"Błaszczak jest w tarapatach". Niemcy piszą o rosyjskiej rakiecie pod Bydgoszczą

redakcja naTemat
24 maja 2023, 07:37 • 1 minuta czytania
Niemiecki portal gazety "Die Welt" podsumował, co dotąd wydarzyło się i co wiadomo w związku z upadkiem pod Bydgoszczą rosyjskiej rakiety. Oprócz dokładnego opisu krok po kroku, tego, co wydarzyło się wokół upadku pocisku, Niemcy wskazują także możliwe scenariusze. Padły także umiarkowane, ale jednocześnie chłodne komentarze na temat znaczenia sytuacji dla partii rządzącej.
Rosyjska rakieta pod Bydgoszczą. Co o sprawie sądzą Niemcy? Fot. Tomasz Czachorowski/Polska Press/East News / Screen Welt

"Die Welt" opisał od początku historię znalezienia pod Bydgoszczą rosyjskiego pocisku. Zwrócono uwagę na kilka kluczowych kwestii, w tym wpływ sprawy na sytuację rządu i ewentualne zagrożenie dla Niemiec.


Rakieta nie została zestrzelona i namierzona

Opisując początek historii, Philipp Fritz zwraca uwagę na czas reakcji służb. Pocisk został zauważony przez przypadkową osobę w lesie już 22 kwietnia. Miał mieć napisy w języku rosyjskim, dlatego zgłosił sprawę policji. Jak zauważa niemiecki autor, specjalistyczne służby w lesie miały się pojawić dopiero 25 kwietnia.

Jak czytamy dalej, niemiecka gazeta przypomniała wystąpienie Mariusza Błaszczaka, który przyznał, że pocisk, który znaleziono w kwietniu, de facto spadł w grudniu. Niemcy przypominają o ówczesnych domaganiach opozycji, by Błaszczaka zdymisjonować, zwracają uwagę, że polskie służby nie były w stanie go znaleźć przez wiele miesięcy, a nawet oceniają, że "Błaszczak jest w tarapatach".

Przy tej okazji przytacza się jego przemówienie, w którym szef MON obwiniał o zdarzenie kluczowych wojskowych polskiej armii. To zresztą wówczas zapowiedział zdymisjonowanie gen. Tomasza Piotrowskiego. Do tego jednak nie doszło.

Niemcy przypominają Przewodów

Przy okazji opisu incydentu z Zamościa pod Bydgoszczą Niemcy przypominają Przewodów. Zwracają uwagę jednak na odmienność tych sytuacji, ale sprawa będzie porównywana.

Jak czytamy w "Die Welt", wspólnym mianownikiem obu sytuacji, jest wątek rakiety. Różnica jest jednak taka, że ta z Przewodowa jest ukraińskim pociskiem obronnym, a o tej z Bydgoszczy od początku słyszymy, że jest rosyjska.

Na to co prawda Niemcy nie zwracają uwagi, ale warto przy tej okazji zaznaczyć, że informacje na temat pochodzenia pocisku (podobnie zresztą jak wszystkie inne w sprawie) rząd cedził rzez zęby. Do opinii publicznej dostawały się więc praktycznie jedynie nieoficjalne doniesienia.

I z tych nieoficjalnych doniesień wynikają zresztą dwie hipotezy, które dotyczą tego, co wydarzyło się pod Bydgoszczą i skąd wzięła się tam rosyjska rakieta. Jak czytamy w "die Welt", jedna zakłada wersję z "zabłąkanym pociskiem", druga rosyjską prowokację.

Jak czytamy w niemieckim artykule, można przyjmować, że pocisk, który spadł niedaleko Bydgoszczy, wleciał do Polski przypadkiem, dokładnie jak ten ukraiński, który znaleziono w Przewodowie. Na to wskazywałby jego rodzaj. Takich rakiet używa się bowiem do atakowania Ukrainy.

Druga wersja, o której piszą Niemcy, to ta, na którą w rozmowie z naTemat wskazywał gen. Roman Polko, czyli, że ze strony Rosji doszło do prowokacji.

Możliwe skutki zdarzenia dla Niemiec

Niemcy zwrócili także uwagę na to, że sytuacja może być szczególnie niepokojąca również dla ich kraju. Jak zaznaczają, w przeciwieństwie do incydentu z Przewodowa, rakieta z rosyjskimi napisami spadła 500 km od granicy wschodniej, a zaledwie 300 od krańców zachodnich. Jak zauważają, pocisk ma zasięg do tysiąca kilometrów, dlatego sytuacja może być realnym zagrożeniem nie dla Niemiec.

W jednym z ostatnich akapitów Niemcy snują przypuszczenia, że gdyby rakieta spadła na budynek mieszkalny albo biurowiec, zdarzenie niosłoby za sobą wiele ofiar. Jak wskazuje dziennikarz, nasz kraj nieustannie się jednak dozbraja, w tym korzystając z pomocy Niemiec i Amerykanów.