"To nie prędkość zabija, tylko głupota". Mieszkańcy Krakowa o wypadku syna Peretti
- Wypadek w Krakowie wstrząsnął Polską. Nie żyją cztery osoby, wśród nich Patryk P., syn Sylwii Peretti znanej z "Królowych Życia".
- Przy moście Dębnickim płoną znicze, jak reagują mieszkańcy Krakowa?
- Tak w krakowskich firmach zajmujących się tuningiem aut oceniają wypadek
Na profilu facebookowym Patryka P. przewija się mnóstwo firm związanych z motoryzacją, które obserwował. Wśród nich bardzo dużo zajmujących się tuningiem aut – z Krakowa, ale też z innych miast.
– Mój znajomy doszukał się na jego profilu w mediach społecznościowych, że on poszukiwał części do tuningowania. I ludzie komentowali: Co ty, będziesz brał udział w rajdach? To też o czymś świadczy – mówi jeden z krakowskich działaczy.
O wypadku ma taką teorię: – Kierowca pewnie się zgapił albo do niego nie dotarło, że most jest w remoncie. Myślę, że był pewien, że pojedzie dalej, ale jak się zorientował i zobaczył znaki, to odbił w lewo. Gdyby jechał 50/h to wpadłby w barierki, ale by wyhamował i nie doszłoby do takiej tragedii. Dobrze, że nikt więcej nie zginął, bo jest lato, ludzie mogli spacerować bulwarami.
Firm tuningowych w Krakowie jest wiele. Właściciel jednej z nich pamięta, że Patryk P. coś kiedyś robił u niego, ale było to dawno, nawet nie pamięta co.
– Nie wiem, czy był znany w naszym środowisku. Ale stała się straszna tragedia. Po co to teraz roztrząsać? Chcecie go oczernić? Ja wiem tylko, że młodzi ludzie nie powinni dostawać szybkich aut od rodziców. Uważam, że przez pierwszy okres prawa jazdy regulacje prawne powinny limitować moc samochodów – reaguje.
"Zainteresowanie motoryzacją było u nich od zawsze"
Przypomnijmy, do zdarzenia doszło w nocy z piątku na sobotę, zginęły cztery osoby w wieku 20-24 lat. Przy Moście Dębnickim płoną znicze, dla rodzin płyną kondolencje, a internetowa Polska podzieliła się w kwestii wstrząsającego wypadku. Jedni osądzili kierowcę, inni jego matkę, a jeszcze inni szukają winy w pieszym, który w środku nocy próbował przejść przez ulicę w niedozwolonym miejscu.
W komentarzach się gotuje. Na jaw wychodzą nowe fakty. Na przykład, że uczestniczka "Królowych życia" przyznała kiedyś, że jej syn "zamiast jechać na tor się wybawić, to niestety śmiga po mieście". "Robi to, co ja kiedyś. Za...iście głupio, no bo mi prawko zabrali przy 98 punktach" – ujawniła. Albo, że 24-latek nie pierwszy raz mógł narażać życie swoje i innych uczestników ruchu drogowego.
W mediach pojawiają się artykuły o tym, jak auto było zmodyfikowane. Z sieci wyciągane są komentarze jego właściciela, które mają pokazywać, jak bardzo pasjonował się motoryzacją. Krążą też nagrania, które mają dowodzić, jak szybko lubił jeździć. To Patryk P., według ustaleń policji, miał kierować autem.
– Na pewno zainteresowanie motoryzacją było u nich od zawsze – twierdzi właściciel jednego z salonów tuningowych w Krakowie. Znał Patryka P., jego mamę i jej męża.
– Ale na ile to było na pokaz? A na ile było to prawdziwe? Nie wiem. Nie robiłem dla niego żadnego samochodu. Ale w życiu bym nie pozwolił, żeby moje dziecko chwaliło się na Instagramie takimi akcjami. Na drugi dzień nie miałoby kluczyków – mówi.
Kilka razy powtarza: – Tu nie ma żadnego usprawiedliwienia. Takie zachowania powinny być piętnowane. Nie ma taryfy ulgowej.
"Bardzo dobrze, że to nagranie zostało upublicznione"
Wokół tragedii przy moście Dębnickim rozpętała się ogólnonarodowa debata ze światem celebryckim w tle. Co myśli o tym środowisko motoryzacyjne Krakowa?
– Niestety, prędkość na pewno zrobiła swoje, ale też zapewne brawura młodzieńcza. Jestem przerażona. To był piątek, młodzi chodzą na imprezy, często siedzą na bulwarach, mogło dojść do jeszcze większej tragedii. Bardzo dobrze, że to nagranie zostało upublicznione. Niech młodzi zobaczą, jak taka jazda się kończy. Może się opamiętają – reaguje dyrektor w firmie tuningowej z Krakowa.
Uprzedza: – Z tego, co czytałam, kierowca tego samochodu inwestował w niego, przerabiał go. Ale podstawowym tuningiem, który my robimy, takiego efektu by nie osiągnął. My nie robimy nic poza programy tzw. bezpiecznego tuningu. To, co robimy, ma pomóc temu, żeby samochód był bardziej elastyczny i dynamiczny tam, gdzie trzeba, czyli np. w momencie wyprzedzania. Nie zajmujemy się tuningiem sportowym, nie zajmujemy się działką wyścigową. Szybszymi samochodami zajmują się inne firmy, które tuningują nie tylko elektronicznie, ale np. dokładają mocniejsze turbiny i z aut robią wyścigówki.
Ale ciekawostka. Często trafiają tu klienci, których dzieci właśnie zrobiły prawo jazdy. I oni robią coś kompletnie innego. – Przyjeżdżają do nas i robią blokady prędkości dla dzieci – mówi nasz rozmówca.
Nocne rajdy po ulicach Krakowa
Kraków nie jest jedyny, ale słychać tu, że nocne rajdy po ulicach to dla wielu zmora.
– Widzieliśmy na nagraniu, jaka była prędkość. Jako Rada Dzielnicy zwracaliśmy już uwagę na samochody, które w godzinach nocnych przejeżdżają ulicami naszej dzielnicy, w rejonie ul. Wita Stwosza. Mieszkańcy narzekali na to, że jest głośno, że samochody jadą z dużą prędkością. Prosiliśmy policję o pomoc, żeby w tym miejscu było więcej patroli. Na pewno kwestia prędkości jest problemem na naszych ulicach – mówi Tomasz Daros, radny miasta Krakowa, przewodniczący dzielnicy I Stare Miasto.
– Niestety, mieszkańcy z okolic ulicy Rakowickiej ciągle skarżą się, że odbywają się takie rajdy. Takich miejsc jest zapewne wiele nie tylko w naszej dzielnicy – dodaje radna Barbara Zarzycka-Rzeźnik.
Jeden z naszych rozmówców, właściciel renomowanej firmy, sam kiedyś brał udział w nielegalnych wyścigach nocnych. Zna środowisko, ale zastrzega, że to było zupełnie co innego niż szalona jazda po ulicach, którą widać dziś.
– To były nielegalne wyścigi nocne. Nigdy nie mieliśmy zatargów z policją. Nigdy nie robiliśmy nic niebezpiecznego, bo zawsze szukaliśmy miejsc, żeby był jak najmniejszy ruch i jak najmniej osób z zewnątrz. Bezpieczeństwo to był priorytet. Robiliśmy wyścigi tylko dla osób, które tym się pasjonują i tylko we własnym gronie. To nie było ściganie się po zakrętach, po mieście. Potem zaczęły przyjeżdżać bogate dzieci bogatych rodziców. Wszystko było już bez kontroli. Wtedy jako starsze towarzystwo zrezygnowaliśmy z tego. Kiedyś odbywało się to w czwartki. Teraz w dowolny dzień tygodnia, są aplikacje, wymieniają się kodami – mówi.
A szalona jazda po ulicach? Pracownik innego z warsztatów w Krakowie wprost twierdzi, że takich akcji z udziałem małolatów jest coraz więcej.
– Młode chłopaki nie mają się gdzie wyżyć i robią to na ulicy. Jest tego coraz więcej. Naoglądają się jeszcze głupot w telewizji i myślą, że zabłysną. Czy robią samochody? Zdarza się, ale w niewielkim zakresie. Żeby zrobić coś super, żeby był efekt 50-80 proc. plus, to koszty wyniosą 20-30 tys. w górę. Trzeba mieć pieniądze – uważa.
"Moim zdaniem kierowca nie widział pieszego"
Nagranie z monitoringu, które udostępnił krakowski magistrat, cały czas wzbudza emocje. Tak oceniają je w krakowskich warsztatach samochodowych.
– Moim zdaniem kierowca w ogóle nie widział tego pieszego. Tam był łuk. Moim zdaniem jak renówka z niego wychodziła, jechała ze 180 na godzinę. Kierowca nie wiedział o tym, że tam, przed samym skrzyżowaniem, jest zwężenie albo o tym zapomniał – reaguje właściciel renomowanego firmy zajmującej się tuningiem aut.
Przypomnijmy, policja zdementowała nasilające się plotki o szalonym prędkościomierzu. Z ustaleń krakowskiej prokuratury wynika, że auto poruszało się z prędkością 120 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 40 km/h.
– Kierowca zobaczył, że się nie zmieści, bo wypadł zza łuku. Zobaczył zwężenie i zorientował się, że staranuje słupki. Niepotrzebnie się przed tym bronił. Powinien pojechać na wprost, a on próbował się ratować i go poniosło. Tam już nic nie dało się zrobić. On jeszcze wcisnął hamulec w panice, czyli popełnił sztandarowy błąd wszystkich, nieprzeszkolonych kierowców. Chociaż chwalił się na Instagramie, że jest wyszkolony. Moim zdaniem na nagraniu widać kompletny brak umiejętności – uważa nasz rozmówca.
Dokładnie przeanalizował krótki filmik. – Widać jak kosi słupki. A prawdopodobnie chwilę wcześniej rzuciło go na koleinach, bo tam jest też nawrotka i w tym miejscu są straszne koleiny. Widać, że przednia oś już w ogóle nie kieruje autem. I ono tak naprawdę leci już w powietrzu – ocenia.
W kolejnym warsztacie mają takie refleksje: – Kierowcę poniosła fantazja i skończyło się, jak się skończyło. To nie prędkość zabija, tylko głupota. Na filmie widać prędkość i brak trakcji. Widać, że asfalt się świeci, więc musiał być wilgotny. Przy wilgotnym asfalcie, przy normalnych oponach, nie ma szans na trakcję. Jak się zapnie hamulec, to jest koniec. A mi się wydaje, że on trzymał hamulec do samego końca. Po tym, jak to auto szło, widać moim zdaniem, że hamulec był wciśnięty do samego końca. I samochód po prostu przeleciał.
Czy znał Patryka P.? – Gdzieś tam mi się obiło o uszy – ucina rozmowę. – Możliwe, że nie zauważył zwężenia. A nawet jeśli widział, to powinna nastąpić lekka redukcja prędkości. Nigdy nie wciskamy hamulca w dechę, tylko delikatnie. I gaz w podłogę. Na tym nagraniu brak było umiejętności kierowcy – dodaje jeszcze.
Nasi rozmówcy zwracają jeszcze uwagę, żeby nie wrzucać wszystkich do jednego worka. Bo takich, co uwielbiają prędkość i mają bzika na tym punkcie, nie brakuje.
– Wszystko jest kwestią zdrowego rozsądku. Auto można stuningować z głową. Prawo tego nie reguluje. Nigdzie nie znajdzie się przepisu, że np. nie można założyć lepszego wydechu, czy większej turbiny. Z samochodem można robić wszystko. Ze wszystkiego tylko trzeba korzystać z umiarem. Gdyby ten kierowca pojechał na tor i tam się ścigał, to być może miałby z tego frajdę i traktował to w kategorii sportu. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka – słyszymy.
Prokuratura wszczęła śledztwo ws. wypadku. Na ustalenia zapewne przyjdzie nam poczekać. Na razie znane są wstępne wyniki sekcji zwłok.
Czytaj także: https://natemat.pl/499178,kim-jest-pieszy-ktory-widzial-wypadek-patryka-peretti-apel-do-swiadka