Widzisz, że ktoś się topi? Ratownik tłumaczy, kiedy nie rzucać się na ratunek

Anna Dryjańska
28 czerwca 2023, 14:10 • 1 minuta czytania
– To ludzki odruch – tak o naszej chęci, by rzucić się na pomoc tonącemu, mówi Jarosław Sroka, dyrektor Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jednak są sytuacje, w których lepiej tylko zadzwonić na numer alarmowy 112. W ostatnich dniach głośno jest o przypadkach, gdy osoba, która wskoczyła do wody, by ratować tonącego, sama straciła życie.
Akcja ratunkowa służb w Szczecinie, gdzie w czerwcu 2022 roku znaleziono topielca w Jeziorze Głębokim. fot. ANDRZEJ SZKOCKI/POLSKAPRESS/Polska Press/East News

Utonęły, gdy ratowały kogoś innego

We wtorek po południu do takiej tragedii doszło w Kaliszu. 42-letnia kobieta skoczyła do rzeki Prosna, aby ratować swojego syna. Chłopiec zdołał wydostać się na brzeg o własnych siłach. Niestety kobiety nie udało się uratować.


Do bliźniaczo podobnej sytuacji doszło wcześniej na południowym wybrzeżu Irlandii niedaleko plaży Ballycroneen w pobliżu Cork, gdy 34–letnia Polka rzuciła się do wody spiesząc na ratunek swojemu synowi. Pochodząca z Podkarpacia Joanna W. zdołała wypchnąć go na skały, ją samą porwał jednak silny prąd morski. Służby ratunkowe po jakimś czasie wyłowiły kobietę, jednak reanimacja się nie powiodła – stwierdzono zgon.

W 2020 roku w krakowskim zalewie Bagry na pomoc koledze rzucił się 16–letni chłopiec. Uratował go, ale przypłacił to życiem. Podobne sytuacje dotyczą także innych osób bez profesjonalnego przygotowania, które ruszają na ratunek obcym ludziom lub swoim psom, a potem same toną.

Jak ratować tonącego? Po pierwsze chronić własne życie

Jarosław Sroka, dyrektor MOPR w Giżycku, mówi naTemat, że pierwszą i podstawową zasadą w tak dramatycznych okolicznościach powinna być ochrona własnego życia. Jednak – wskazuje ekspert – nie może dziwić, że czasami o niej zapominamy lub wręcz celowo ją łamiemy. – Matka nie będzie kalkulować – przyznaje Sroka.

Kiedy lepiej pozostać na brzegu czekając na przybycie służb ratunkowych? Sroka zaznacza, że wiele osób jest – błędnie – przekonanych, że aby uratować tonącego, wystarczy umieć pływać.

– Aby laik miał szanse uratować topielca i sam nie pójść na dno, musi pływać dobrze. A dobrze to nie znaczy tylko żabką w stylu dyrektorskim, czyli z głową cały czas nad wodą. Bardzo wątpliwe, by mimo najszczerszych chęci, taka osoba mogła udzielić pomocy tonącemu – tłumaczy Jarosław Sroka.

Dyrektor MOPR przypomina, że osoba tonąca jest w panice, która może sprowadzić niebezpieczeństwo na "średniego" pływaka. – Tonący chwyci się każdego i wszystkiego – mówi Sroka.

Jak pomóc osobie, która się topi. Zasada druga: Umieć pływać dobrze

MOPR-owiec wskazuje, że największe szanse na bezpieczne uratowanie tonącego ma osoba, która dobrze opanowała pływanie czterema stylami: kraulem, żabką, stylem grzbietowym i delfinem (motylkiem). Do tego, zanim człowiek rzuci się do wody, musi wziąć pod uwagę swój stan zdrowia i samopoczucie. Nawet najlepsze umiejętności pływackie mogą okazać się niewystarczające, gdy ktoś ma kontuzję albo jest osłabiony chorobą.

– Ratownik-amator powinien szybko i uczciwie ocenić, czy w tym momencie jego własne życie nie będzie zagrożone. Jeśli tak – lepiej by został na brzegu. Inaczej może powiększyć liczbę ofiar – wskazuje dyrektor Sroka.

Ekspert przypomina, że takie same kryteria stosują profesjonalni ratownicy. Priorytetem jest to, by nie pogorszyć sytuacji. – Ratownicy też rezygnują z udzielenia pomocy w sytuacji, gdy ryzyko dla ich własnego życia jest zbyt duże – wyjaśnia Sroka. Rozmówca naTemat przypomina, że podobną zasadą kierują się przedstawiciele służb walczący z innymi żywiołami – np. strażacy. – Trzeba ratować z głową, nie na oślep – podkreśla Jarosław Sroka.

Zasada trzecia: Zdrowy rozsądek

Dyrektor MOPR w Giżycku przyznaje, że oczywiście najlepiej by było, gdyby ludzie wypoczywający nad wodą przestrzegali zasad bezpieczeństwa, tak by nie trzeba było ruszać im na pomoc. Jak mówi, ratownicy od lat uczą tych zasad dzieci na szkolnych pogadankach. Niestety efekty nie są oszałamiające.

– To jakiś fenomen. Na brzegu wszystko wiemy. Jesteśmy bardzo świadomi w swoich mieszkaniach, biurach, na ulicach. Ludzie potrafią wyrecytować zasady z głowy – że nie wolno skakać do wody, gdy się jest rozgrzanym, po alkoholu, w miejscach niestrzeżonych... ale gdy tylko dotkną stopami wody albo wejdą na jacht, ta wiedza u części z nich paruje. Inaczej nie mielibyśmy tylu akcji – wzdycha Jarosław Sroka.

Czytaj także: https://natemat.pl/495443,37-latek-utonal-przy-plazy-w-jantarze