"To nie wypanda" nie powinien dostać Oscara. Akademia od lat faworyzuje Disneya
- "To nie wypanda" Disneya i Pixara ma szansę na Oscara w kategorii "najlepszej pełnometrażowej animacji". Poprzednie lata pokazują, że obie wytwórnie są faworyzowane przez Amerykańską Akademię Wiedzy i Sztuki Filmowej.
- W tym roku na złotą statuetkę bardziej zasłużyli inni nominowani (m.in. "Pinokio").
- Disney i Pixar przedstawili widzom piękną historię matki i córki, które zmagają się z międzypokoleniowymi traumami. Problem w tym, że wizualnie film nie oferuje niczego nowego.
O czym jest film "To nie wypanda"? (RECENZJA)
Fabuła "To nie wypanda" zabiera nas do 2002 roku. Mei mieszka w Toronto razem ze swoimi rodzicami, którzy prowadzą świątynię poświęconą ich przodkini, chińskiej poetce i opiekunce leśnych zwierząt, Sun Yee. Dziewczynka ma dość specyficzną relację ze swoją kontrolującą wszystko mamą. Chcąc by miała ją za wzorową córkę, ukrywa przed nią fakt, że razem ze swoimi przyjaciółkami wzdycha do członków boysbandu 4*TOWN.
Któregoś dnia Ming odkrywa w zeszycie swojej pociechy rysunki chłopców i nieumyślnie upokarza Mei przed innymi. Zawstydzona i wściekła na surową matkę nastolatka zamyka się w swoim pokoju, po czym zasypia. Następnego dnia budzi się rano i nieświadomie demoluje swój pokój. Po spojrzeniu w lustro odkrywa, że zamieniła się w czerwoną pandę.
Mei przemienia się w zwierzę, gdy targają nią skrajne emocje. Razem ze szkolnymi kumpelami próbuje odkryć prawdę o swojej rodzinie i jej traumach, a przy okazji dalej żyć jak na nastolatkę przystało.
Opowieść o matce i córce
Jednym z ulubionych tematów Disneya w ostatnich latach jest międzypokoleniowa trauma. Widzieliśmy ją w "Naszym magicznym Encanto", a teraz widzimy w "To nie wypanda". W obu filmach nie ma w jednoznaczny sposób zarysowanego złoczyńcy, choć - jak mogą zauważyć widzowie - część cech antagonistów przypisano głowom rodziny. Najpierw kolumbijskiej babci Almie, a teraz dbającej o chińską tradycję oraz korzenie Ming.
Ming przez prawie całą animację jawi się jako wróg Mei, choć przeważnie ma wobec niej dobre intencje i myśli, że wie, co będzie dla niej najlepsze. Córka ucieka przed nią, a potem wpada w tarapaty. Wszystkiego dałoby się uniknąć, gdyby Ming wykazała się chęcią szczerej rozmowy z dzieckiem.
Twórcy filmu nie usprawiedliwiają działań nadopiekuńczej matki, lecz dają do zrozumienia widzowi, że zachowanie kobiety wynika z problemów rodzinnych, które z pokolenia na pokolenie odciskają swoje piętno na psychice jej członkiń.
Scenariusz produkcji Disneya i Pixara w doskonały sposób obrazuje doświadczenia nastolatek, które wychowują się w rodzinie azjatyckich imigrantów. W opiniach na temat filmu możemy znaleźć dużo wyznań Amerykanek i Kanadyjek chińskiego pochodzenia, które dorastały ze świadomością, że muszą spełniać oczekiwania rodziców i dobrze się uczyć, by wieść dobre życie.
Oczywiście "To nie wypanda" nie skupia się wyłącznie na warstwie historycznej. Celem filmu jest raczej ukazanie - na tyle uniwersalnie, na ile się da - relacji matek z nastoletnimi córkami. A te, choć czytają romansidła pokroju "Zmierzchu" (tak, fabuła animacji również sie do nich odnosi) i podkochują się w wymuskanych członkach boysbandu, mają o wiele więcej problemów na głowie. Ich emocje szaleją, a na domiar złego ich ciało się zmienia, czego symbolem jest wspomniana wcześniej czerwona panda.
Disney i Pixar znów idą po Oscara
Jeśli chodzi o wizualną stronę filmu "To nie wypanda", Disney i Pixar nie zaskakuje widza niczym nowym. Nie zrozumcie mnie źle, to wciąż piękna animacja, choć mam wrażenie, że brakuje w niej jakiejkolwiek innowacji. Podobną estetykę miał "Luca" z 2021 roku.
Wytwórnie nie szukają nowych form wyrazu i nie bawią się stylem, dlatego też uważam, że na tegorocznego Oscara w kategorii "najlepszej pełnometrażowej animacji" zasłużył ktoś inny. A w nadchodzącej edycji gali Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej film o Mei ma naprawdę silnych konkurentów. Wystarczy spojrzeć choćby na poklatkowego "Pinokia" w reżyserii Guillermo del Toro czy na "Kota w butach", który łączy klasyczną animację 3D z ujęciami rodem z anime.
Niemniej poprzednie ceremonie udowadniają, że duet Disneya i Pixara ma ogromne szanse na ponowne sięgnięcie po złotą statuetkę. Rok temu Oscara przygarnęło disneyowskie "Nasze magiczne Encanto", dwa lata temu "Co w duszy gra", trzy lata temu "Toy Story 4", cztery lata temu wyjątkowo nagroda powędrowała do wybitnego "Spider-Man Uniwersum", zaś między 2011 a 2017 rokiem kolejno laureatami zostały dzieła Disneya (na przemian z Pixarem) - "Merida waleczna", "Kraina lody", "Wielka szóstka", "W głowie się nie mieści", "Zwierzogród" i "Coco".
Wypada obejrzeć "To nie wypanda"
"To nie wypanda" to doskonale zrealizowana animacja, aczkolwiek w zeszłym roku wyszło kilka innych filmów, które w swoim gatunku zrobiło wokół siebie znacznie większy szum. Z pewnością Disney zasłużył na pochwałę za to, że poraz kolejny udało mu się zebrać znakomitą obsadę dubbingową - m.in. Sandrę Oh ("Obsesja Eve"), Rosalie Chiang ("Soiled"), Maitreyi Ramakrishnan ("Jeszcze nigdy..."), Jamesa Honga ("Wszystko wszędzie naraz") i Jordana Fishera ("Do wszystkich chłopców, których kochałam").
Film powinny obejrzeć zwłaszcza matki i córki. Być może fabuła "To nie wypanda" popchnie je w kierunku babskich, intymnych i szczerych rozmów.