Maciej Kopiec #TYLKONATEMAT: W polityce liczy się sprawczość. Kto jest w mniejszości, ten jej nie ma

Jakub Noch
22 kwietnia 2023, 10:45 • 1 minuta czytania
– Myli się ten, kto sądzi, że życie na opozycji jest lekkie i przyjemne. Dla każdego porządnego polityka liczy się sprawczość. W demokracji parlamentarnej ten, kto ciągle jest w mniejszości, żadnej siły sprawczej nie ma – mówi #TYLKONATEMAT poseł Maciej Kopiec z Lewicy.
Poseł Maciej Kopiec z Lewicy w rozmowie z naTemat.pl mówi o wyborach 2023 i walce o jego rodzinny Śląsk. Fot. Natasza Perzak / arch. pryw.

Będzie pan maszerował z Donaldem Tuskiem?

Przede wszystkim jako Lewica organizujemy 1 maja nasz pochód, na który również zapraszamy wszystkie osoby chcące wesprzeć demokratyczną opozycję. Natomiast 4 czerwca, oczywiście, rozważam możliwość pojawienia się z rewizytą na marszu organizowanym przez Donalda Tuska.


Musimy współpracować na opozycji, bo dzisiaj stoją przed nami dwa wielkie zagrożenia – kolejnej kadencji rządów PiS oraz dołączenia do nich radykałów z Konfederacji. Trzeba podejmować jak najwięcej inicjatyw, aby temu wszystkiemu zapobiec.

W grę wchodzi tylko rewizyta? Jeśli Donald Tusk nie przyjdzie 1 maja, to 4 czerwca nie powinien spodziewać się gości z Lewicy?

Nie chciałbym nikomu stwarzać kłopotu i stawiać Koalicji Obywatelskiej w trudnym położeniu... 1 maja to przecież święto ludzi pracy, nie wiem, czy to KO pasuje. Patrzę na to przez pryzmat choćby ostatniego głosowania w Sejmie w rocznicę strajków w Solarisie, uchwały tej nie poparli nasi przyjaciele z opozycji.

Choć oczywiście byłoby miło, gdyby nasze środowiska potrafiły jeszcze lepiej ze sobą współpracować i pokazywać, że jesteśmy antypisowską i antykonfederacką opozycją, opozycją merytoryczną, która chce pozytywnych zmian w kraju.

Jest jeszcze szansa, że pokażecie się na jednej liście wyborczej?

Lewica od samego początku mówiła, że jesteśmy na jedną listę przygotowani i chętnie byśmy poszli do wyborów szerokim blokiem. Z czasem okazało się jednak, że panowie Hołownia i Kosiniak-Kamysz takiego wspólnego frontu nie chcą.

Podobno Donald Tusk próbował jeszcze coś u nich zdziałać.

Nie mam pojęcia, czego ich rozmowy dotyczyły i czym się skończyły. Jako Lewica skupiliśmy się na pracy. Pojechaliśmy ekipą w Polskę, rozmawiamy z ludźmi i przekonujemy do naszego już bardzo konkretnego programu wyborczego – opartego o prawie 300 ustaw, które w mijającej kadencji Sejmu złożyliśmy.

Jednocześnie nadal komunikujemy, że jesteśmy otwarci na wspólną listę. Jesteśmy otwarci na współpracę i stworzenie nowego rządu po wyborach. Jesteśmy otwarci na to, żeby wszyscy partnerzy z dzisiejszej opozycji jak najlepiej się dogadali. A jeśli na jedną listę nie ma szans, to my jesteśmy w pełni gotowi do samodzielnego startu.

W wyborach 2023 potwierdzi się, że "kto bierze Śląsk, ten bierze całą Polskę"?

O Śląsku myślę przede wszystkim jako o moim Heimacie – miejscu, które jest niezwykle ważnym punktem odniesienia w życiu. Dlatego też niedługo zgłoszę w Sejmie bardzo ważny projekt ustawy o uznaniu Ślązaków za mniejszość etniczną. Nie chcę myśleć o Śląsku w kategoriach doraźnej polityki, raczej tego, jak najlepiej pracować dla tego regionu, patrząc w przyszłość, w perspektywie dłuższej niż kadencja Sejmu.

Wie pan, jest taki poseł, Mateusz Morawiecki, który ostatnio wystartował z Katowic, zdobył mandat i potem… nie zrobił dla Śląska w zasadzie nic. Nawet ostatnia dyrektywa metanowa Unii Europejskiej przeszłaby z cichym przyzwoleniem premiera, co jest ostateczną zdradą Ślązaków.

To działanie wbrew polskiej racji stanu. Jej wprowadzenie natychmiast zrujnowałoby nasze górnictwo, także węgla koksującego. Dopiero posłowie opozycji musieli zacząć walkę o zmianę tej dyrektywy, zresztą z sukcesem.

Czy forsowanie takich projektów jak ustawa o śląskiej mniejszości etnicznej na pewno służy budowaniu poparcia w tym specyficznym regionie?

Ustawa o śląskiej mniejszości etnicznej dotyczy kilkuset tysięcy mieszkańców regionu, ale niczego nie narzuca tym, którzy nie czują się Ślązakami. Ślązakom i Ślązaczkom daje natomiast godność, uznanie naszej tożsamości w polskim prawie, a także utrzymania świadomości społecznej na temat prawdziwej historii naszego regionu.

Chodzi także o to, aby język śląski przetrwał, mógł być spokojnie nauczany w szkołach.

W walce o głosy na Śląsku nie lepiej stawiać na polskość?

Przede wszystkim należy stawiać na dobre rozwiązania, na wizję Polski demokratycznej, merytorycznej i opartej o porządny system i państwowców u jego steru. Na to, jako Lewica stawiamy, dlatego jesteśmy liderem opozycji pod kątem liczby zgłoszonych ustaw i pracy parlamentarnej. Mamy know-how porządnie działającego państwa.

Potrzeba zmian w każdej sferze – społecznej, edukacyjnej, gospodarczej, infrastrukturalnej, energetycznej. Na pewno nie będzie tak, że kampania wyborcza Lewicy na Śląsku oprze się tylko na sprawie mniejszości etnicznej.

Co takiego stało się w 2015 roku, że ten czerwony, a później liberalny Śląsk nagle stał się jednym z bastionów Prawa i Sprawiedliwości?

Wszystko zaczęło się od błędnie skonstruowanych list Zjednoczonej Lewicy. Nagle znalazły się na nich ugrupowania konkurencyjne, które wcześniej wzajemnie się zwalczały. Mowa tu m.in. o walce Leszka Millera z Januszem Palikotem. Wyborcy nie potrafili zrozumieć, czym tak naprawdę jest ta sztucznie zjednoczona lewica, dlaczego teraz jest razem, choć tak długo była skłócona.

Drugim dużym błędem było postawienie na listę koalicyjną, która dawała próg wejścia do parlamentu na poziomie 8 proc., których Zjednoczona Lewica nie zdobyła, wypadając z Sejmu. Tak naprawdę o "wzięciu Śląska" przez PiS w 2015 roku zdecydowały właśnie takie proste błędy taktyczne. Do tego PiS nazywa się "prawicą", ale czerpie wiele z programu socjalnego, a on zawsze był na Śląsku istotny.

W utrzymaniu statusu bastionu PiS po tych wyborach jednak nie wierzę. Przez ostatnie osiem lat Ślązacy przez obecną władzę byli tylko dyskryminowani. I także dlatego proponuję ustawę o śląskiej mniejszości etnicznej. Mamy także dość ograniczania samorządności i centralizacji władzy.

Co bowiem oznacza PiS-owski centralizm? Mieszkańcy naszego regionu dobitnie się o tym przekonują szczególnie teraz, gdy marszałek Chełstowski zmienił barwy polityczne i porzucił PiS. Władza powróciła w ręce opozycji, która wcześniej utraciła ją wskutek zdrady Wojciecha Kałuży. Po zmianie województwo śląskie jest obecnie mocno karane przez władzę, nawet loty z Pyrzowic są odwoływane.

Albo sytuacja z CPK, w sprawie którego nie ma żadnych wysłuchań publicznych. Wojewoda z PiS po prostu blokuje realny dialog z mieszkańcami. Na tej politycznej zemście partii rządzącej tracą wszyscy mieszkańcy województwa.

To prawda, że na opozycji już pożegnaliście się z myślami o wygranej i walka toczy się tylko o to, żeby jak najlepiej się ustawić na te kolejne cztery lata pod rządami PiS?

Jestem posłem pierwszą kadencję, poszedłem do polityki z ogromną wiarą, że może być w Polsce normalnie. Nie porzuciłem idealizmu i pracuję, żeby przekonać wyborców, iż nasze rozwiązania są dobre.

Jestem też przerażony scenariuszem, w którym nasza przegrana oznacza dojście do władzy ugrupowania tak antyobywatelskiego, antyludzkiego, jak Konfederacja. Nie ma więc mowy o odpuszczaniu. Przecież wszyscy widzimy długą listę zagrożeń, w tym skopiowanie w Polsce scenariusza węgierskiego, zagrożenia wyjścia z UE czy nawet NATO, bo Konfederacja, jako partia prorosyjska, może mieć takie zapędy.

A może jest tak, że widzicie zagrożenia i właśnie dlatego nie pchacie się do władzy?

W Lewicy nie ma takiej opcji. Jesteśmy zdeterminowani, aby te nasze 300 projektów ustaw, przynajmniej w części, bo takie są realia politycznych kompromisów, zrealizować w nowym koalicyjnym rządzie, który zastąpi ekipę Zjednoczonej Prawicy.

Nie po to całą kadencję ciężko nad tymi projektami pracowaliśmy, udowadniając mieszkańcom Polski, że potrafimy opracować dobre pomysły, aby teraz odpuścić po kilku sondażach lepszych dla PiS i Konfederacji. Szczególnie, że media publiczne nie są wiarygodne, podobnie jak sondaże tam publikowane.

Czy życie na opozycji nie jest jednak najwygodniejsze? Wystarczy krytykować, odpowiedzialności zero, w czasach PiS nawet nie musicie martwić się, aby te 300 projektów miało sens, bo wiadomo, że wszystkie trafią do kosza.

Tego mam właśnie dość, że PiS wszystkie projekty opozycji z automatu wyrzuca do kosza. Mam dość tego, że konkretne, przeliczone i opracowane z ekspertami ustawy nie mają dziś szansy wejść w życie, nawet gdy obóz rządzący sam wie, że są dobre.

Poza tym myli się ten, kto sądzi, że życie na opozycji jest lekkie i przyjemne. Dla każdego porządnego polityka liczy się sprawczość. W demokracji parlamentarnej ten, kto ciągle jest w mniejszości, żadnej siły sprawczej nie ma. W swoim otoczeniu nie widzę ludzi, którzy do polityki przyszliby tylko po stołki poselskie i nie chcieli osiągnąć nic więcej.

To nie są puste słowa. Proszę spojrzeć w statystyki sejmowe – jesteśmy najaktywniejszym klubem w gmachu przy Wiejskiej. A poza nim Lewica jeździ z interwencjami poselskimi wszędzie, gdzie tylko można w jakiś sposób wspomóc walkę zwykłych ludzi. Chcemy sprawczości, dlatego będziemy walczyć o udział w sejmowej większości.

No to załóżmy, że chcecie wygrać… Tomasz Siemoniak stwierdził, że babciowe, kredyt 0%, liberalizacja prawa aborcyjnego, podwyżki dla sfery budżetowej i zmniejszenie składek zdrowotnych do przedsiębiorców to będzie pięć pierwszych decyzji rządu współtworzonego przez KO. Lewicowy koalicjant in spe nie ma zastrzeżeń?

Wszystko jest kwestią tego, jaki będzie podział sił w nowym parlamencie… Na pewno Lewica jest za tym, żeby inwestować w państwo.

Proponujemy więc, żeby mieszkania budować na potrzeby państwowego zasobu. Żeby dostać jakikolwiek kredyt, trzeba mieć odpowiednią zdolność kredytową. Dla młodych Polaków to często nieosiągalne, ale przecież potrzebują własnego kąta.

My im proponujemy zatem wynajęcie mieszkania państwowego zamiast nierównej walki o uzyskanie zdolności kredytowej. Proponujemy także rozwiązania pośrednie, jak TBS-y czy SIM-y, gdzie mieszkania mogą przechodzić na własność, ale nie jest możliwe ich podnajmowanie czy szybka sprzedaż zsyskiem. Wspieramy w tej kwestii samorządy, nie chcemy napędzenia spekulacji cenami nieruchomości.

Istotna różnica na pewno rysuje się między nami a KO także w kwestii "babciowego". Oni mówią, że trzeba ludziom po prostu wypłacić pieniądze. My uważamy, że te środki również lepiej zainwestować w państwo – żłobki i przedszkola, w których będzie wystarczająco dużo miejsc, aby rodzice mogli zostawić tam dzieci i spokojnie iść do pracy.

Czyli Polacy nie powinni robić sobie nadziei, że przez pierwsze 100 dni udałoby się wam załatwić choćby pięć kwestii…?

Nie sądzę, aby różnice powodowały aż takie problemy. Jest między nami spora przestrzeń do zgody. Szczególnie, że KO, dzięki Lewicy już zaczyna pewne kwestie rozumieć. Po latach zauważyli wreszcie problem braku mieszkań czy problemy rodziców z powrotem do pracy, czyli sprawy, o które my dbamy od zawsze.

Trzeba będzie usiąść i porozmawiać o argumentach. W kampanii wyborczej każda partia próbuje jak najmocniej przedstawić swój program, natomiast po wyborach trzeba działać pragmatycznie. W taki sposób, aby każdy z koalicjantów miał szansę realizować najważniejsze dla niego sprawy.

Opozycja demokratyczna tak naprawdę w większości spraw jest zgodna co do diagnozy, tylko recepty proponujemy inne.

Jesienią miałaby więc powstać bardziej koalicja kompromisu czy walki o swoje?

Chciałbym móc ją określić jako kompromis w twardej walce o swoje postulaty. To wcale się nie wyklucza, polityka przede wszystkim powinna być sztuką kompromisu. Jak wiele moglibyśmy naprawić, gdyby obecna władza potrafiła to zrozumieć… Niestety w PiS uwierzyli we własną propagandę, że opozycja chce dla Polski jak najgorzej.

Dlatego nikt z rządu Mateusza Morawieckiego opozycyjnych polityków nie słucha nawet wtedy, gdy dają władzy gotowe rozwiązania na tacy. Umiejętnie podejmowanego kompromisu od lat w Polsce brakuje i po wygranych wyborach musimy postarać się zmienić tę sytuację, powrócić do klasycznego parlamentaryzmu opartego na dyskusji, nie przeciąganiu liny.

Opozycja rzeczywiście kilka razy alarmowała w sprawie kryzysów – jak z węglem czy zbożem – wiele miesięcy przed tym, gdy wybuchły one na dobre, ale generalnie nikt już was nie słucha, bo krzyczeliście "łapać złodzieja" tak często, że teraz ludziom to spowszedniało…

Tragedią Polski pod rządami Prawa i Sprawiedliwości jest to, że my tak naprawdę codziennie słyszymy o nowej aferze. A to Willa Plus, a to kolega pana Mejzy, który oszukiwał chore dzieci, dostaje posadę w PKO BP, a to dowiadujemy się o podwyżkach dla pana Glapińskiego. Potem słyszymy o finansowaniu przez Konfederację konwencji za 420 tys. zł, z których znaczna część trafiła do człowieka znanego z organizacji urodzin Hitlera…

Tych afer naprawdę jest tak dużo! Codziennie ktoś kradnie, defrauduje lub zwyczajnie źle rozporządza pieniędzmi publicznymi, co jest największą zbrodnią przeciwko polskiej racji stanu. Jak mamy przechodzić obojętnie choćby obok jednej takiej sprawy?

Nie możemy godzić się na część nadużyć tylko dlatego, że PiS próbuje przyzwyczaić nas do tego, że okradanie narodu i afery to nowa normalność.

Czytaj także: https://natemat.pl/479090,jaroslaw-walesa-o-pis-i-konfederacji-posel-ocenil-szanse-ko-w-wyborach