Śnieg z azbestu i "tabletki motywacyjne" z amfetaminą. Tak naprawdę wyglądała "Złota Era Hollywood"

Zuzanna Tomaszewicz
27 sierpnia 2023, 16:49 • 1 minuta czytania
Choć współczesne Hollywood mierzy się z własnymi problemami, raczej daleko mu do tego, co działo się na planach filmowych w jego Złotej Erze. Od śniegu z azbestu po... "karnego jeżyka" dla "nieposłusznych" aktorów dziecięcych. Oto pięć przerażających rzeczy, które dziś nie przeszłyby w Fabryce Snów.
5 okropnych rzeczy, które robiono na planach filmów w Złotej Erze Hollywood. Na liście m.in. sztuczny śnieg z azbestu. Fot. AF Archive/Mary Evans Picture Library/East News; Image supplied by Capital Pictures/EAST NEWS

1. Azbest jako śnieg w "Czarnoksiężniku z Krainy Oz"

Filmy z ostatnich lat wykorzystywały do produkcji sztucznego śniegu rozdrobniony papier, sól (choć powoli się od tego odchodzi ze względów ekologicznych), jego biodegradowalną alternatywę, która rozpuszcza się w deszczu, oraz efekty komputerowe, czyli CGI. Nie zawsze tak jednak było.


W Złotej Erze Hollywood do osiągnięcia efektu śnieżycy używano wacików, mąki i... azbestu chryzotylowego. Widzowie "Czarnoksiężnika z Krainy Oz" z pewnością pamiętają scenę z Dorotką na ośnieżonym polu pełnym maków. Tak, Judy Garland, jak i reszta obsady legendarnego filmu, była narażona na szkodliwe efekty tegoż minerału.

Ba, jakby tego było mało, odtwórca roli Stracha na Wróble, Ray Bolger, wypychał sobie strój azbestem, by uchronić się przed ogniem w scenach z pirotechniką.

Azbest zaszczycił swoją obecnością nie tylko Krainę Oz z powieści dziecięcej L. Franka Bauma. Jako sztuczny śnieg użyto go w dramacie "To wspaniałe życie" z 1946 roku, filmie muzycznym "Białe Boże Narodzenie" z 1954 roku oraz produkcji "Gospoda świąteczna" z Fredem Astairem z 1942 roku.

Nadmieńmy, że azbestowy śnieg był rakotwórczy. Jego wdychanie zwiększało ryzyko wystąpienia poważnych chorób, w tym m.in. nowotworu płuc. "Wciągnięcie" włókien azbestu mogło doprowadzać również do powstawania blizn, złośliwego międzybłoniaka opłucnej.

2. "Czarna skrzynka" dla dziecięcych aktorów

W pierwszych dekadach XX wieku aktorzy dziecięcy nie mieli takich samych praw, co ich współcześni odpowiednicy. Na planach filmowych dochodziło więc do poważnych nadużyć wobec kilkulatków i nieletnich.

Jedną z najbardziej znanych dziecięcych aktorek Złotej Ery była Shirley Temple – to od niej wzięło się prześmiewcze przezwisko samej brytyjskiej królowej Elżbiety II. Urodzona w Kalifornii gwiazdka miała zaledwie 5 lata, gdy zadebiutowała na ekranie w pełnometrażowej "Rewolucji śmiechu" u boku Jamesa Dunna i Warnera Baxtera. Dziewczynka zarabiała tysiąc dolarów tygodniowo, co w przeliczeniu na obecny kurs wynosiło blisko 20 tys. USD.

W latach 1934-1938 Temple i jej blondwłose loczki wywoływały uśmiech na twarzach Amerykanów. Wówczas niewielu widzów wiedziało o mrocznej stronie jej sławy. Zaczynała od występów w króciutkich satyrach, w których padała ofiarą seksualizacji (przebierano ją za prostytutkę), a przez reżyserów wcale nie była traktowana tak, jak na prawdziwą gwiazdę Fabryki Snów przystało.

W książce "The Cultural Turn in US History: Past, Present and Future" historyk John Kasson opisał praktykę, jaką stosowano na planie jednego z pierwszych dzieł Temple – "Baby Burlesks". Chodziło o tzw. dźwiękoszczelną "czarną skrzynkę", w której znajdowała się bryła lodu. "W ciemnym i ciasnym pomieszczeniu zamykano dzieci, które źle się zachowywały. (...) Tym aktorom, którzy powiedzieli o torturach swoim rodzicom, grożono dalszą karą" – czytamy.

Temple opowiedziała o swoich przerażających doświadczeniach w autobiografii zatytułowanej "Child Star" z 1988 roku. "O ile wiem, czarna skrzynka nie wyrządziła trwałych szkód na mojej psychice. (...) Czas to pieniądz. Zmarnowany czas oznacza zmarnowane pieniądze, czyli kłopoty" – twierdziła.

3. Tabletki motywujące i papierosowa dieta

Wróćmy jeszcze do osławionego "Czarnoksiężnika z Krainy Oz". Judy Garland miała 17 lat, kiedy obsadzono ją w roli rudowłosej Dorotki. Twórcy filmu chcieli, by aktorka wyglądała jak najmłodziej, więc polecili kostiumografom, by zakleili jej piersi i uszyli sukienki zakrywające jej kobiece krągłości. Podobne rozwiązania wciąż są praktykowane przez hollywoodzkie wytwórnie i co do tego nie mamy raczej wątpliwości.

Niemniej próba odmłodzenia Garland dotyczyła także jej diety. I nie, nie polegała ona na personalnym treningu i zdrowym odżywianiu się. Zanim na planie dzieła w reżyserii Victora Fleminga padł ostatni klaps, aktorka była uzależniona od barbituranów i amfetaminy. Substancje psychoaktywne w połączeniu z jadłospisem obejmującym rosół z kury, czarną kawę i 80 papierosów dziennie odcisnęły znaczące piętno na dalszym życiu gwiazdy, która zmarła w wieku 47 lat z powodu przedawkowania.

Garland podstawiano pod nos tzw. "tabletki motywujące". Zażywała je razem z Paulem Donnelleyem, z którym grała w "Babes In Arms" i "Love Finds". "Kazali nam bez przerwy pracować dniami i nocami. Dawali nam pigułki, które utrzymywały nas na nogach. Potem zabierali nas do szpitali i faszerowali tabletkami nasennymi. (...) Następnie budzili nas po czterech godzinach i znów podawali tabletki motywujące, abyśmy mogli pracować 72 godziny z rzędu" – wspominała biografowi Donnelleya.

"Czasem byłam właściwie chodzącą reklamą tabletek nasenny" – mówiła później Judy Garland.

4. Oscary i "zakaz wstępu dla czarnych"

12. ceremonia wręczenia Oscarów, która odbyła się w 1940 roku w Hotelu Ambassador w Los Angeles, przeszła do historii. Hattie McDaniel, córka byłych niewolników, została pierwszą afroamerykańską laureatką prestiżowej nagrody Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej za rolę Mammy w romansie historycznym "Przeminęło z wiatrem".

Moment triumfu McDaniel nie obył się jednak bez rasistowskich podtekstów. Dodajmy, że w pierwszej połowie minionego wieku hollywoodzkie wytwórnie niechętnie obsadzały czarnoskóre osoby w znaczących rolach, a już tym bardziej takich, które stanowiłyby konkurencję dla białych gwiazd.

Zanim ogłoszono nominacje do Oscarów, aktorce zabroniono wzięcia udziału w światowej premierze kultowego filmu. McDaniel mogła liczyć na wsparcie Clarka Gable'a, który groził bojkotem, jeśli na czerwonym dywanie zabraknie jego koleżanki z planu. Odtwórczyni Mammy odciągnęła jednak gwiazdora od tej myśli, gdyż wolała trzymać się z daleko od niepotrzebnego rozgłosu, który mógłby pogorszyć i tak napiętą już sytuację dotyczącą segregacji rasowej.

Jak można się domyślić, nominacja do Oscara dla McDaniel wywołała sporą sensację w Stanach Zjednoczonych. Producent "Przeminęło z wiatrem" musiał namawiać organizatorów gali, by wyróżniona gwiazda została w ogóle zaproszona do hotelu Ambassador, w którym obowiązywał "zakaz wpuszczania czarnych".

Podczas ceremonii McDaniel nie można było zobaczyć przy jednym stole z Clarkiem Gable'em, Vivien Leigh i resztą obsady "Przeminęło z wiatrem". Aktorce przypisano miejsce przy niewielkim stoliku na samym tyle sali balowej.

"(Przed wręczeniem nagrody w kategorii "najlepszej aktorki drugoplanowej" - red.) widzowie powstrzymywali się od ziewania, (...), a potem wstrzymali oddech. Przez kilka chwil panowała zupełna cisza. Następnie zaczęły się owacje, jakich nie było dotąd w historii Akademii" – opisywał wręczenie Oscara McDaniel felietonista Harold Heffernan.

Po historycznej nocy społeczność afroamerykańska nazwała McDaniel "sprzedawczykiem", który utrwalał na ekranie rasowe stereotypy. "Wolałabym grać pokojówkę niż nią być. Dlaczego mam narzekać na to, że zarabiam 700 dolarów tygodniowo na graniu służby? Gdybym tego nie robiła, zarabiałabym 7 dolarów na sprzątaniu pokoi" – tłumaczyła laureatka złotego rycerzyka.

5. Hitchcock i rzucanie krukami w aktorkę

"Ptaki" Alfreda Hitchcocka to klasyka kina, której kręcenie było dla głównej gwiazdy filmu, Tippi Hedren, istną mordęgą. Mistrz suspensu i ojciec kina grozy miał dopuszczać się przemocy wobec amerykańskiej aktorki. W ostatnich dniach produkcji na planie horroru z 1963 roku panowały podobno nieludzkie warunki.

Przypomnijmy, że Hitchcock słynął z wypowiedzi, które oburzały innych twórców z przemysłu filmowego. Angielski reżyser miał powiedzieć między innymi, że wszyscy "aktorzy to bydło, i tak należy ich traktować".

93-letnia dziś Hedren wciąż przeżywa to, co wydarzyło się na planie jej debiutanckiego filmu "Ptaki", który nagrodzono Oscarem za najlepsze efekty specjalne. W autobiografii "Tippi: A Memoir" hollywoodzka ikona opisała kulisy sceny, w której jej postać, Melanie, zostaje zaatakowana na poddaszu przez stado żądnych krwi ptaków. Hitchcock zdecydował się nagrać tę sekwencję z udziałem żywych kruków, choć przedtem zapewniał Hedren, że będą one mechaniczne.

O zmianie planu aktorka dowiedziała się dopiero w dniu zdjęć. Mimo usprawiedliwionych obaw postanowiła zaufać Rayowi Berwickowi, trenerowi ptaków. Po tym, jak Hitchcock krzyknął "akcja", ptaki zostały rzucone w kierunku Hedren, która nazwała incydent "brutalnym, brzydkim i bezlitosnym". Podkreślała również, że była na skraju załamania. Jeden z kruków zranił ją w oko.

– Nie istniały żadne przepisy regulujące tego typu sytuacje. Gdyby to wydarzyło się dzisiaj, byłabym bardzo bogatą kobietą – stwierdziła podczas wydarzenia Television Critics Association w 2012 roku.

Hedren wspominała też w swojej biografii o obsesji, jaką na jej punkcie miał Hitchcock. Z książki dowiadujemy się, że filmowiec miał zakazać członkom obsady spotkań towarzyskich z aktorką i ponoć wpadał w złość, gdy widział ją rozmawiającą z innymi mężczyznami.

Odtwórczyni Melanie w "Ptakach" zasugerowała w autobiografii, że Hitchcock próbował ją ukarać za to, że odrzuciła jego zaloty. Warto pamiętać, że oboje pracowali jeszcze nad jednym filmem "Marnie", w której postać grana przez Hedren zostaje zgwałcona przez męża.

Pewnego dnia Hitchcock miał zaprosić ją do swojego biura i rzucić się na nią. "Nagle złapał mnie i położył na mnie swoje dłonie. To było seksualne i perwersyjne" – napisała.