w policji – przy czym w momencie wypadku odbywał swój pierwszy dyżur.
Policjanci z Pruszkowa, którzy siedzieli w radiowozie, dostarczyli swoim przełożonym zwolnienia lekarskie. – To było uprowadzenie, mieliśmy do czynienia z nielegalnym pozbawieniem wolności – nie ma wątpliwości Roman Giertych, który jest pełnomocnikiem jednej z nastolatek uczestniczących w wypadku. – Zdaniem mojej klientki one miały szczęście, że doszło do tego wypadku – dodał mecenas.