"Mówiłem Dziwiszowi o współpracownikach Jana Pawła II". Ksiądz ujawnił, jak zareagował kardynał

Rafał Badowski
15 marca 2023, 11:59 • 1 minuta czytania
Kardynał Stanisław Dziwisz miał już w 2005 roku wiedzieć o sprawie księdza Sadusia czy księdza Boczka. Był także informowany o współpracownikach Jana Pawła II. Krakowski hierarcha nie zamierzał jednak wyjaśniać tych spraw – wynika z informacji, które ujawnił nam ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Jak kardynał Dziwisz reagował na doniesienia ws. skandali obyczajowych wśród księży? Ujawnił to ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Fot. Jan Graczyński / East News

Duchowny powiedział nam, że już w latach 2005-2007 napisał książkę pt. "Księża wobec bezpieki", o postawie kapłanów wobec działań Służby Bezpieczeństwa w latach 1944-90.


Czytaj także: Ksiądz Isakowicz-Zaleski o tym, dlaczego SB nie wykorzystała kompromateriałów na Jana Pawła II

– Wtedy po raz pierwszy natrafiłem na akta księdza Sadusia i Boczka i w mojej książce te postaci były wymienione. Wtedy była szansa, że Kościół te dane uporządkuje, wyjaśni, co się naprawdę działo ws. kontaktów tych duchownych z SB – powiedział ksiądz Isakowicz-Zaleski. Jak twierdził ksiądz Isakowicz-Zaleski, "kościelna komisja mogła już wtedy, w 2007 roku wyjaśnić sprawę i nie byłoby dyskusji". Zapytaliśmy wobec tego, dlaczego tego nie zrobiono? Duchowny podał przykład kardynała Stanisława Dziwisza i specyficznej sytuacji, jaka panowała po śmierci papieża Jana Pawła II.

Ks. Isakowicz-Zaleski: prosiłem Dziwisza, bym mógł napisać książkę

– Dziwisz był wówczas witany jako jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II, był Kwaśniewski, Cimoszewicz. Wszyscy traktowali Dziwisza jako człowieka, który będzie realizował linię Wojtyły. Prosiłem wówczas kardynała Dziwisza o to, bym mógł napisać książkę o postawie księży wobec komunistycznej bezpieki – mówi nam ksiądz Isakowicz-Zaleski.

Może cię zainteresować: Ksiądz chciał pomóc kard. Dziwiszowi zejść ze schodów. Aż trudno uwierzyć, co zrobił hierarcha Zapytaliśmy, jak kardynał Dziwisz reagował na ten pomysł. – Na moje informacje, że w ogóle są akta duchownych o Bolesławie Sadusiu, kardynał Dziwisz raz robił krok do przodu, potem krok do tylu. Zgadzał się na napisanie książki, a potem zmieniał zdanie, jednak wówczas i nigdy o Wojtyle nie było mowy – mówi nasz rozmówca. – Mówiłem Dziwiszowi o współpracownikach Jana Pawła II, którzy mieli skandale obyczajowe i wtedy kardynał mówił, że lepiej o tym nie pisać. Było tak, gdy rozmawiałem z nim o tym w 2005 roku i kilka razy w 2006 roku – dodał ksiądz Isakowicz-Zaleski. W końcu kardynał Dziwisz miał niezapowiedziany przyjechać do duchownego. – (...) powiedział, że się pogodził z moją książką, ale zaznaczył, żeby nie pisać o sprawach obyczajowych, w tym molestowania seksualnego. I ja chciałem, żeby książka w ogóle wyszła, więc nie precyzowałem w niej, o jakie dokładnie sprawy obyczajowe chodzi, nie napisałem, że chodzi o molestowanie seksualne – opowiada.

Co jeszcze powiedział ksiądz Isakowicz-Zaleski w rozmowie z naTemat?

Zapytaliśmy o to, dlaczego w związku z tym, że "Jan Paweł II był dla SB celem numer jeden" (powiedział tak ksiądz Isakowicz-Zaleski - red.), nie wykorzystano wiedzy, jaka pojawiła się o działaniach Karola Wojtyły w reportażu Franciszkańska 3. Oto co odpowiedział ksiądz Isakowicz-Zaleski.

– Po pierwsze nie wiemy, czy nie zostały wykorzystane, jak w przypadku innych księży, którzy godzili się na współpracę. Mogli używać elementu szantażu wobec najbliższych współpracowników Karola Wojtyły – powiedział duchowny. – Są też dwa inne powody: to sprawa niektórych zeznań, dla mnie niewiarygodnych. Myślę o sprawie kardynała Sapiehy, posiadali wówczas zeznania, które uważali za niewiarygodne. Wiedzieli, że to jest nierealne, by kardynał w wieku ponad 80 lat molestował kleryków, że mszczą się na Sapiesze. Nie zgadzam się z tym wątkiem w materiale Marcina Gutowskiego – dodał ksiądz Isakowicz-Zaleski. – Dwa: wtedy było inne podejście do tych spraw, Jan Paweł II był już postacią międzynarodową, głową państwa kościelnego, nie było wówczas łatwo go skompromitować, ciężko było to wykorzystać. Z tego punktu widzenia dla nich ważniejszy był Saduś jako źródło informacji, po co to spalić, co potwierdza, że już po przeniesieniu do Austrii Saduś dalej był agentem SB – wyliczał nasz rozmówca.