John Porter wspomina rozmowę z Korą przed jej śmiercią: "Powiedziała mi, że nie jest dobrze..."

Kamil Frątczak
28 lipca 2023, 10:50 • 1 minuta czytania
John Porter swoją muzyczną karierę w Polsce rozpoczynał współpracując z Korą i Markiem Jackowskim przy projekcie "Maanam - Elektryczny Prysznic". Z okazji 5. rocznicy śmierci Olgi Sipowicz vel. Kory Walijczyk postanowił powspominać, jakim była człowiekiem.
5. rocznica śmierci Kory. Porter wspomina wokalistkę Maanamu [TYLKO U NAS] Fot. Maciej Stanik /naTemat.pl ; VIPHOTO/East News

John Porter to jeden z bardziej znanych muzyków. Pomimo że pochodzi z Walii, od ponad 50 lat mieszka w Polsce. Przez 12 lat był w związku z Anitą Lipnicką, a owocem ich miłości stała się córka Polka. Niedawno udzielił nam szczerego wywiadu, w którym szczerze wyraził swoje zdanie na temat naszego kraju, sytuacji politycznej oraz Polaków.


Cały wywiad już w najbliższy weekend dostępny będzie na stronie głównej natemat.pl.

5. rocznica śmierci Kory. Porter wspomina wokalistkę Maanamu [TYLKO U NAS]

Po przyjeździe do Polski Porter swoją karierę muzyczną rozpoczął u boku Kory i Marka Jackowskiego. W wywiadzie dla naTemat przyznał, że wyszło to zupełnie spontanicznie. Wszystko zaczęło się od poznania Jackowskiego na koncercie jednego z jazzmanów, którego mąż Kory miał recenzować. To właśnie wtedy powstał projekt "Maanam – Elektryczny Prysznic".

– Marek Jackowski pracował w Jazz Forum. Miał robić recenzję koncertu, na którym spotkaliśmy się przez przypadek. Powiedział mi, że podobno fajnie gram na gitarze, a on skończył właśnie pierwszą edycję Maanamu i chciałby spróbować coś ze swoją żoną (śmiech). Pomyślałem sobie: No dobra, zobaczymy – powiedział.  

– Graliśmy Jam Session u nich w mieszkaniu przy Okopowej. Kora była wtedy jeszcze taka nieśmiała. Przynajmniej taka się wydawała. Zaczęliśmy spotykać się regularnie i tworzyć program. Niedługo potem zaczęliśmy grać koncerty. Kora nabierała coraz więcej pewności siebie. Po jakimś czasie nasze drogi naturalnie się rozeszły, bez większych kłótni. Zamiast jednego fantastycznego zespołu, powstały dwa – dodał.

Czytaj także: Molestowana przez księdza, w depresji... Oto, co o życiu Kory można wyczytać z jej utworów

John Porter w trakcie rozmowy ocenił, jaką artystką była Kora. Dla muzyka do dziś jest niezastąpiona. Wspomniał słowa Prawa i Sprawiedliwości, które padły pod jej adresem.

Kora jest bezkonkurencyjną dla mnie postacią do dzisiaj. Co prawda pod koniec życia jej twórczość była coraz słabsza. Ale nie ma postaci, które naród by tak pokochał, jak ją. Chociaż PiS zarzucił jej, że "zdradziła kraj". Straszne! Jak można takie rzeczy mówić?! Kora była bardzo konkretna. Przez ten czas, kiedy mieliśmy kontakt, dla mnie zawsze była bardzo sympatyczna. (...) Różnie bywało. Mam wrażenie, że to zależało od dnia (śmiech). Zazwyczaj była bardzo empatyczna. Ale potrafiła też być bardzo ostra. Jeżeli ktoś wkraczał w jej sferę prywatności, trzeba było uważać. Nigdy nie miałem z nią konfliktu. Właściwie, może raz… Chyba właśnie wtedy trafiłem na zły dzień (śmiech). John Porter

Czytaj także: Życzenie Kory przed śmiercią. Bardzo nie chciała umierać w szpitalu

– Kora musiała nagrać szybko singiel dla wytwórni niemieckiej. Moim zadaniem było poprawienie jej angielszczyzny w piosence. Niestety Kory angielski był fatalny, ale zapłacili mi i kazali poprawiać. No więc zwróciłem jej uwagę raz, drugi, trzeci, aż w końcu wybuchła i krzyknęła: Ku*wa mać, spie*dalaj! (śmiech). Ale to był jedyny raz. Ona bardzo musiała walczyć o poszanowanie w tzw. damsko-męskim świecie. Była bardzo mocna, czasem wręcz rozbrajająco szczera w tym, co mówiła. Ja ją bardzo lubiłem. Nie bała się niczego, nie bała się mówić, co myśli. Nie ma takiej postaci teraz. Taka na przykład Nosowska to dla mnie wciąż jej "cień"po prostu – wspominał John Porter.

Przypomnijmy, że artystka zmarła 28 lipca 2018 roku w domu w Bliżowie. W tym roku mija 5. rocznica od czasu odejścia jednej z najwybitniejszych osobowości polskiej estrady.

John Porter przyznał, że jakieś pół roku-rok przed śmiercią artystki dowiedział się o tym, że umiera. Miało to miejsce podczas kręcenia dokumentu na temat życia i twórczości artystki.

To było oczekiwanie (na śmierć - przyp.red.). Jakieś pół roku-rok przed jej śmiercią robiono film o Korze. Sporo mnie było w tej produkcji, aż byłem zdziwiony. W trakcie nagrań spotkałem się z nią. Powiedziała mi wówczas, że nie jest już dobrze. Ale cały czas miała jaja mi powiedzieć: Za to ty świetnie wyglądasz. Ona była po prostu kochana, ale w taki konkretny sposób, niekiczowaty. Dopóki była zdrowa, wiedziała, czego chce, miała pewną wizję i chciała osiągnąć to, co w niej widziała. Ja szanuję takich ludzi, bo wiedzą, czego chcą i nie marnują czasu na lewo i prawo.John Porter

Czytaj także: To prawdziwy hołd dla Kory. Mural z jej wizerunkiem ozdobił warszawskie Bielany

John Porter porównał współczesną scenę muzyczną do niezastąpionej charyzmy Kory, podkreślając, że na zawsze pozostanie w naszych sercach. – Wśród tych ludzi, których mamy, niestety nikt jej nie dorównuje. Wśród mężczyzn też nie. Chociaż może są osoby, które myślą inaczej. I tu nie chodzi o talent, bo jest masa zdolnych artystów. Po prostu nikt nie ma takiej charyzmy, jaką miała Kora – podsumował.

Czytaj także: https://natemat.pl/495299,polska-to-moj-kraj-ale-nie-moj-rzad-wywiad-z-katarzyna-grochola