Rząd przespał kolejny incydent. Były szef MON: Premier i jego ministrowie są skupieni na sukcesach

Mateusz Przyborowski
29 kwietnia 2023, 07:08 • 1 minuta czytania
W lesie w Zamościu pod Bydgoszczą znaleziono tajemniczy obiekt wojskowy. Sprawa wywołała lawinę domysłów i plotek. Za naszą wschodnią granicą toczy się brutalna wojna, ale rządzący, zamiast uspokoić obywateli, że sytuacja jest pod kontrolą, przed kamerami i w social mediach wolą chwalić się sukcesami. – Panowania nad sytuacją nie było także w przypadku rakiety, która spadła w Przewodowie, i nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków – mówi naTemat.pl Tomasz Siemoniak, były minister obrony narodowej.
Co spadło w lesie w Zamościu pod Bydgoszczą? Rząd PiS woli chwalić się sukcesami Fot. Tomasz Czachorowski / Polska Press / East News

"W lesie, w okolicy Zamościa pod Bydgoszczą, mieszkańcy zauważyli tajemniczy obiekt" – taka informacja pojawiła się w środę 26 kwietnia wieczorem. Od razu na równe nogi postawiono straż pożarną i policję. Służby zachowały się tak, jak powinny – rozpoczęły akcję poszukiwawczą i zabezpieczyły teren.


W sprawie toczy się śledztwo, ale jak dotąd nie pojawił się jasny komunikat, skąd pocisk wziął się w lesie. Z nieoficjalnych doniesień mediów wynika, że informacje o znalezieniu obiektu służby miały otrzymać już w poniedziałek 24 kwietnia. Jak informowaliśmy w naTemat, na obiekcie, kształtem przypominającym pocisk, znajdowały się napisy w języku rosyjskim.

Rząd PiS przespał kolejny incydent

A co zrobił rząd?

Władze naszego kraju postanowiły nabrać wody w usta, zamiast natychmiast o wszystkim poinformować obywateli. I żeby była jasność: nikt nie oczekiwał szczegółów – chodziło o jasny komunikat, że służby panują nad sytuacją i nie ma powodów do niepokoju i paniki.

Tymczasem incydent wywołał lawinę spekulacji, domysłów i plotek. A media na własną rękę rozpoczęły próby ustalenia, co się stało pod Bydgoszczą. Mieliśmy więc powtórkę z listopada 2022 roku, bo przecież o tym, że zabłąkana rakieta spadła w Przewodowie, zabijając dwie osoby, dowiedzieliśmy się z zagranicznych mediów.

Przed paniką znowu nie przestrzegał zatem rząd. Zrobił to na przykład gen. Roman Polko w rozmowie z naTemat. Były dowódca jednostki GROM i były wiceszef BBN stwierdził też, że nie rozumie, dlaczego cała sprawa utrzymywana jest w wielkiej tajemnicy.

Kuriozalne jest także to, że kiedy internet aż huczał od spekulacji, to nie minister obrony narodowej poinformował opinię publiczną o incydencie, tylko zrobił to... minister sprawiedliwości. W dodatku po kilkunastu godzinach – w czwartek 27 kwietnia przed godz. 6:00.

To Zbigniew Ziobro dał też do zrozumienia, że chodzi o szczątki "obiektu wojskowego", co jeszcze bardziej spotęgowało plotki.

"Wydział Wojskowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, pod nadzorem Prokuratury Krajowej, wszczął postępowanie w sprawie szczątków powietrznego obiektu wojskowego znalezionego w lesie kilkanaście kilometrów od Bydgoszczy. Miejsce zdarzenia oprócz prokuratorów badają wojskowi eksperci, policja, żandarmeria i przedstawiciele SKW" – napisał Zbigniew Ziobro.

MON opublikował swój komunikat 40 minut później. Odnotujmy jeszcze, że wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz przemilczał incydent, a Urząd Wojewódzki, którym kieruje, jedynie udostępnił na Twitterze wpis resortu obrony.

Tomasz Siemoniak: Premier i jego ministrowie są od sukcesów

Czy ktoś w polskim rządzie potrafi zarządzać sytuacją kryzysową? Takie pytanie zadaliśmy Tomaszowi Siemoniakowi, posłowi KO i byłemu ministrowi obrony narodowej.

– Rząd nie potrafi ani zarządzać kryzysem, ani komunikacją kryzysową. To klapa na całej linii – mówi nam Tomasz Siemoniak. – W rządzie nie ma też przepływu informacji, bo to nie minister sprawiedliwości powinien przekazywać takie komunikaty, tylko MON, MSWiA czy rzecznik rządu. Pomijam już fakt, że komunikat Zbigniewa Ziobry pojawił się w momencie, kiedy już aż trzęsło się od plotek – dodaje.

Były szef MON w rządzie Donalda Tuska i Ewy Kopacz zwraca też uwagę na to, o czym rząd PiS najwyraźniej zapomniał (chociaż trudno to pojąć) – że Polska to kraj przyfrontowy, a za naszą wschodnią granicą toczy się brutalna wojna.

– Ludzie są wyjątkowo przewrażliwieni. Jeszcze pięć lat temu ten incydent zostałby uznany za zwykły wypadek, ale teraz kontekst jest jednoznaczny. Problemem jest także to, że w obecnym MON czy MSWiA nie ma rzeczników prasowych – w przypadku MON ostatnia pani rzecznik została skazana, a następcy są anonimowi – wskazuje Siemoniak.

– Poza tym, jeśli czołowi politycy PiS i ministrowie są skupieni wyłącznie na konferencjach prasowych, na których opowiadają, jakie to sukcesy odnoszą, to coś, co jest nieprzewidziane, kompletnie ich paraliżuje. I to widać także w tej sytuacji – stwierdza poseł KO.

Panowania nad sytuacją nie było także w przypadku rakiety, która spadła w Przewodowie i – jak widać – nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków. A wystarczyło przekazać od razu: "Doszło do incydentu, służby działają, nie ma zagrożenia dla ludzi". Taki komunikat w pierwszej godzinie jest tysiąc razy więcej wart niż każdy inny po ośmiu godzinach. Tomasz Siemoniakbyły szef MON

– Proszę jednak zauważyć, że premier Morawiecki i jego ministrowie nie lubią informować o sprawach trudnych. Oni są od sukcesów, szef rządu jeździ busem i informuje, jakie PiS buduje drogi. Co do szefów MSWiA i MON, to Mariusz Kamiński i Mariusz Błaszczak być mają uraz przed mierzeniem się z problemami od czasu, kiedy pokazali na konferencji prasowej treści zoofilskie – mówi Siemoniak.

– PiS szuka we wszystkim opłacalności, a coś, co spadło koło Bydgoszczy, nie jest dla niego politycznym złotem – ocenia były szef MON.

Wojsko wreszcie przerwało milczenie

W piątek 28 kwietnia (dwa dni po tym, jak w mediach po raz pierwszy pojawiła się informacja) milczenie w sprawie incydentu pod Bydgoszczą przerwało w końcu wojsko. Choć i tak nie podano zbyt wielu szczegółów.

– Jest wielkie ryzyko prób manipulowania naszymi emocjami – powiedział gen. Tomasz Piotrowski, Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych RP. – Na tę chwilę dla nas istotne jest, że nie doszło do wybuchu ani eksplozji, w przeciwieństwie do tego, co zdarzyło się w Przewodowie – dodał.

Przekazał też, że w lesie znalazł się "sprzęt niewiadomego pochodzenia i z niewiadomego kierunku". – Trwają dochodzenia i dialog między instytucjami – tłumaczył gen. Piotrowski i nawiązał do wydarzeń z końca ubiegłego roku.

16 grudnia 2022, w związku ze zidentyfikowaniem obiektu wojskowego w pobliżu polskiej granicy, do akcji włączono samoloty poszukiwawcze. Niewykluczone, że to wtedy pocisk spadł do lasu, jednak przez wiele tygodni po prostu nie został odnaleziony. – Panujemy nad tym, co się dzieje. Najbliższy czas da odpowiedzi na wszystkie pytania – podsumował wojskowy.

Fakt, że Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych RP zabrał głos w tej sprawie, może wskazywać, iż zamieszanie wokół tajemniczego obiektu pod Bydgoszczą stanowi dla służb bardzo poważny incydent.