"Królowa polskiego driftu" o wypadku w Krakowie. Odniosła się do motta syna Peretti
"Królowa polskiego driftu" o kraksie w Krakowie. Co robić podczas poślizgu?
Dyskusja na temat tragicznego zdarzenia drogowego w Krakowie, które pochłonęło życie czterech mężczyzn, wciąż trwa. Wśród ofiar był 24-letni syn Sylwii Peretti, znanej z programu "Królowe życia", a także trzej inni młodzi mężczyźni - kuzyni Aleksander T. i Michał G. w wieku 24 lat oraz 20-letni Marcin H.
Tymczasem w rozmowie z Plejadą do koszmarnej kraksy odniosła się Karolina Pilarczyk, zawodowy kierowca.
– Powinniśmy jeździć tak, żeby panować nad samochodem – zaznaczyła stanowczo na wstępie "królowa polskiego driftu", która później odniosła się do słów, którymi był opatrzony instagramowy profil Patryka Peretti, czyli "#bezpiecznieszynbkajazda".
– Nie ma czegoś takiego, jak "jeżdżę szybko, ale bezpiecznie". Jest zawsze bardzo dużo parametrów zewnętrznych, szczególnie na ulicy, przede wszystkim inne samochody, ludzie, zwierzęta. Nawet ja, która zawodowo zajmuję się poślizgami, nie zaufałabym sobie w 100 proc. na ulicy i nie pozwalam sobie na szybką jazdę – stwierdziła.
– Wiem, że jeżeli zachowuję prawidłową prędkość, to panuję nad sytuacją, czego nie da się zrobić przy dużych prędkościach. W trakcie poślizgu głowa kompletnie się odcina i nawet prawidłowe odruchy za kierownicą nie gwarantują nam, że poradzimy sobie z tą sytuacją. Nie chcę, by ludzie się uczyli tego, co robić podczas poślizgu, ale żeby się uczyli, by nie doprowadzać do takich sytuacji – oznajmiła Pilarczyk.
Znawczyni driftu wskazała, że na sytuację kierowcy podczas poślizgu wpływa szereg czynników zewnętrznych. Przykładowo, warunki powierzchni drogi oraz stan techniczny pojazdu mają kluczowe znaczenie. Podkreśliła również, że posiadanie w samochodzie systemu elektronicznego wspierającego kierowcę ma ogromne znaczenie, podobnie jak rodzaj napędu pojazdu, czyli czy jest on skierowany na przednie czy tylne koła.
– Kiedyś opinia była taka, by w trakcie poślizgu zrobić "kontrę" kierownicą, dodać gazu i spróbować wyprowadzić samochód na właściwy tor. Przy obecnie dostępnych systemach samochodowych wręcz dokręcamy kierownicę i próbujemy wcelować w drogę. I najważniejsze, by nie wpadać na panikę i starać się zrobić coś w tej sytuacji. Choć przy dużych prędkościach właściwie to już praktycznie niemożliwe i tylko przypadek decyduje, czy nam się uda opanować sytuację – wyjaśniła.
– Gdy już wpadniemy w poślizg, to należy hamować w sposób awaryjny, czyli mocny, zdecydowany. A później kierujemy kierownicę w stronę jazdy i liczymy, że samochód nam "pomoże" dzięki swoim systemom – dodała.
Pilarczyk, odwołując się do wypadku w Krakowie, zaapelowała do kierowców, by "nie szarżowali". – Jest dużo informacji na temat tego wypadku, nie możemy oceniać sytuacji wyłącznie na podstawie filmu z monitoringu. Ale w tym przypadku widać, że przyczyną mogło być przekroczenie prędkości, co jest karygodne, zwłaszcza że mówimy o jeździe po mieście. Droga nie jest do szarżowania, tylko do bezpiecznego przemieszczania się. Do szybkiej jazdy są specjalne tory, takich - wbrew wielu głosom - jest w Polsce całkiem sporo – zwróciła uwagę.
Z ust drifterki padł też apel do "młodych". – Jeśli chcą się popisać przed znajomymi, to niech idą na tor i niech tam się popiszą swoimi umiejętnościami. Wciskanie pedału gazu na ulicy nie jest budowaniem swojego ego, tylko swojej głupoty. Ulica nie jest do wygłupów, czego ostatnio mieliśmy tragiczny przykład – podsumowała.
"Prędkość była całkowicie niedostosowana do warunków"
Dwa dni po wypadku prokurator Rafał Babiński, szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie poinformował o wstępnych wynikach sekcji zwłok i potwierdził, że w momencie wypadku auto prowadził syn Sylwii Peretti (wbrew jej oświadczeniu, które wystosowała tuż po wypadku). Wcześniej samochód marki Renault Megane prowadził znajomy mężczyzny.
Czytaj także: Michał zginął w wypadku z synem Sylwii Peretti. Krótko przed śmiercią tak pisał do żony
Filmik monitoringu miejskiego pokazujący, jak Patryk P. traci panowanie nad rozpędzonym samochodem i wpada na kolejne przeszkody, od soboty krąży w internecie. Przypomnijmy: zgniecione auto zatrzymało się w pozycji kołami do góry. Patryk P. jechał nim aleją Krasińskiego w kierunku mostu Dębnickiego.
Prokuratura na razie nie wyklucza, że pojawienie się pieszego, który ledwo uskoczył przed rozpędzonym samochodem (kierowca już wcześniej kosił słupki na innym pasie, zwężonym z powodu remontu), gdy próbował przekroczyć jezdnię, mogło mieć wpływ na przebieg wypadku. Babiński wyliczył za to fakty, które już zostały ustalone w toku postępowania.
– Obraz monitoringu wskazuje na naruszenie szeregu zasad, w tym przejeżdżanie na czerwonym świetle przez skrzyżowania, ale przede wszystkim prędkość. Ta prędkość była całkowicie niedostosowana do warunków. W miejscu, gdzie było ograniczenie prędkości do 40 kilometrów na godzinę, wstępne oceny wskazują na trzy, a może nawet więcej razy przekroczoną dopuszczalną prędkość – oznajmił prokurator.