Płaczą po śmierci Ravgora, a wcześniej go hejtowali. Nienawiść w sieci przekroczyła już granice
Rafał Górecki był youtuberem i pranksterem. Jako Ravgor działał od 2011 roku, obserwowało go ponad 660 tysięcy osób, jego filmy (większość usunął) miały łącznie 14 260 637 wyświetleń. Wielu internautów wychowało się na jego prankach, bo to z nich zasłynął Rafał, którego konto kilkanaście lat temu było jednym z najpopularniejszych w Polsce. Były świeże, rozśmieszały do łez i nie przekraczały granicy dobrego smaku. Ravgora szanowano w internetowym środowisku.
W ostatnich latach Rafał był mniej aktywny, przestał robić filmy, często znikał, potem wracał. Powód zdradził w 2019 roku: zmagał się z chorobą afektywną dwubiegunową i nawrotami depresji. Trzy lata temu na komentarz internauty na Facebooku "Chłopie, gdzieś Ty był, jak Ciebie nie było?", odpowiedział: "Na****dalałem się z demonami".
Można się domyślić, że z tymi wewnętrznymi, bo Rafał Górecki wcale nie ukrywał, że walczy i cierpi. Jednocześnie dzielił się edukacyjnymi filmami o zdrowiu psychicznym, a w 2018 roku apelował nawet do rządu o odpowiednią edukację młodych osób ("1,5 mln ludzi w Polsce ma depresję a zaburzenia psychiczne 8 MILIONÓW. Zastanawiam się, jak zmniejszyłaby się ta liczba, gdybyśmy mieli w szkołach podstawowych i średnich, chociaż podstawy radzenia sobie z emocjami. Ministerstwo Edukacji Narodowej, co Wy na to?").
W sierpniu 2020 roku napisał: "Ku*wa, nie wytrzymam już dłużej z tą dwubiegunówką. Mój mózg to popiół". "Dasz radę. Jak nie Ty, to kto inny?" – skomentował jeden z jego fanów, na co Rafał odpisał: "Dużo ludzi daje radę. Ja niestety nie". W innym miejscu wyznał, że z chorobą zmaga się od 16 lat.
We wtorek, 18 lipca 2023 Rafał Górecki wypadł z 12. piętra w bloku w Tychach. Miał 35 lat, nie przeżył. O śmierci youtubera poinformował jego brat, z jego słów wynika, że Rafał popełnił samobójstwo. "Jak pewnie większość z Was wie, przez ponad połowę swojego życia, dzielnie i otwarcie walczył. Niestety, pomimo opieki rodziny, wielu prób leczenia oraz terapii, przegrał z chorobą" – napisał.
Fani, którzy śmiali się z pranków Ravgora, nie dowierzają, są zszokowani. Sypią się kondolencje, słowa pociechy dla rodziny, pożegnania, podziękowania za dzieciństwo pełne śmiechu. Szkoda tylko, że Rafał nie mógł liczyć na taką życzliwość za życia.
Internauci hejtowali Ravgora, bo był chory. Ci sami ludzie dziś są zszokowani jego śmiercią
Nie wszystkim podobało się, że Rafał Górecki skupia się na swoim zdrowiu psychicznym. Nie rozumieli, że choroba afektywna dwubiegunowa jest jak rollercoaster – jesteś na górze, a za chwilę zjeżdżasz na sam dół, raz po raz. Trudno w takim stanie tworzyć, pracować. Trudno się śmiać, a Rafał zasłynął przecież z rozśmieszania. Trudno żyć. Wiem, o czym mówię, bo sama zmagam się z dwubiegunówką.
W 2018 roku Rafał napisał na Facebooku:
Mój kanał jest rozrywkowo humorystyczny, a posypało się ostatnio tyle rzeczy w moim życiu, że prędzej rzuciłbym się pod pociąg niż nagrał jakiegoś pranka. Dobija mnie ciągła presja z Waszej strony na tworzenie pranków. Hajs z Youtuba się skończył i wpadłem w duże długi (...). Przysłowiowa pętla na szyi coraz bardziej się zaciska, a w moim obecnym stanie psychicznym prowadzenie kanału i robienie komercyjnych projektów jednocześnie jest niemożliwe. Postanowiłem sobie, że nie nagram nic dopóki nie będzie to spójne ze mną. Ale to wszystko nie znaczy, że znikam całkowicie z internetu. Można do mnie pisać i dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają. Peace!
O tym, o jakiej presji mówił, można się przekonać, scrollując jego tablicę na Facebooku. Większość osób go wspierała, ale regularnie ktoś zadawał mu pytanie: kiedy wróci, kiedy następny prank, kiedy coś nagra. Pisali, że leci w kulki, że jest niepoważny i olewa widzów. A to nie wszystko.
"Kiedyś cię szanowałem", "Zamiast płakać na Facebooku może lepiej wziąć się za normalną pracę?", "Ty to już naprawdę obłąkany jesteś...", "Musk cię boli (pisownia oryginalna – red.), "Przestań mieć depresję, typie", "Poddać się jest najłatwiej", "Rzuć się z mostu najlepiej" – brzmią niektóre komentarze pod jego wpisami z różnych lat.
Pod wspomnianym wpisem, że nie wytrzyma już dłużej z dwubiegunówką, swoje trzy grosze postanowił wtrącić niejaki Jan.
"Powiedz to kobietom, które mąż na****dala, powiedz to dzieciom, które walczą, by przeżyć. Powiedz ludziom, którzy na co dzień doświadczają piekła, że pokona cię jakaś dwubiegunówka. Jesteś silnym gościem, wierzę, że dasz radę. Co by nie było, wiedz, że zawsze może być gorzej. A ty nie jesteś w złej pozycji, mordo. Pozdrawiam i powodzenia życzę" – napisał mężczyzna, udowadniając trzy rzeczy.
Pierwsza: Jan kompletnie nie rozumie (nie rozumiał) koszmaru osób chorych psychicznie i niestety wciąż nie tylko on. Druga: Każdy ma swoje cierpienia, a porównywanie ich z cierpieniami innym, jest zwyczajnie krzywdzące. Trzecia: Czasem lepiej nie pisać nic, niż pisać szkodliwe głupoty. To, że Rafał był zraniony, pokazuje jego odpowiedź Janowi: "Ja też walczę, żeby przeżyć. Jestem na skraju, więc nie wyjeżdżaj mi tu z takimi tekstami proszę".
Dziś, trzy lata później, już po śmierci Rafała, fani wracają do jego wpisów. Wrócili też do toksycznego i zbędnego komentarza Jana (już wtedy hejtowanego) i dają mu popalić: "I jak tam mordo?", No i co powiesz dzisiaj (...)? Jakaś dwubiegunówka?", "Jesteś z siebie dumny?", "No i co tam (...)? W 2022 roku 5018 ludzi w Polsce popełniło samobójstwo – 4261 to byli mężczyźni. 85%! Wiesz dlaczego? Jednym z powodów jesteś Ty… Gratuluję…".
Oczywiście to nie przez jednego Jana Rafał Górecki popełnił samobójstwo – mężczyzna był chory, pokonała go choroba afektywno-dwubiegunowa. Ale jego komentarz, podobnie jak inne komentarze pełne hejtu, niezrozumienia, żarcików, odegrały tu monumentalną rolę. W chwilach cierpienia Ravgor czytał wredne teksty, że inni mają gorzej, zamiast spotkać się ze wsparciem i empatią. Zgniła wisienka na spleśniałym torcie, jaką jest choroba psychiczna.
Ja też słyszałam takie słowa. Że wymyślam, że muszę wziąć się w garść, że wszyscy cierpią. Że jestem nienormalna, szalona. Jak to na mnie działało? Spychało mnie bardziej w dół, sprawiało, że czułam się samotna, bezwartościowa, beznadziejna. Hejt również ma takie właściwości: niszczy, wbija w ziemię, osamotnia, rujnuje.
Sylwia Peretti, Anastazja z Grecji, Julia z Poznania. Hejt w internecie jest coraz gorszy
O hejcie w internecie powiedziano już wszystko. Mam jednak wrażenie, że... jest coraz gorzej. Że zachęceni anonimowością ludzie poodpinali już wrotki i nawet nie starają się być przyzwoici. Ba, nawet nie udają, że tacy są.
Przykładów nie trzeba daleko szukać, bo ostatnio było ich sporo. Celebrytka Sylwia Peretii straciła syna, w wypadku drogowym w Krakowie zginęły łącznie cztery młode osoby, ale to wcale niektórym nie wystarcza.
Skoro 24-latek pędził ulicą, to znaczy, że "mu się należało", a "selekcja naturalna zrobiła swoje". To, że matka pisała o "śmiganiu po śmierci", oznacza, że można ją zmiażdżyć i pisać, że "wychowała idiotę" i "powinna umrzeć z synalkiem". Zginęli ludzie, ale to nie przeszkadza reagować na newsy o tragedii roześmianymi emotkami, bo "jednego debila mniej".
Oczywiście nie bronię piractwa drogowego, ale zginęli ludzie, a ich bliscy niewyobrażalnie cierpią. Czym kierują się hejterzy, którzy postanawiają jeszcze dołożyć cierpiącej matce? Nie domyślają się, co teraz czuje? Jakim trzeba być człowiekiem?
Drugi przykład: strzelanina w Poznaniu. 16 lipca w ogródku restauracji przy hotelu NH Poznań Mikołaj B. zastrzelił Konrada Domagałę, narzeczonego swojej byłej dziewczyny, 20-letniej Julii H., a później samego siebie. To, co wydarzyło się potem w internecie, przekracza wszelkie granice moralności i zwyczajnego człowieczeństwa, bo hejterzy wzięli na celownik... Julię. To jej wina, "tej dz*wki", bo tak nazywają ją w sieci. To ona powinna umrzeć, a nie niewinni faceci.
"Nie ma zbrodni, jaką popełnił mężczyzna, za którą nie da się obwinić kobiety. Widzieliśmy to przy okazji tragedii Anastazji, brutalnie zamordowanej na wyspie Kos. Teraz hejternauci wzięli na cel Julię, której były chłopak zastrzelił – na jej oczach – jej narzeczonego w Poznaniu, a potem popełnił samobójstwo. "Jak zwykle wszystko przez jakąś babę" – brzmi jeden z setek komentarzy, które lepią się od nienawiści do kobiet", pisała w naTemat Anna Dryjańska.
Czytaj także: https://natemat.pl/499514,zbrodnia-w-poznaniu-hejtem-na-julie-powinna-zainteresowac-sie-policjaWspomniany przykład Anastazji Rubińskiej to kolejny przykład hejtu w sieci, ale hejtu pośmiertnego. Zdaniem hejterów to jej wina, że została zamordowana, bo "puszczała się z ciapatym" i "sama tego chciała" (cytaty). Znowu hejt, znowu slut-shaming, znowu ataki personalne wymierzone w bliskich, bo ich ukochana Anastazja była "zwykłą ku*wą" (również cytat).
O tym zresztą też pisała moja redakcyjna koleżanka. "Wydawałoby się, że zaginięcie człowieka, a tym bardziej sytuacja, gdy okazuje się, że padł ofiarą zbrodni, to ten moment, gdy ludzie wyrażają współczucie albo przynajmniej milczą. Jednak nie w Polsce. Dla sfrustrowanych inceli i innej maści hejterów to doskonały moment, by się wyżyć" – podsumowała.
Jak widać, internauci faktycznie uwielbiają się wyżyć. Nawet na matce, której 16-letni syn popełnił samobójstwo. Mowa o posłance Magdalenie Filiks, którą po śmierci syna zalała polityczna nienawiść i niewyobrażalny hejt.
Hejt ma granice? Chciałabym w to wierzyć, ale powoli przestaję
Rzyg. To wszystko jest rzygiem. W internecie nie ma już żadnych świętości, upadają moralność i przyzwoitość. Ludzie, którzy hejtują w internecie, są obrzydliwi. Udają kozaków, bo są anonimowi i czują się bezkarni. W rzeczywistości są malutcy, słabi i tchórzliwi. Bo skoro są tacy odważni, to niech powiedzą to samo hejterskie g*wo komuś w oczy.
Ale gdzie jest granica hejtu? Kiedy ludzie się zatrzymają? Kiedy dojdą do wniosku, że przesadzili, a po drugiej stronie jest człowiek, któremu trzeba pomóc, a nie go skopać? Czy internet wyzwala w nas demony?
Czy żaden z tych "kozaków" nie pomyśli, jak sam, by się czuł w takiej sytuacji? Gdy straciłby dziecko i przeczytałby, że sam powinien "zdechnąć". Gdy byłby poważnie chory, wyczerpany walką i ktoś poradziłby mu, żeby po prostu skoczył z mostu. Gdy doświadczyłby niewyobrażalnej tragedii, ale ktoś napisałby, że to jego wina.
O hejcie mogą sporo powiedzieć również dziennikarze. Nie zliczę, ile obrzydliwych komentarzy napisano pod moimi tekstami w sieci, ale to jeszcze mogę zrozumieć. Nie mogę zrozumieć obraźliwych wiadomości prywatnych (prywatnych!), jakie dostaję od ludzi, mężczyzn. I to nie tylko na maila, ale na Facebooka i Instagrama.
Sporo z nich wcale nie wygląda cywilizowanie w stylu "dzień dobry, nie zgadzam się z panią, gdyż". To: "umrzyj, dziwko", "mam nadzieję, że uschnie ci c*pa", "jesteś workiem z g*wnem" i takie, ja ta poniżej.
Takie wiadomości prywatne dostawał pewnie Rafał Górecki. Dostają Sylwia Peretii, Magdalena Filiks i wszyscy, którzy działają w internecie. Internauci opluwają i tych, którzy umarli, i tych, którzy cierpią, i wszystkich innych.
Bo naprawdę można się z kimś nie zgadzać, można nie lubić jego filmików i tekstów, można oburzać się jego (często szkodliwymi) wypowiedziami, można kogoś krytykować, można kogoś nie znosić, ale nie można wyzywać kogoś od ku*ew i szmat, opluwać go, obrażać, gnębić.
Kiedy to się zatrzyma? Pytanie retoryczne. Mam wrażenie, że wszelkie granice zostały już przekroczone, a hejt pędzi dalej, mija wszystkie czerwone światła i miażdży wszystkich niczym walec. Chyba nie zatrzyma się już nigdy.
Jako ludzie oblaliśmy test z człowieczeństwa, a internet pokazał naszą prawdziwą twarz. I jest ona przerażająca.
Znajdujesz się w trudnej sytuacji, przeżywasz kryzys, masz myśli samobójcze?
– Telefon interwencyjny dla osób w trudnej sytuacji życiowej Kryzysowy Telefon Zaufania – wsparcie psychologiczne: 116 123 czynny codziennie od 14.00 do 22.00 – Całodobowe centrum Wsparcia dla osób w kryzysie emocjonalnym: 800 70 22 22 – Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111 – Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej zadzwoń pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.