"Wolę mówić, że jestem spod Krakowa". W Pcimiu zawsze stali murem za Obajtkiem. Jak jest teraz?

Katarzyna Zuchowicz
31 stycznia 2023, 06:05 • 1 minuta czytania
– To są domniemania, wyssane z palca. Znam go kupę lat i nie wierzę w nie – reaguje zdecydowanie były szef Rady Gminy z Pcimia. Jest przekonany, że ktoś chce Danielowi Obajtkowi zaszkodzić i gotów jest bronić go własną piersią. – Widzi pani, gdzie jest. To, że doszedł do takiego stanowiska, to chyba nie jest przypadek – mówi. Tu, w rodzinnych stronach prezesa Orlenu, ostatnie doniesienia na jego temat nie robią wrażenia. Choć wyczuwa się, że z różnych powodów.
Co mieszkańcy Pcimia mówią o doniesieniach "Wyborczej" ws. rzekomej współpracy Daniel Obajtka z ABW? Fot. Karol Makurat/REPORTER/East News

Maria (imię zmienione) z ciekawością słucha, o czym napisała "Wyborcza". Nie czytała, nie słyszała, nic nie wie. Zresztą podobnie inni nasi rozmówcy w rodzinnych stronach Daniela Obajtka. Aż dziwne, że pół Polski grzmi o szokujących i zastanawiających doniesieniach z życia prezesa Orlenu, o nieznanej przeszłości Daniela Obajtka, a tu zapytać ludzi – nikt nie wie, o co chodzi. A przynajmniej nie wiedział w poniedziałek przed południem, gdy to ustalenia "Wyborczej" rozlały się już na ogólnopolskie media.


– O mój Boże – reaguje Maria, gdy czytam jej fragmenty artykułu z "Wyborczej", w którym mowa o ustaleniach ws. współpracy Obajtka z ABW, którym potem Orlen zaprzeczył.

– Ojej – słychać jeszcze w telefonie przy informacjach o Beacie Z., która miała go prowadzić w ABW, a dziś również ma pracować w Orlenie.

– Jakby nie patrzeć, to są pogłoski, które trudno zweryfikować. Im wyżej ktoś jest na świeczniku, im bardziej wzbudza kontrowersje, tym więcej takich plotek i rewelacji, niekoniecznie prawdziwych, którymi dolewa się oliwy do ognia. Ale mi te wszystkie rewelacje i tak są obojętne. W ogóle myślę, że mojemu pokoleniu 30+ postać Daniela Obajtka jest naprawdę obojętna. Tylko przez niego ciągle wszędzie słychać: Pcim, Pcim, Pcim... – kwituje na koniec.

Jak powiedzieć: "Pcim", zaraz jest "A, Obajtek!"

W Pcimiu, gdzie Daniel Obajtek był wójtem, obecny prezes Orlenu przez lata traktowany był niemal jak bożyszcze. Sami na przestrzeni lat pisaliśmy kilka materiałów o tym, jak ludzie za nim tęsknią, z jakim namaszczeniem go wspominają, jak Pcim pęka z dumy.

– To jest wieś. Nikt złego słowa o nim nie powie, choć są tacy, którzy mu zazdroszczą. Ale generalnie ludzie tutaj go uwielbiają, hołdują i praktycznie noszą na tarczy jak w Asteriksie. Był z ludźmi bardzo zżyty – opowiadała nam kilka lat temu jedna z mieszkanek. Różne doniesienia na jego temat nie wywoływały tu wielkich emocji.

Maria: – U nas w gminie większość to wyborcy PiS, więc nie ma się co dziwić. Starsi pamiętają Obajtka jako wójta, który sprawiał wrażenie fajnego, ciepłego, przystępnego człowieka i był dla nich dobrym gospodarzem. Nie można mu odmówić, że zawsze bardzo dbał o relacje z mieszkańcami gminy i wyborcami. Starsi ludzi czuli się ważni, zaopiekowani przez niego. Na tyle ile mógł, pomagał im, interesował się nimi, jak kogoś odwiedził, zaraz było: "Wójt był u nas na herbacie". Na wsi się mówi, że był taki pogadany. Żaden taki, żeby miał muchy w nosie albo żeby mu sodówka do głowy uderzyła. Broń Boże!

– Ale gdyby popytała pani wśród młodszego pokolenia, to myślę, że mieliby co innego do powiedzenia – zaznacza.

Ona na przykład, jak jedzie na wakacje, czy w ogóle jest gdzieś w Polsce, już nie mówi, że jest z Pcimia. – Wolę mówić, że jestem spod Krakowa. Wtedy słyszę: O, Kraków! Jak fajnie. A jak powiedzieć: "Pcim", zaraz jest "A, macie Obajtka! Don Orleone!". Kiedyś było tego mniej, teraz jak jest prezesem Orlenu, jest to bardziej odczuwalne. Tak samo jest i jak pojedzie się w Bieszczady, i na północ Polski. Ten Pcim ciągle się przewija, ale nie jest to kontekst, w którym my chcielibyśmy zaistnieć. Chyba nie każdy chce być postrzegany przez ten pryzmat. Dlatego nie zawsze przyznajemy się do Pcimia – mówi.

"Nie spodziewałem się, że zajdzie tak daleko"

Sprawa ABW, którą opisała "Wyborcza" znów pośrednio rzuciła ich na świecznik, bo wspomniana Beata Z. miała znać się z Obajtkiem prywatnie i pochodzić z pobliskich Myślenic. Ale szybko można się zorientować, że i tego typu doniesienia nie są w stanie zachwiać lokalnym wizerunkiem prezesa Orlenu.

– W walce politycznej, jeśli chodzi o wysokie szczeble, używa się różnych chwytów. I takie newsy pewnie są na porządku dziennym. A potem redakcja przeprosi. Myślę, że w tym przypadku będzie proces, bo znając Daniela Obajtka, on nie odpuści. Jestem raczej pewny, że ze służbami nie miał do czynienia i sprawa otrze się o sąd – uważa Stanisław Bzowski, wieloletni szef Rady Gminy Pcim.

Z Danielem Obajtkiem znają się od lat. – Nie spodziewałem się, że zajdzie tak daleko. Widocznie zasłużył i na ten sukces, i na to miejsce, w którym jest. Rzadko teraz przyjeżdża do Pcimia. Widziałem się z nim ostatnio rok temu. Jak był, wpadł do mnie na kawkę – mówi.

Stanisław Bzowski nie zna jednak Beaty Z., o której napisała "Gazeta Wyborcza", nie wie, kim jest ta kobieta. – Nie mam pojęcia, o kogo chodzi. Pan Daniel pociągnął za sobą część ludzi zaufanych i część ludzi takich, którym chciał pomóc. Ale kim była pani Z.? Nie wiem. Nie znam takiej pani – mówi.

Jednak według niego przed laty to ABW weszła do domu Daniela Obajtka: – Wiem to na 100 proc., że ABW dopadła go rano, wiem, że został zatrzymany. Ale nie mam pojęcia, o co chodziło, nie mówił o szczegółach. Teraz co jakiś czas pojawiają się różne newsy na jego temat i jak na razie wiele rzeczy się nie potwierdza.

Czy w Pcimiu wciąż trudno znaleźć krytyków Obajtka jak kiedyś? Pytanie wydaje się retoryczne. Ci, co dobrze go znają i pamiętają, nie dadzą o nim złego słowa powiedzieć. Na hasło "Obajtek" niemal otwiera się worek bez dna.

– Na pewno jest część ludzi, która przez pryzmat jego kariery i miejsca, w którym się znajduje, mu zazdrości. Jak każdy człowiek Daniel Obajtek na pewno miał minusy. Ale widzi pani, gdzie jest. Uważam, że doszedł tam, gdzie doszedł dzięki pracowitości, upartości i dążeniu do celu – mówi były przewodniczący Rady Gminy.

To, że człowiek, który swoją operatywnością, działaniem, umiejętnością zjednywania ludzi, doszedł do takiego stanowiska, to chyba nie jest przypadek. To jest pracoholik, jak nie wiem. Gdy podejmował się jakiegoś działania, to dotrzymywał słowa. Tego nie można mu zarzucić. Jeśli coś ludziom obiecywał, to starał się, żeby te obietnice były spełnione. Pewnie 90 proc. tych obietnic było realizowanych. Stanisław Bzowskib. szef Rady Gminy Pcim

Stanisław Bzowski był w radzie przez sześć kadencji, Obajtek pojawił się mniej więcej w połowie.

– Miał 30 kilka lat. Był operatywny. Po dwóch kadencjach nasze ugrupowanie predysponowało go na stanowisko wójta. Wtedy ówczesny wójt zlekceważył młodego człowieka, bo uważał, że małolat bez doświadczenia nie ma najmniejszych szans, żeby być wójtem. Okazało się, że Daniel wygrał w cuglach, że był wójtem zaradnym i w tym czasie udało się pozyskać fundusze na remonty szkół, na odnowę centrów w poszczególnych miejscowościach. To są rzeczy niepodważalne – podkreśla.

Wspomina, że razem z Obajtkiem-wójtem objechali praktycznie całą gminę: – GOPS dał wykaz ludzi, którym należało pomóc. Odwiedzaliśmy tych ludzi. Już to zjednywało mu sympatyków. Pokazywał, że interesuje się ludźmi potrzebującymi, starszymi, schorowanymi. Umiał wygospodarować czas na takie działanie. Dbał o oświatę. W trzeciej kadencji sam widziałem, że musi wyfrunąć, bo tutaj było mu już tu za ciasno. Jego możliwości działania były zawężone – mówi.

O Orlenie i cenach w Pcimiu

Żal nie zapytać o sprawę cen paliw, o aferę "cuda na Orlenie", jak tu ludzie na nią patrzyli. – Ludzie szukają sensacji, żeby go na czymś złapać. "Przyjaciele" szukają momentów, żeby go podkopać, żeby jego autorytet zniżył swoje loty. Ceny paliw nie wywołały wielkich emocji. Sporadycznie ktoś lamentował, ale to były pojedyncze głosy. Z perspektywy czasu społeczeństwo docenia, co robił dla gminy. W tej chwili jest trochę więcej stagnacji – odpowiada Stanisław Bzowski.

Trudno ocenić, czy to powszechna opinia w gminie. – Oj, Boże! – reaguje na aferę paliwową Zbigniew Bylica, przedsiębiorca z Myślenic i kandydat na wójta Pcimia w 2018 roku. On, jak sam przyznaje, należy do nielicznych krytyków Obajtka. Ilu jeszcze znajdę ich w Pcimiu?

– Jest ich bardzo niewielu. W wyborach z 2018 roku mój kontrkandydat otrzymał 72 proc. głosów, ja 28 proc. I proszę mi wierzyć, te 28 proc. to jest sufit. Tyle jest osób, które nie popierają Obajtka. A 78 proc., co by pani o nim nie powiedziała, wierzą mu we wszystko – mówi.

O cenie paliw nawet z ludźmi tu nie rozmawia. Sam prowadzi firmę zajmującą się transportem międzynarodowym. – Nie chcą słuchać. To jest tak, jakbym powiedział klientowi: Obniżyli mi cenę towaru trzy miesiące temu, ale ja ci nie obniżałem, bo jakby mi podnieśli, to nie chciałbyś być w szoku, że ci znowu podniosłem. Przecież to są jakieś jaja – komentuje.

Doniesienia o ABW, jak mówi, zupełnie go jednak nie zaskakują. Zaznacza tylko, że w ewentualnej współpracy z ABW po 1991 roku nie widzi nic zdrożnego: – Pracowało się wtedy już dla naszego wolnego państwa. Nie jego to niczym negatywnym. Pytanie, na czym ta współpraca mogła polegać.

Podkreśla: – Nie jestem kompletnie zdziwiony tymi doniesieniami. To wszystko jest w jego stylu. Taki jest styl jego działania, wcale mnie to nie zaskakuje. Nie da danej osobie zginąć, bierze ją ze sobą. Ona wie, że cokolwiek się nie wydarzy, jest przez niego chroniona. Wie pani, ile ludzi z Pcimia pracuje w spółkach Orlenu? To są setki ludzi.

I dodaje: – To może być prawda. Myślę, że jeszcze wiele podobnych rzeczy na jego temat może wyjść.