Jaki jest "Flash"? Ezra daje dobry występ, ale Keaton to Batman, który bawi się w bycie aktorem
- Na etapie kręcenia tego filmu Ezra Miller budził wiele kontrowersji z powodu swoich wybryków w prywatnym życiu i nie było wiadomo, czy wytwórnia nie odbierze mu głównej roli we "Flashu".
- Aktor ostatecznie wystąpił w filmie wcielając się w tę samą postać, ale z dwóch różnych wymiarów, dając przy tym solidny występ.
- Po blisko 30 latach do roli Batmana powraca też Michael Keaton, który ostatni raz wcielił się w tę postać w 1992 roku w filmie Tima Burtona "Batman powraca".
- Film nie tylko dużo miesza w głównym kontinuum kinowych supebohaterów DC Comics, ale nawiązuje też do długiej filmowej historii tych postaci na srebrnym ekranie.
- Widzowie zobaczą we "Flashu" dużo niespodziewanych cameo (występów gościnnych) legendarnych herosów.
Miarą superbohaterów są nie tylko ich super moce czy przeciwnicy, z którymi przychodzi im walczyć, ale także radzenie sobie z własnymi, bardziej ludzkimi dramatami, na które nie poradzi żadna nadprzyrodzona lub specjalna umiejętność. Na przykład przy stracie kogoś bliskiego.
Pod tym względem właśnie Flashowi najbliżej do Batmana. Wszyscy chyba dobrze wiedzą, co popchnęło młodego Bruce'a Wayne'a, by poświęcił swoje życie na walkę ze złem jako Mroczny Rycerz z Gotham City. Była to śmierć jego rodziców w ciemnej alejce z rąk przypadkowego rzezimieszka.
Flash, czyli tak naprawdę Barry Allen, też stracił swoich najbliższych. Pewnego dnia ktoś zabił jego matkę, a cała wina spadła na jego ojca, który został niesłusznie skazany i osadzony w więzieniu. Wszystko też wskazuje, że nigdy z niego nie wyjdzie, bo brakuje dostatecznych dowodów, które potwierdzałyby jego niewinność.
A co by było, gdyby takie dowody istniały lub idąc dalej, gdyby można było w ogóle nie dopuścić do samej tragedii, która miała tak duży wpływ na młodego Barry'ego? Jako Flash bowiem może on nie tylko biec z prędkością światła. Może nawet cofnąć się w czasie do danego punktu w historii i mieć wpływ na jej przebieg.
Tak w głowie Allena powstaje myśl, by uratować swoich najbliższych. No bo hej, co najgorszego może się stać? Przecież to nie tak, że może przez to zniszczyć cały wszechświat, a nawet wszystkie wszechświaty jednocześnie, prawda? Prawda?
– Nasze blizny tworzą to, jakimi jesteśmy – zauważa Bruce (Ben Affleck, czyli Batman w dotychczasowym kontinuum DCEU) w rozmowie z Allenem, kiedy słyszy o pomyśle podróży w czasie i "naprawie rzeczy". Jednocześnie przestrzega chłopaka, by jego wewnętrzne demony nie były tym, co zdefiniuje mu życie – co oczywiście brzmi dość dziwnie z ust kogoś, kogo życie zdefiniowały wewnętrzne demony.
Barry oczywiście go nie słucha. I jakkolwiek może brzmieć to egoistycznie, postanawia spróbować odzyskać utracone dzieciństwo. On po prostu nie chce mieć tych blizn.
Tak mniej więcej wygląda setup do historii we "Flashu". Osobisty dramat Barry'ego i jego próba odzyskania rodziny jest przyczynkiem do starego dobrego ratowania świata – okazuje się bowiem, że w tym wymiarze także istnieje Generał Zod (w tej roli po raz kolejny Michael Shannon, którego można pamiętać z występu w "Człowieku ze stali"), tyran i despota, który nie spocznie, póki nie znajdzie ocalałej mieszkanki Kryptona – Supergirl (w tej roli przekonująca Sasha Calle) i nie zamieni trzeciej planety od Słońca w nowy dom dla swoich pobratymców.
W tym świecie nie ma jednak żadnej Ligi Sprawiedliwości. Jest tylko Batman, ale nikt go nie widział od lat, jako że Gotham stało się jednym z najbezpieczniejszych miast w Ameryce. Na domiar złego Flash traci swoje moce, a jego jedynym sprzymierzeńcem staje się... drugi Barry Allen, tyle że z tego nowego i dziwnego świata.
Reżyserem filmu "Flash" jest Andy Muschietti (można go kojarzyć m.in. z "To"), a za scenariusz odpowiada Christina Hodson ("Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) (Harley Quinn: Birds of Prey)"), przez co może w filmie nie uświadczymy przesadzonego maczyzmowego patosu, który mógł razić we wcześniejszych filmach od DCEU pod wodzą Zacka Snydera.
Flash jest bohaterem, który czasem się boi i wątpi. Prywatnie Barry jest nieśmiały i raczej wycofany. No ale jest też jego alter ego z równoległego wymiaru – irytujące i śmieszkujące z byle czego. Wy wybierzcie, komu chcecie kibicować.
Znajdziemy w filmie mnóstwo lekkiego humoru, ale też pięknie i kreatywnie nakręcone sceny akcji. Z pewnością jednak w tym wszystkim nie zabraknie też głosów osób marudzących na jakość CGI w niektórych sekwencjach. To prawda, że gdzieniegdzie widać pewne niedociągnięcia, ale nie powinny one zbytnio wybijać z prowadzonej historii.
Ta natomiast momentami chwyta za serce, bo odwołuje się do podstawowej ludzkiej potrzeby posiadania kochającej rodziny i dbania o swoich najbliższych.
To też potwierdzałoby słowa zachwytu Stephena Kinga, który podzielił się swoją opinią na temat "Flasha" na swoim Twitterze. Podobnie jak pochlebne opinie na temat filmu miała gwiazda serii "Mission: Impossible" – Tom Cruise.
Byłem dzisiaj na przedpremierowym pokazie THE FLASH. Z reguły nie przepadam za filmami o superbohaterach, ale ten jest wyjątkowy. Jest szczery, zabawny i przyciągający wzrok. Bardzo mi się podobał.
Na plus zasługuje też poprowadzenie postaci granej przez Ezrę Millera, chociaż już na etapie powstawania tego filmu nie było do końca wiadomo, czy nie zostanie odsunięty od produkcji.
Coraz to nowe informacje dotyczące prywatnego życia aktora nie przestawały zaskakiwać. Aktor został m.in. oskarżony przez dwójkę rodziców o to, że Miller wyprał mózg ich nastoletniej córce i zachowuje się jak przywódca sekty. Innym razem Ezra został aresztowany na Hawajach, po tym jak wdał się w bójkę z mężczyzną, którego oskarżył... o bycie nazistą.
Ostatecznie aktor przeprosił za swoje zachowanie i zapowiedział swoje leczenie. Mimo to podjęto decyzję, że będzie lepiej jeżeli odtwórca głównej roli we "Flashu" nie weźmie udziału w promocji filmu. Aktor będzie rozmawiał z dziennikarzami tylko podczas uroczystej premiery 12 czerwca.
To co jednak szczególnie przykuwa uwagę w tym filmie, to powrót Michaela Keatona do roli Mrocznego Rycerza. Wielu fanów tej postaci uważa, że jego wersja Batmana była tą najlepszą – chociaż od jego ostatniego występu minęło blisko 30 lat.
– To była jedna z tych rzeczy, która utwierdziła nas w przekonaniu do nakręcenia "Flasha". Fakt, że możemy sprowadzić do filmu Michaela Keatona – przyznała w jednym z wywiadów Barbara Muschietti, producentka.
– Naprawdę chciałem Bruce'a Wayne'a, który będzie stał w sprzeczności z oczekiwaniami publiczności. Moim zdaniem nie powinien być taki sam, jakim widzieliśmy go po raz ostatni – zdradził reżyser "Flasha", którego Wayne początkowo bardziej przypomina cynicznego i zrezygnowanego Luke'a Skywalkera z "Gwiezdnych wojen: Ostatniego Jedi".
Jednak to jest tylko pozorna powłoka tej postaci, bo dzięki Keatonowi szybko zaczynamy wierzyć, że wciąż tkwi w nim trochę tego szaleństwa, za które pokochaliśmy go przed laty. I tak jak my – widzowie – tęskniliśmy za tym, by ten Batman znów założył na siebie maskę pelerynę, tak on też tego potrzebował.
Dzięki panie Michael Keaton. Rzeczywiście jest pan Batmanem.
Konsekwencje działań Flasha prowadzą też do sytuacji, w których widzowie będą mogli zobaczyć mnóstwo cameo postaci i wydarzeń z różnych etapów historii DC Comics – tych dobrze znanych oraz tych, o których wiedzą tylko najbardziej zagorzali fani (jak ja!).
To pozwala na chwilę zapomnieć, że wszystkie te nowe i stare wersje są po prostu produktami wielkich koncernów, a tworzą jeden wielki wszechświat niesamowitych pomysłów, historii i ludzkich marzeń o byciu czymś więcej, niż człowiek.
Co jednak ważniejsze "Flash" nie tylko przestawia nam już znane elementy świata tych superbohaterów. Sprawia też, że staje się on znowu trochę ciekawszym miejscem.