Ofiar mogło być więcej. W samochodzie syna Peretti jechał jeszcze jeden pasażer

Joanna Stawczyk
18 lipca 2023, 13:30 • 1 minuta czytania
O godz. 3.03 w sobotę krakowscy strażacy otrzymali zgłoszenie o leżącym na dachu samochodzie przy moście Dębnickim na bulwarze Czerwieńskim. Śledczy otrzymali już wstępne wyniki badań. Przyczyną śmierci czterech mężczyzn były obrażenia wielonarządowe, głównie obejmujące głowę i kręgosłup. Okazuje się, że w wypadku mógł zginąć jeszcze jeden znajomy 24-letniego Patryka Peretti, ale wysiadł z auta przed wypadkiem.
Ofiar mogło być więcej. W aucie Perettiego jechał jeszcze jeden pasażer Fot. Beata Zawrzel / REPORTER

Ofiar mogło być więcej. W aucie Perettiego jechał jeszcze jeden pasażer

Do żółtego renault, który pędził po ulicach Krakowa, wsiadło czterech mężczyzn. Niestety z powodu utraty panowania nad pojazdem doszło do tragicznego wypadku. Niestety mimo szybkiej reakcji służb ratowniczych, nikt nie wyszedł z wypadku cało.


Interia podaje, że w piątkowy wieczór do samochodu, oprócz syna celebrytki, wsiadło początkowo nie trzech, a czterech pasażerów. Jeden z nich, mieszkaniec podkrakowskiej Modlniczki, opuścił jednak pojazd, zanim doszło do tragedii. Poprosił bowiem znajomych, aby podwieźli go do domu.

Trasa powrotu rozpoczęła się w Modlniczce i prowadziła do granic Krakowa. Przez miasto mężczyźni jechali ulicami: Armii Krajowej, Czarnowiejską, Aleją Trzech Wieszczów, aż do mostu Dębnickiego, przy którym się rozbili.

Z materiałów zebranych podczas śledztwa wynika, że w momencie zdarzenia za kierownicą siedział 24-letni Patryk. Wcześniej zdecydował się zamienić miejscami z dotychczasowym kierowcą, który zasiał na miejscu pasażera.

Wcześniej grupa odwiedziła "Widoczek", czyli popularny punkt dla motocyklistów oraz entuzjastów szybkiego tempa za kółkiem, którzy najczęściej gromadzą się tam w piątkowe wieczory.

Stamtąd do niewielkiego Kokotowa jest zaledwie kilka minut drogi. To właśnie na trasie powiatowej łączącej Wieliczkę z Krakowem, w pobliżu centrum logistycznego, od dawna organizowane są nieoficjalne wyścigi samochodowe.

W piątek (14 lipca) swoim żółtym autem przyjechał tam Patryk Peretti. Co wiadomo o jego kolegach, którzy ten wieczór spędzili razem z nim? Informacje podała Interia.

Marcin zarabiał na życie, pracując w serwisie samochodów marki Mercedes. Michał, zafascynowany sportowymi autami, często uczestniczył w nielegalnych zjazdach miłośników szybkiej jazdy. Aleksander, będący kuzynem Michała, po śmierci swoich rodziców znalazł w nim oparcie. Spędzali razem dużo czasu.

Czytaj także: Michał zginął w wypadku z synem Sylwii Peretti. Krótko przed śmiercią tak pisał do żony

Przyczyny wypadku w Krakowie. "Prędkość była całkowicie niedostosowana do warunków"

Prokuratura na razie nie wyklucza, że pojawienie się pieszego, który ledwo uskoczył przed rozpędzonym samochodem (kierowca już wcześniej kosił słupki na innym pasie, zwężonym z powodu remontu), gdy próbował przekroczyć jezdnię, mogło mieć wpływ na przebieg wypadku.

Rafał Babiński, szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie.wyliczył za to fakty, które już zostały ustalone w toku postępowania.

– Obraz monitoringu wskazuje na naruszenie szeregu zasad, w tym przejeżdżanie na czerwonym świetle przez skrzyżowania, ale przede wszystkim prędkość. Ta prędkość była całkowicie niedostosowana do warunków. W miejscu, gdzie było ograniczenie prędkości do 40 kilometrów na godzinę, wstępne oceny wskazują na trzy, a może nawet więcej razy przekroczoną dopuszczalną prędkość – przekazał prokurator.

Syn Peretti od dawna chwalił się bezkarnym łamaniem przepisów drogowych

W nocy z piątku na sobotę z ogromną prędkością roztrzaskał się samochód, za którego kierownicą siedział 24-letni Patryk Peretti, syn celebrytki z programu "Królowe Życia". Młody mężczyzna na swoim instagramowym profilu i w innych miejscach w sieci wielokrotnie szczycił się bezkarną jazdą z nielegalną prędkością.

Niektóre swoje "ściganki" uwieczniał nawet na wideo i dzielił się nimi w internecie. Jego "blachy" były otoczone złą sławą w Krakowie i w Wieliczce na długo przed śmiertelnym rajdem.

Użytkownicy serwisu recenzującego jazdę kierowców od miesięcy pisali, że właścicielem samochodu o tablicach rejestracyjnych, które – jak się teraz okazało – miał na swoim aucie Patryk P., powinna się zająć policja. "Jak chcesz się zabić idioto, to się zabij, nie narażając innych", "Jeździ jak wariat, wyprzedza awaryjnym" – pisali zbulwersowani użytkownicy serwisu Tablica Rejestracyjna.