To do nich napisała "polska Madeleine McCann". "Nie był to nasz pierwszy raz"

Alan Wysocki
06 marca 2023, 13:26 • 1 minuta czytania
Założyła konto na Instagramie i ogłosiła: "Jestem Madeleine McCann". Działanie 21-letniej Julii z Wrocławia postawiło na nogi nie całą Polskę, a całą Europę. Wcześniej dziewczyna zaalarmowała organizację Zaginieni Przed Laty. – Były już takie sytuacje. To nie był pierwszy raz – mówi dla naTemat Monika Marcinkowska z instytucji.
Polka twierdziła, że jest zaginioną Madeleine McCann Fot. za Zaginieni przed laty

Polska Madeleine McCann pisała do organizacji Zaginieni Przed Laty

W materiałach publikowanych w sieci 21-letnia Julia stwierdziła, że jest Madeleine McCann. Dowód? Charakterystyczne pieprzyki, podobne źrenice i budowa twarzy. Kobieta stwierdziła także, że bliżej nieokreślony student medycyny przed laty widział zaginioną dziewczynkę właśnie we Wrocławiu.

Polka zażądała także testu DNA, zarzucając służbom, że te ignorują jej zgłoszenia. Policja jednak oficjalnie potwierdziła prowadzenie dochodzenia. Jak stwierdzili, wykluczają, by Julia była Madeleine McCann.

Jeszcze wcześniej Polka zgłosiła się do organizacji Zaginieni Przed Laty. Przedstawicielka grupy Monika Marcinkowska w rozmowie z naTemat powiedziała, jak odebrano wiadomość od 21-latki.

– Nie powiedziałabym, że byliśmy zaskoczeni. Powiedziałabym, że podeszliśmy do tematu raczej sceptycznie. Dopiero na późniejszym etapie sprawy pojawiały się zaskakujące sytuacje – mówi.

To do nich pisała polska Madeleine McCann. "Cały czas mamy kontakt z jej bliskimi"

– My cały czas mamy kontakt z jej bliskimi. Z Julią kontaktu już nie mamy. Dochodzenie też prowadzi policja. Zaczęły pojawiać się doniesienia o jej walce z własną rodziną. My byliśmy między młotem a kowadłem. Między jedną a drugą stroną jednocześnie – przyznaje.

Marcinkowska podkreśla jednak, że działania Zaginionych Przed Laty w żaden sposób nie wpływały na postępowanie dziewczyny.

Jak pisaliśmy w naTemat, nie tylko służby wydały komunikat w sprawie polskiej Madeleine McCann. Zrobili to także jej rodzice. Ujawnili, że dziewczyna ma problemy ze zdrowiem psychicznym, nie przyjmuje leków, a także odmawia poddaniu się terapii.

"Liczne terapie, leki, psychologowie i psychiatrzy, to wszystko Julka miała zapewnione. Nie była pozostawiona sama sobie. Groźby pod naszym adresem, jej kłamstwa i manipulacje. Działalność w Internecie. To wszystko widzieliśmy i próbowaliśmy temu zapobiegać, tłumaczyć, prosiliśmy, by przestała" – czytamy.

Co więcej, 21-latka nie jest jedyną osobą, która zdecydowała się na podobny krok. – Były już takie sytuacje. To nie był nasz pierwszy raz – przyznaje Marcinkowska.

Nie tylko Madeleine McCann, ale też Katrice Lee i Kasia Mateja

– Nie nazywamy tego podszywaniem, bo zgłaszają się też osoby, które po prostu podejrzewają, że mogą być osobami zaginionymi. Sprawy dotyczyły np. Katrice Lee i Kasi Mateji – tłumaczy.

Przypomnijmy, że Kasia Mateja jako 7-miesięczna dziewczynka trafiła do szpitala z zapaleniem gardła i płuc. W nocy z 27 na 28 stycznia 1986 roku została porwana prosto z oddziału pediatrycznego. Wciąż nie została odnaleziona.

Katrice Lee zaś zaginęła w niemieckim Paderborn w wieku dwóch lat. Rozpłynęła się w trakcie zakupów w galerii handlowej. Dziewczynka odbiegła od matki, która stała przy jednej z półek i to wtedy przepadła bez śladu. Jej także nie odnaleziono.

Jaka jest różnica między zgłoszeniami w tym sprawach a zgłoszeniem w sprawie Madeleine McCann? – Te osoby zawsze chciały pozostać anonimowe, bo rozumiały tragedie rodzin. Do każdego takiego przypadku podchodzimy bardzo poważnie – wyjaśnia członkini organizacji.

W stwierdzeniu wiarygodności danej osoby niezwykle przydaje się doświadczenie. – Ono pozwala podczas rozmowy odkryć prawdziwe intencje osoby, która się do nas zgłasza. W grupie mamy też ludzi zajmującymi się zaginięciami sprzed wielu lat – tłumaczy rozmówczyni naTemat.

Przychodzi i mówi, że jest Madeleine McCann. Jak to sprawdzić?

– Do każdej takiej sytuacji podchodzimy ze spokojem, z rozwagą i ostrożnością. Sprawdzamy wszystkie informacje, zadajemy pytania, wysuwamy wnioski – dodaje. Eksperci docierają także do rodziny i bliskich danej osoby, by weryfikować informacje.

– Staramy się uzyskać jak najwięcej informacji, a następnie je weryfikujemy i omawiamy z grupą naszych ekspertów. Robimy to jeszcze zanim podejmiemy jakiekolwiek decyzje, żeby nie paść ofiarą oszustwa czy manipulacji – opowiada.

Warto także podkreślić, że w mediach zagranicznych już pojawiły się pierwsze nieoficjalne wyniki testów biometrycznych. To oznacza, że przeanalizowano zdjęcia Polki z fotografiami Madeleine McCann. Nie wykryto jednak żadnych podobieństw. Na oficjalne zamknięcie sprawy trzeba jednak jeszcze poczekać.

Dlaczego do organizacji zgłaszają się osoby zaginione, które nimi nie są? – To bardzo trudne pytanie. Być może niektórzy chcą zyskać sławę i rozgłos, inni widzą podobieństwo i chcą poznać prawdę o sobie – twierdzi Marcinkowska.

"To pole do popisu dla osób, które chcą się zabawić, zaistnieć"

Jak dodaje, w dobie mediów społecznościowych, to zarazem błogosławieństwo, jak i przekleństwo. – Z jednej strony to szansa na odnalezienie osoby zaginionej. Z drugiej, to większe pole do popisu dla osób, które chcą się zabawić, zaistnieć? – zauważa.

– W dobie internetu ludzie karmią się takimi sprawami, sami też napędzają się wzajemnie i machina rusza – komentuje.

No właśnie. Osoba podszywająca się za zaginioną nagle staje się osobą publiczną. Wielu internautów nie zna kulis takich spraw i "na chłopski rozum" przyjmuje, że mówi prawdę. Tymczasem przede wszystkim powinniśmy zachować dystans i ostrożność.

– Użytkownicy mediów społecznościowych powinni podchodzić do takich spraw sceptycznie, zwłaszcza gdy nie mamy jeszcze żadnych potwierdzonych informacji. Zawsze są dwie strony medalu, dlatego trzeba być ostrożnym – tłumaczy Marcinkowska.

To nie tylko kwestia dojrzałości, ale także odwagi. – W internecie nic nie ginie, a nieprzemyślane słowa czy wypowiedzi w ostateczności mogą mieć tragiczny skutek dla wielu osób. I wszyscy musimy zdawać sobie z tego sprawę – podkreśla.

– Można to ładnie ująć w słowa: wszystkim znane są dwa wilki, dobry-biały i zły-czarny, i w danej sytuacji to my decydujemy, którego wilka dokarmiamy. Dlatego należy być czujnym – podsumowuje.

Rodzice Madeleine McCann padli ofiarą hejtu. Byli podejrzewanymi w sprawie

Brak czujności w sprawie Madeleine McCann prowadził już do wielu dramatycznych sytuacji. Rodzice zaginionej byli oskarżani o brak czułości, bo w wywiadach komentowali sprawę na chłodno.

W pewnym momencie śledztwa służby nadały im status podejrzewanych. Warto jednak podkreślić, że nie postawiono żadnych zarzutów, a jedynie badano jedną z możliwych tez. To wywołało nie tylko lawinę hejtu, ale również wyjątkowo szkodliwych publikacji. Za część z nich małżeństwo McCann wygrało odszkodowania w sądzie.

Członkini organizacji Zaginieni Przed Laty przyznaje zaś, że zdarzają się sytuacje, kiedy osoba zaginiona nagle zostaje odnaleziona. – Zdarzyły nam się sytuacje dotarcia do takich osób. O dziwo prowadziły normalne życie – mówi.

– Wiedziały, że są poszukiwane. Same nie robiły kroku w przód. Raczej czekały na odnalezienie. Jednocześnie obawiały się pytań, czy reakcji rodziny. Często zdarzają się sytuacje, gdy ktoś sam się z nami skontaktuje – tłumaczy.

Polskiej Madeleine McCann przede wszystkim trzeba pomóc

Sensacyjne doniesienia wywołały reakcję internautów. Jedni w ostrych słowach uderzają w 21-latkę. Inni atakują jej rodziców. Przedstawicielka Zaginionych Przed Laty podkreśla jednak, że zamiast potępiać i krytykować, dziewczynie po prostu potrzebna jest pomoc.

– Myślę, że nawet należałoby takiej osobie pomóc. Zwłaszcza że wiemy już o chorobie Julii. Znamy też stanowisko rodziny w tej sprawie. Jesteśmy cały czas w kontakcie z jej bliskimi i monitorujemy tę sprawę na bieżąco – komentuje.

– Obecnie policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Uważamy, że nie można tego typu przypadków krytykować, potępiać czy ignorować, dlatego apelujemy o rozwagę i powściągliwość – podsumowuje.