"Do kieszeni wsadzają cebulę, paczkę sera", "Przyłapani płaczą". Polacy coraz częściej kradną

Katarzyna Zuchowicz
17 lipca 2023, 10:03 • 1 minuta czytania
Porażająca wydaje się sama skala, ale nie tylko. Poraża bezczelność złodziei, strach pracowników sklepów i ich bezradność. Ale też bieda, która ma pchać do kradzieży starsze osoby. – Do kieszeni wrzucą jedną gruszkę albo cebulę. Paczkę sera. Wędlinę. Na twarzy widać wstyd. To jest bardzo, bardzo przykre – mówi właścicielka dużego sklepu w Warszawie. Wszędzie słychać, że kradzieży jest więcej. Jeśli PiS tego nie widzi, to jest tak ślepy, że głowa mała. Bo tu bardzo odbija się stan polskiego społeczeństwa.
Właściciele sklepów opowiadają nam o kradzieżach. (zdjęcie ilustracyjne) fot. Hubert Hardy/REPORTER/East News

– Jest źle. Jest bardzo źle. Wcześniej w naszym sklepie zdarzało się dużo masowych kradzieży. Na przykład złodzieje wchodzili, brali torbę kapsułek do prania i szybko wybiegali ze sklepu. Znikały produkty, którymi, jak myślimy, ktoś potem handlował. W tym momencie bardzo nasiliły się kradzieże pojedynczych rzeczy. I zwiększył się wiek osób, które kradną. Bardzo często kradną starsze osoby – mówi właścicielka dużego sklepu w Warszawie.

To w ciągu ostatnich miesięcy zauważa u siebie najbardziej. Widzi też nasilenie takich przypadków. – Zdecydowanie znika "spożywka". Małe produkty. Jakaś puszka z rybami. Nabiał. Bardzo zaczęli kraść paczkowany ser żółty. W tym momencie u mnie w sklepie widzę dużo kradzieży serów żółtych. W wózkach zakupowych na kółkach, w kieszeniach lub w rękawach kurtek, gdy było zimniej, lądują też paczuszki z szynką – wymienia.

Jak reaguje?

– Ja nawet nie wzywam policji. Nie wyobrażam sobie wezwać policji do starszej osoby. Sumienie by mi nie pozwoliło. Wolę poobserwować taką osobę, sprawdzić, czy zapłaci i zwrócić uwagę przy kasie. Wtedy albo niech zwróci produkt, albo niech zapłaci. Część płaci. Tłumaczą, że zapomnieli, że mają już sklerozę. Widać ich wstyd. Jedni być może myślą, że zaoszczędzą, bo słychać o wzmożonych kradzieżach, więc może mają nadzieję, że ich nie złapią. Ale część ewidentnie kradnie dlatego, że jest ogromna inflacja – mówi.

"Widać, że robią to ze wstydem"

Właściciel sklepu w innej części Warszawy: – Ja kiedyś nie uważałem, że starsze osoby potrafią kraść. A jednak potrafią. Są tacy, którzy przyłapani na kradzieży, zaczynają płakać. Mówią, że nie mają pieniędzy. To jest bardzo przykre. Myślę, że dużo osób robi to z biedy. Że kiedyś aż tak dużej biedy nie było. I widać, że robią to ze wstydem.

On też obserwuje więcej kradzieży z udziałem osób starszych. – Biorą głównie produkty typowo codziennego użytku: masło, twaróg, śmietanę, mleko, jogurty, serki pakowane w plasterki, parę plasterków wędliny pokrojonej na ladzie, która nie trafia do koszyka, tylko od razu gdzieś do torebki. Jeśli chodzi o ilość, u nas głównie znika nabiał. Podejrzewam, że te osoby robią tak z powodu wysokich cen, bo wszystko jest dużo, dużo droższe – mówi.

Ogólna obserwacja? – Ogólnie kradzieży w tym roku jest dużo więcej niż w zeszłym roku. Nawet udaje nam się złapać trochę więcej osób, ale to i tak ich nie zniechęca. Widzimy to też choćby po robionej niedawno inwentaryzacji. Nie mieliśmy jeszcze tak złej inwentaryzacji, jak przez ostatnie pół roku. Straty sklepu kiedyś były zerowe, a teraz są powyżej kilku tysięcy złotych – odpowiada.

Kto kradnie najczęściej? – Zakres wiekowy to 14-70+. Znika alkohol, kawa, młodsi kradną chemię, np. kapsułki czy proszki do prania. Te droższe rzeczy kradną osoby, które chcą na tym zarobić i chcą je potem sprzedać. Dzieciaki kradną dla zabawy – mówi.

Wzrost kradzieży w obiektach handlowych o 31 proc.

Ktoś powie: kradzieże były, są i zapewne będą. Ale od pewnego czasu ciągle słychać, że w sklepach jest ich więcej. Dorota Kuźnik pisała już o tym, jak Polacy potrafią zostawiać w sklepach stare majtki lub buty i wychodzić w nowych. A policja i lokalne media co rusz alarmują o kolejnych, brawurowych, złodziejskich wyczynach.

"Nie ma dnia, by w drogeriach na Ursynowie ktoś nie kradł kosmetyków. Policjanci mówią wręcz o pladze kradzieży w tego typu sieciach. Znikają z półek nawet tanie szampony. Wszystko, co da się później sprzedać". "Halo Ursynów"lipiec

Albo:

"Policjanci z warszawskiej Woli zatrzymali 19-latka podejrzanego o kradzież rozbójniczą. Mężczyzna wyniósł ze sklepu ponad 60 paczek kawy wartych prawie 2 tysiące złotych, po czym rzucił się na ochroniarza, który zauważył kradzież". Portal Spożywczymaj

Dosłownie wczoraj do aresztu trafił mieszkaniec powiatu ryckiego, który przez trzy miesiące okradał markety. "Tylko z marketu w Pilawie kilka dni temu mężczyzna wyniósł towar za ponad 6 tys. zł" – cytuje policję "Tygodnik Siedlecki".

Kilka dni temu w markecie w Sochaczewie przyłapano zaś cztery dziewczynki w wieku 10-11 lat. Zabrały z półek m.in. słodycze, kabanosy i sushi.

Same za siebie mówią też ostatnie statystyki.

"Ze statystyk Komendy Głównej Policji, wynika, że w ubiegłym roku w obiektach handlowych zanotowano 32 tys. kradzieży, co oznacza wzrost w ciągu roku aż o 31 proc." – podał w ubiegłym tygodniu "Puls Biznesu". Wcześniejsze dane, z pierwszego półrocza 2022 roku, mówiły o wzroście o 28 proc. w stosunku do analogicznego okresu rok wcześniej.

Na ile te dane oddają rzeczywistość, trudno powiedzieć. Pytani przez nas właściciele sklepów twierdzą, że kradzieży jest więcej, ale niektórzy w ogóle przestali je zgłaszać.

– Pan, który ukradnie alkohol, bez względu na to, jaka jest jego wartość, dostanie mandat 500 zł. Pani, która weźmie wędlinę... to aż mi szkoda zgłaszać taką osobę na policję. Puszczam ją i proszę, żeby więcej tego nie robiła. Myślę, że koszt paru plasterków jestem w stanie wrzucić sobie w jakieś straty. Ale jeśli ktoś kradnie chamsko, np. kilka butelek whisky, upycha je do rękawa i udaje, że nie ma sprawy, to zgłaszam – słyszymy w jednym ze sklepów.

Mężczyzna dodaje jednak, że czasami już się nawet nie chce zgłaszać, bo to nic nie daje: – A jak facet 2 metry stanie naprzeciwko dziewczyny 1,60 m, to już wolałbym, żeby wyszedł z tą butelką niż gdyby miało coś się stać.

Gdzie nie zapytać, słychać to samo. Miasta duże, małe, nie ma znaczenia.

Sklep spożywczy w Siedlcach: – Braki na sklepie mamy duże. W granicach 2-3 proc. obrotów. Jakby towar przyjechał i gdzieś zniknął. Czasami już sobie odpuszczamy. Co z tego, że wezwiemy policję? Co da mandat? Policja za towar nam nie zapłaci.

Sklep w Przemyślu: – Kradzieże zawsze były, ale my już boimy się wszystko zgłaszać. Ktoś trzepnie kogoś w głowę i na tym się skończy. Jak coś takiego się dzieje, to myślę, że dużo ludzi tego nie zgłasza.

"Ludzie biorą mango, a nabijają ziemniaki"

Problem wyczuwa się ogromny. Zapytać w sklepach o kradzieże, to jak otworzyć worek bez dna. Pod warunkiem że nie padnie nazwa sklepu.

– Pani chce rozmawiać o tym, że kradną? Co kradną? Czy o tym, że to się nasila? Bo na pewno jest dużo gorzej. Myślę, że cała spożywka i cały handel ma problem z kradzieżami – reaguje na wstępie właścicielka sklepu w centralnej Polsce.

Warszawa: – U mnie jest więcej kradzieży, ale w sklepie X niedaleko, to chyba ze cztery razy więcej niż u mnie. Słyszałem też o drogerii, że młode kobiety potrafią podjechać samochodem, wrzucić kosmetyki do worka i szybko wybiec ze sklepu.

Sklep w Łomży: – Często zdarzają się kradzieże. U nas giną głównie kawy i chemia. Różne płyny np. do kuchni i do łazienki. Może faktycznie jak ceny poszły w górę, to jest tego więcej.

Kasjerka w Biedronce: – Proszę pani, ludzie biorą mango, a na kasę samoobsługową nabijają ziemniaki. Wbijają zakupy na kasę, a potem wychodzą, bez płacenia. Podchodzi kolejny klient i musi czekać, aż mu kasę odblokujemy, bo są jeszcze na niej poprzednie produkty z kwotą do zapłacenia. Wie pani, ile tego jest? Zdarza się ciągle!.

Nieduży sklep nad morzem: – Jest więcej kradzieży. U nas to głównie nasza kochana młodzież. Batoniki, napoje, chipsy, tego typu rzeczy. Bardziej chyba dla zabawy i adrenaliny, żeby wykazać się przed kolegami.

Przemyśl: – Cały czas są kradzieże. Ginie wszystko. I alkohol, i nabiał. Praktycznie wszystko, co się komu uda, to biorą. Staramy się pilnować, ale to i tak nic nie daje. Kradną i starsi, i dzieci, mają swoje sposoby. Wiedzą, gdzie są kamery, gdzie można coś zapakować do torby.

Wszędzie słychać, że to plaga nie do wytępienia. – Plaga jest straszna. A najgorsze jest to, że oni kompletnie niczego się nie boją. Wie pani, jaka powinna być największą kara za taką kradzież? Praca społeczna. Tak, żeby ludzie złodzieja widzieli. Bo jak on raz zapłaci mandat 500 zł, to zaraz pójdzie i ukradnie gdzie indziej – uważa sprzedawczyni w Siedlcach.

"Kradną, co się da. Czekolady, mleko..."

Wszyscy podkreślają, że złodzieje są nie do upilnowania. Że pracownicy i inni klienci boją się zwrócić uwagę. Często nie chcą reagować. Dość często powtarza się bardzo podobna, opinia: – Polacy kradną bezczelnie. Robią kradzieże na przypał, absolutnie nie stresując się, że ktoś może widzieć. Z wyjątkiem starszych osób już za bardzo się nie ukrywają z kradzieżami.

– Kradną wszyscy. Kradną dzieci, młodzież, dorośli, starsi, nie ma znaczenia. To jest nagminne, nie do upilnowania i jest tego dużo więcej – mówi pani z Siedlec.

– Co kradną najbardziej?

– Co się da. U mnie ginie dużo czekolad, bo można je sprzedać. Ginie piwo, produkty z lodówki, wędlina, ser żółty w plastrach. Nawet mleko potrafią ukraść. Mają różne sposoby. Wsadzają do plecaków, do kieszeni. Przychodzą we dwóch, jeden zasłania drugiego. A mieliśmy też taką sytuację, że młoda kobieta przekleiła sobie cenę z przecenionego produktu, którego data się kończyła, na produkt dobry. Różne mają sposoby – odpowiada.

Kolejny sklep: – Jakaś pani zapłaciła za dwa jogurty, a w wózku na kółkach miała mięso za ponad 50 zł. Jedna klientka wycięła kod kreskowy z małej kawy 100 g, którą wcześniej kupiła. I w sklepie przykleiła ten kod taśmą klejącą do takiej samej kawy, tylko 500 g.

Opowiadają, że niedawno, gdy był okres, jak Polacy kradli masło, a niektóre sklepy wprowadzały zabezpieczenia, to klienci myśleli, że zabezpieczeniem są kody kreskowe, więc zaczęli je odrywać: – Znajdowaliśmy potem w różnych miejscach sklepu kawałeczki urwanego papieru z kodem kreskowym od masła.

W głowie się nie mieści? Przeraża obraz społeczeństwa? Sytuacji w ogóle?

"Dla mnie to też przez rozdawnictwo"

Zapytaliśmy o kradzieże w Biedronce. – Spraw związanych z kradzieżami nie komentujemy – usłyszeliśmy jednak w biurze prasowym.

Właściciele mają za to swoje przeróżne teorie. Od biedy po sport i zarobek, ale nie tylko.

– To, że kradną z biedy to raz. Ale dla mnie przyczyna jest też taka, że to przez to rozdawnictwo ludzie się rozpuścili. Nie chce się pracować, bo po co jak się rozdaje. Opieka społeczna da, są zasiłki, a resztę się ukradnie. A praca jest, my cały czas borykamy się z brakiem pracowników. Przecież ja nawet nie mogę pracownikowi zwrócić uwagi, bo jak to zrobię, to stracę pracownika – mówi jeden z rozmówców.

– Jak teraz ktoś wejdzie do sklepu bez koszyka, to nawet nikomu nie zwróci dziś pani uwagi – rzuca kolejny.

– Myślę, że ci, co kradną, czują, że mają na to przyzwolenie, że nic się nie wydarzy. A my nie jesteśmy w stanie nic zrobić. I jeszcze tę pensję minimalną podnieśli. Nie dość, że rosną koszty utrzymania pracownika, to jeszcze rosną nasze straty. Pomału zabijamy handel i firmy. Jedyne co możemy zrobić, to w październiku iść na wybory – wchodzi na polityczne tematy właściciela sklepu w Warszawie.

Czytaj także: https://natemat.pl/437302,kradzieze-w-sklepach-codziennoscia