"Ale gruba świnia". Powiedział facet z 40 kg nadwagi do kobiety na plaży
Gdy kilka lat temu czekałam pewnego letniego wieczoru na stacji metra na pociąg, zorientowałam się, że śmieje się ze mnie grupka trzech mężczyzn. "Dupa jak trzydrzwiowa szafa", "cycki jak rodzynki", grubas, wiecie: wyżyna elokwencji. Tak mnie zmroziło, że udawałam, że ich nie słyszę (zresztą miałam słuchawki na uszach, wyłączone), ale gdy przyjechał pociąg, nie wsiadłam do niego, bo kątem oka zobaczyłam, że wchodzą do niego "moi żartownisie". Ot, reakcja obronna.
Wtedy ich zobaczyłam. Przeciętni, zwyczajni faceci. Żadni modele. Dwóch miało nadwagę, a trzeci, ten, który rechotał najgłośniej (poznałam go po głosie), był otyły. Znacznie większy ode mnie. Gruby.
Początkowo nie przywiązałam do tego większej wagi, bo zwyczajnie nie interesuje mnie wygląd obcych ludzi (co poleciłabym chamskim typom z peronu metra, których nie pozdrawiam). Ale później do mnie to dotarło: czy właśnie od grubasów wyzwał mnie gruby facet?
Facet po trzydziestce, który wydawał się super pewny siebie, w spodenkach do kolan i krótkiej "żonobijce", spod której wylewał się goły, owłosiony brzuch? Którego ja – która krótkich spodenek na luzie nie założę, właśnie z powodu takich typów – w życiu nie nazwałabym grubasem? (Grubym, tak, to zwyczajny przymiotnik, deskryptor. Ale grubas? Brzydkie, pejoratywne, obraźliwe). Któremu zazdrościłabym raczej luźnego podejścia do własnego ciała?
Witamy w świecie kobiet, od których panowie z nadwagą i piwnymi brzuchami oczekują figur miss. Wróć: figur zupełnie nierealistycznych, bo "be" są już mikrofałdki na brzuchu.
"Ale spasiona", czyli mężczyźni oceniają kobiety
Nie jest to nic nowego, bo znam takich historii masę (i wy pewnie też). Kolega z nadwagą, który chamsko oceniał urodę każdej dziewczyny. Wuj z "piwnym brzuchem", który nazwał moją dorastającą wówczas koleżankę "pączkiem w maśle, której żaden chłopak nie zechce". Całkowicie przeciętni dresiarze na skwerku rzucający obleśne komentarze o ciele przechodzących kobiet.
Grupka sączących piwko kolegów rechoczących z "dup". Incel, który wyzywa ładne dziewczyny od dziwek, bo nie chcą się z nim umówić. Facet o średniej budowie, który celowo odrzuca dziewczyny w rozmiarze większym od 38. Jest zresztą nawet taki mem:
W oczach wielu facetów kobieta wciąż ma być laską idealną. Piękna twarz (ale w żadnym wypadku zrobiona, bo panowie cenią sobie naturę), długie włosy, długie nogi, płaski brzuch, duży biust, kształtny tyłek. Ten sam mężczyzna, który pomstuje na kobiety preferujące wysokich facetów (dyskryminacja!), głośno mówi, że nie chciałby mieć grubaski.
Grubaski, która w męskim języku wcale nie musi oznaczać kobiety z nadwagą czy otyłością. To często kobieta, która po prostu nie wygląda jak Bella Hadid. O przeciętnej, zwyczajnej sylwetce, wyglądająca jak większość kobiet na ulicy. Już rozmiar M jest dla niektórych za duży, bo taki facet wyłapuje boczki, "sadło" i krzywy nos, ale tego samego u siebie raczej nie widzi.
Zresztą zobaczcie, że znacznie częściej atrakcyjna dziewczyna będzie z przeciętnie wyglądającym chłopakiem niż atrakcyjny chłopak z przeciętnie wyglądającą dziewczyną. Szczupła z grubym, niż szczupły z grubą. Bo piękna i bestia, kobiety lubią misiaczków, trzeba się do czegoś przytulić. Ciekawie brzydki, ważne, żeby był miły, ciało tatuśka (bo ciało po ciąży to już nie).
Ale kiedy tiktokerka plus size Alicia Mccarvell wstawia filmiki i zdjęcia ze swoim mężem Scottem – mięśnie, wyrzeźbiona sylwetka – musi czytać g*wniane komentarze, że to niemożliwe, żeby 'taki paszczur był z takim przystojniakiem" i na pewno kobieta wszystkich zrobiła w balona.
Ludzie jej nie wierzą: może omamiła Scotta? Może trzyma go siłą, bo trzyma jego matkę w piwnicy? Biedny facet, trzeba go ratować, bo musi spać w jednym łóżku z wielorybem! Zresztą na pewno jest gejem (niektórzy wciąż wierzą w tę teorię spiskową)! Dostaje się zresztą nie tylko Alicii: anonimowi faceci wytykają Scottowi w komentarzach, że jest na tyle głupi, że ożenił się z "grubaską".
Na szczęście Alicia i Scott (który należy do tych porządnych, patrzących na człowieka szerzej niż ciało) mają to gdzieś, ale come on. Obrzydliwe.
Zanim nas ocenicie, spójrzcie na siebie
Jasne, nie jest tak, że kobiety są cudowne, wspaniałe i nikogo nie oceniają po wyglądzie. Pewnie że nie, wspomnianą tiktokerkę przecież też atakują. Dziewczyny też potrafią być wrednymi bitches. Nie jesteśmy aniołami, przecież też seksualizujemy facetów. Jednak jest spora różnica.
Nie wiem, co się dzieje w czyjeś głowie, ale jako kobieta mogę szczerze powiedzieć, że we wspólnych rozmowach rzadziej oceniamy kogoś wprost, chamsko. Może półsłówkami, żeby nikogo nie urazić, zupełnie po cichu albo we własnych myślach, ale w moim 34-letnim życiu nie spotkałam kobiety, która wyzywałaby facet od grubasa.
Nie zbieramy się na peronach metra, żeby nazywać kogoś waleniem. A nawet jeśli kogoś skrytykujemy, to pewnie dostrzegamy te same wady u siebie, bo jesteśmy samokrytyczne.
Tymczasem u facetów to jest nagminne. Nie każda dziewczyna musi się każdemu podobać, ale krytykowanie na głos wyglądu, wyśmiewanie się z obcych kobiet ulicy, ocenianie dziewczyn po sylwetkach? Rechotanie z kolegami i mówienie wprost, że "grubej nie tknąłby kijem". Macanie, dotykanie. To już po prostu chamstwo i obrzydlistwo.
Z czego to wszystko wynika? Nie jestem socjolożką, ale mogę gdybać. Podwójne urodowe standardy i nierealistyczne standardy piękna wpędzające dziewczyny w kompleksy od wczesnej młodości? Inny typ wychowania: nacisk na urodę u dziewczynek, a na umysł u chłopaków; mama nazywająca córkę grubą, babcia mówiąca do wnuczka per "przystojny kawaler"?
A może my, dziewczyny, jesteśmy tak wyczulone na punkcie własnego ciała, które nieustannie ktoś ocenia, krytykuje, rozkłada na czynniki pierwsze, że jesteśmy bardziej wrażliwe na tym punkcie i niechętnie komentujemy głośno sylwetki innych? Częściej dopingujemy, wychwalamy, wykrzykujemy, że nasza przyjaciółka wygląda świetnie, wypisujemy jej peany w komentarzach.
A może po prostu jesteśmy lepiej wychowane? Mamy w sobie więcej przyzwoitości? Może faceci są tak zaślepieni swoją domniemaną zaje*istością, o której słyszeli od dziecka, że naprawdę sądzą, że są lepsi od innych i wszystko mogą? Jako "przystojni kawalerowie" nie zniżą się do randkowania z dziewczyną, która nie ma figury Aniołka Victoria's Secret. Paszczur!
Oczywiście oni też mają kompleksy. Im też kultura serwuje nierealistyczne ideały z mięśniami i sześciopakiem, a ciałopozytywność działa u mężczyzn znacznie mniej prężnie niż u kobiet. Modelki plus size to już norma, modele plus size niekoniecznie. Ale mimo to wydają się znacznie pewniejsi siebie niż zakompleksione dziewczyny, które boją się założyć kostium na plażę i nieustannie się odchudzają, żeby nie zostać starymi pannami, bo tak gadają im ciotki na weselach kuzynek.
To kolejny dowód na to, że kobiety i mężczyźni nie żyją w tych samych światach. Wolę jednak ten pierwszy, mimo że ciągle nam się dostaje. Przynajmniej jest w nim mniej hipokryzji i samozadowolenia.
Dajcie nam spokojnie plażować. Odczepcie się od naszych ciał, bo nie należą do was. Zanim je ocenicie, spójrzcie na swoje. Jeśli są tak idealne, jak wymagacie tego od kobiet, to wtedy pogadamy.