Mołek też była na proteście kobiet. Pokazała, co działo się na ulicach Warszawy
Magda Mołek na proteście Strajku Kobiet. Wrzuciła zdjęcia z Warszawy
W środę 14 czerwca na ulicę 70 polskich miast wyszły protesty pod hasłem "Ani jednej więcej", które są odpowiedzią na kolejną śmierć kobiety – 33-letniej Doroty z Nowego Targu, której w piątym miesiącu ciąży odeszły wody płodowe. Zmarła w wyniku zarażenia sepsą, odmówiono jej prawa do aborcji, chociaż jej życie było zagrożone, w tej sprawie trwa śledztwo. Wcześniej w 2021 roku przez Polskę przeszła fala protestów po śmierci Izabeli z Pszczyny. Magda Mołek, sama będąca matką dwójki dzieci, mocno zaangażowała się w sprawę traktowania kobiet na oddziałach położniczych. Od kilku dni na jej instagramowym profilu głównie pojawiają się posty związane z kwestiami ciąży, zdrowiem psychicznym kobiet oraz sposobem, w jaki państwo zapewnia im opiekę. Mołek przeprowadziła również rozmowę z Kamilą Ferenc, adwokatką broniącą praw kobiet w Polsce. Dziennikarka wrzuciła kilka kadrów ze środowej manifestacji w Warszawie. Jeden z nich opisała hasłem: "Chcemy lekarzy, a nie misjonarzy". Mołek sfotografowała jedną z protestujących, która zabrała ze sobą małe dziecko. Przy wózku przymocowała transparent z mocnym napisem: "Moja córka chce mieć mamę!".
Do Mołek najwidoczniej dosadnie przemówiły słowa, które pojawiły się na tabliczce, bo skomentowała je pisząc: "To o tym myślimy dziś w Polsce, gdy planujemy dzieci".
Na parę dni przed protestem Mołek w instagramowym wpisie uderzyła w lekarzy. Stwierdziła, że los, który spotkał panią Dorotę, mógłby równie dobrze spotkać ją.
"Moje bogińskie ciało. Dało życie, nawet dwa. A mogło nie dać i sama mogłam umrzeć w polskim szpitalu - taka gorzka refleksja na długi weekend" – zaznaczyła na wstępie.
"Może przeczyta to jakaś ginekolożka/ginekolog… Bo chcę publicznie spytać - po śmierci Doroty w szpitalu w Nowym Targu - gdzie jesteście? Jest was około 7,7 tys. w kraju. Sporo. A my umieramy w waszych szpitalach. Co takiego wam zrobiłyśmy, że milczycie?" – zwróciła się do lekarzy. Mołek kontynuowała gorzki wpis, zadając specjalistom pytania. Jej zdaniem lekarze powinni zawsze stawać po stronie kobiet i ratować ich życie, a nie bać się systemu, prawa czy prokuratora. "Dlaczego umieramy pod waszą opieką? Dlaczego nas zdradzacie? Boicie się systemu/prawa/prokuratora? A czemu, zamiast zdradzać nas, nie zdradzicie systemu/prawa/prokuratora i nie staniecie PO NASZEJ STRONIE?" – zapytała wprost.
"Pękła tama. Na ulice wyszli ci, którzy nigdy nie protestowali"
Czym protest 14 czerwca różnił się od poprzednich? Jak podkreśliła Marta Lempart w rozmowie z naTemat hasło "Ani jednej więcej" jest dziś trudne, bo przecież mamy do czynienia ze śmiercią kolejnej kobiety, która zaufała lekarzom, poszła do szpitala, będąc w ciąży i już z tego szpitala nie wyszła, ponieważ odmówiono jej legalnej aborcji.
Od ostatnich społecznych aktywizacji pewne kwestie się zmieniły. Jak zaznaczyła organizatorka Strajku Kobiet, wiele osób zrozumiało, że ani państwo, ani służba zdrowia nie chroni praw ciężarnych kobiet.
– Protesty są o tym, że partia rządząca w naszym kraju wytworzyła atmosferę totalnej pogardy dla praw kobiet, a dokładnie wzmocniła tę pogardę jeśli chodzi o środowiska medyczne. PiS dał lekarzom zielone światło na traktowanie pacjentek przedmiotowo, nieliczenie się z nimi i narażanie ich na utratę zdrowia i życia – potwierdził, że jeśli tak robią, to mogą tak robić dalej i bardziej. Jak wskazała aktywistka, ograniczenie prawa do aborcji jest odpowiedzialnością trybunału mgr Julii Przyłębskiej. – Zniesienie obowiązkowych standardów opieki okołoporodowej to decyzja i wina PiS – oznajmiła.
Jednak w przypadkach kobiet, które w ostatnich miesiącach poniosły tragiczną śmierć, to lekarze odmówili legalnych aborcji, zupełnie bezprawnie. – Ta silna mobilizacja społeczna w kontekście protestów wynika z tego, że pękła bańka zakłamanego przekazu, zgodnie z którym lekarzy zmusza się do bohaterstwa przeprowadzania nielegalnych aborcji. Tu chodzi o aborcje legalne, które uratowałyby życie Agnieszki, Izy i teraz Doroty – powiedziała aktywistka. Marta Lempart dodała, że obecny protest, już w 70 miastach, łączy się z mobilizacją większą niż kiedykolwiek. – Pękła pewna społeczna tama – jest duża świadomość tego, że za każdą śmiertelną ofiarą błędnej decyzji lekarzy o odmowie aborcji jest kilkaset kobiet, którym się cudem udało – które będąc w ciąży, w szpitalu otarły się o śmierć – wyjaśniła.