Żodyn się tego nie spodziewał, ale... jedną z najfajniejszych gam sportowych aut ma dziś Toyota
To w ogóle był nieoczywisty event. Słomczyn większości polskich fanów motoryzacji kojarzy się bowiem nie z torem wyścigowym, a giełdą – między innymi – samochodową, na której można było kupić dosłownie wszystko.
I w tym zaskakującym miejscu już od dłuższego czasu jest tor wyścigowy. Niezbyt szybki, mocno techniczny, ale też w sam raz, żeby sprawdzić możliwości możliwości sportowych samochodów marki Toyota. I to też jest taka nieoczywista sprawa, jak cały ten Słomczyn – bo przecież jeszcze kilka lat temu Toyota miała opinię marki skrajnie nudnej.
Ale w końcu coś drgnęło i jak drgnęło, to na serio. Dziś Toyota ma całkiem przyzwoitą gamę sportowych modeli. Nie ma wśród nich może demonów prędkości, bo nawet 340-konna Supra na tle konkurencji wypada po prostu przyzwoicie, ale w kategorii fun z jazdy jest naprawdę super.
W każdym razie w Słomczynie miałem okazję sprawdzić różne wersje Supry, GR86 oraz prawdziwego rodzynka – Yarisa GRMN.
I ten właśnie rodzynek trafił mi się na dzień dobry. Czemu rodzynek? Bo takich aut w Europie – przynajmniej początkowo – było tylko 400. I samego Yarisa GRMN nie można mylić z Yarisem GR, który swojego czasu testowaliśmy w naTemat i który z miejsca zachwycił petrolheadów.
Czytaj także: https://natemat.pl/330203,sportowy-hot-hatch-z-rodowodem-wrc-nowa-toyota-gr-yaris-test-na-torzeTo czym jest Yaris GRMN? Pełna nazwa tego modelu to… Toyota Yaris Gazoo Racing tuned by the Meister of Nurburgring.
Naprawdę. Ja nie żartuję. W każdym razie to samochód z 2017 roku, a więc to Yaris jeszcze poprzedniej generacji, kiedy cała linia GR jeszcze nie istniała. A sam samochód to efekt pracy co bardziej krewkich inżynierów Toyoty.
I trzeba powiedzieć, że to rasowy hothatch. Z jednej strony – wysokie nadwozie, pozycja w środku raczej jak na taborecie, jak to w Yarisie, do tego tragiczne multimedia i niepasująca do wszystkiego kierownica rodem z GT86 (nie mylić z GR86). Tak, Yaris GRMN przy późniejszym Yarisie GR wygląda bardzo chałupniczo. Wręcz jak składak.
Ale na takim zręcznościowym torze jak Słomczyn ten samochód był w stanie dotrzymać kroku nawet znacznie szybszym Suprom. Niska masa, napęd na przód, sześciobiegowy manual i wspaniały silnik 1.8 z kompresorem. 212 koni mechanicznych i 249 niutonometrów robią swoje.
Trakcję zapewniła mechaniczna szpera, a całe zawieszenie zostało dodatkowo usztywnione. Ten Yaris jeździ jak bajka. Chciałbym w sumie powiedzieć, że to wielka szkoda, że nie da się go już kupić… ale "obecny" Yaris GR jest jeszcze ciekawszy. Choć też trudno dostępny.
Wypadałoby pewnie przejść teraz do aut łatwiej dostępnych prawda? No to nie, Toyoty GR86 też już za bardzo nie kupisz. Powód? Kuriozalny – GR86 zniknęła z oferty w Polsce zanim na dobre się w niej rozgościła, ponieważ od kwietnia tego roku każde sprzedane w Polsce auto musi mieć odbiornik DAB+.
GR86 go nie ma, więc papa. SERIO.
Oczywiście auto można kupić w innych krajach UE, ale… też już niedługo. Ponieważ nie umie rozpoznawać znaków drogowych. Żeby zmieściły się w nim odpowiednie kamery, trzeba byłoby podnieść linię dachu o 2 centymetry. A tego Toyota robić nie chce.
Tak więc auto jest, ale jakby go nie było. GR86 nigdy w zasadzie nie trafiła do oferty, przydział na Polskę wyprzedał się zanim większość w ogóle usłyszała o takim aucie. Więc na dobrą sprawę to kolejny rodzynek.
A jak się w ogóle tym jeździ, skoro już dane było mi sprawdzić tego białego kruka na torze? Zależy czy automatem, czy manualem. Bo jeździłem obiema wersjami. I tak automat zapewne się świetnie sprawdza, jeśli chcesz mieć po prostu fajne auto do codziennej jazdy, ale na tor się nie nadaje. Jest za wolny, to żadna dwusprzęgłowa, tylko tradycyjna skrzynia.
Co innego manual – ten jest ostry jak brzytwa i na takim torze jak Słomczyn, gdzie trzeba albo jechać ciągle na dwójce, albo lawirować między dwójką a trójką, sprawdza się znakomicie. I dodaje pieprzu tej konstrukcji.
Bo GR86 to typowy funcar. Pomimo relatywnie niewielkiej mocy (234 KM z boxera o pojemności 2,4 litra) samochód chętnie zarzuca tyłkiem i jeszcze chętniej daje nawet niewprawnemu kierowcy opanować ten drift. Ot, zabawka, która nie sprawi, że wrócisz do domu zlany potem, tylko z poczuciem władzy nad swoim sportowym samochodem. Sama przyjemność.
I to akurat ważne, żeby ten samochód dostarczał przyjemności – bo multimedia, jakość wnętrza i cały ten feeling jest po prostu… toyotowski.
Ostatnim autem, którym miałem okazję pojeździć w Słomczynie, jest legendarna Supra. Zarówno w manualu, jak i w automacie (tutaj biegi chodzą już szybciutko), aczkolwiek dostępne były "tylko" trzylitrowe, 340-konne wersje.
Supra na torze sprawiała wrażenie samochodu... raczej z gry komputerowej. Pomimo największej mocy była łatwa do okiełznania, wręcz skręcała tak jak jej się rozkazało, chociaż tutaj zapewne była duża rola świetnego ogumienia. Samo auto już pomimo kilku lat na rynku dalej robi świetne wrażenie i designem, i... w środku. Multimedia i ogólnie wnętrze to przeszczep od BMW Z4, więc z tej strony auto robi jednak lepsze wrażenie niż autorskie pomysły Japończyków.
Niestety kariera tego modelu też już powoli się kończy, więc jeśli macie ochotę na szybkie, dwuosobowe coupe, warto pędzić do salonu. Japończycy co prawda szykują następcę, ale żadne szczegóły nie są znane. Wiecie, to równie dobrze może być elektryczna Supra...
W każdym razie ze Słomczyna po kilku godzinach zabawy w upale wyjechałem i zmęczony, i szczęśliwy. Wyjechałem też z dwoma wnioskami. Jeden jest raczej słodki, a drugi dość gorzki.
Ten słodki jest taki, że w zasadzie jeśli myślisz o aucie do zabawy, to raczej nie myślisz o Toyocie – i to jest błąd. Marka sama sobie przez lata wypracowała taką opinię, ale... ta opinia nie ma już nic wspólnego z faktami. Owszem, w portfolio Toyoty nie znajdziesz czterystu czy pięciusetkonnych potworów, ale... czy naprawdę tego potrzebujesz? Jesli szukasz aut do sportowej jazdy, a zwłaszcza do nauki tejże, i chcesz poczuć więź z autem (taka GR86, ale też Yaris GR, którym nie jeździłem tym razem, to cudownie analogowe auta), Toyota ma wprost idealną ofertę. Naprawdę. To są tradycyjne, mechaniczne, sportowe auta. 100 proc. satysfakcji gwarantowane.
Ale jest też drugi wniosek, ten gorzki. Całe to zamieszanie z problemami z dostępnością GR86, mała pula Yarisa GRMN, długie czekanie na Yarisa GR pokazują w sumie, że Toyocie tak średnio zależy na europejskim kliencie, który chce coś innego niż kolejną hybrydę. Nie mówię w tym momencie o polskim importerze – ten choćby organizując ten event pokazał się z jak najlepszej strony.
Ale tam daleko, w Japonii – raczej skupiają się na innych rynkach w kwestii motorsportu. Choćby Corolla GR do Europy nie trafi w ogóle i pomimo starań importera nie udało się ściągnąć na event nawet jednej sztuki. Szkoda. Bo to świetne auta. Dobrze, że chociaż Suprę ciągle stosunkowo łatwo kupić.