W domu w Czernikach był ktoś jeszcze. To kolejna ofiara Piotra
Zbrodnia w Czernikach. W domu był ktoś jeszcze. "Ojciec wyganiał go, gdy uprawiał seks z córką"
W połowie września na posesji w Czernikach na Kaszubach odnaleziono zakopane ciała trzech noworodków, zawinięte w czarne, plastikowe worki. 54-letni Piotr G. oraz jego 20-letnia córka Paulina usłyszeli zarzuty zabójstwa i kazirodztwa. Oboje zostali aresztowani.
Mężczyzna jest wdowcem, który łącznie wychowywał aż dwanaścioro dzieci. Większość z nich jest już dorosła i prowadzi samodzielne życie. W toku śledztwa okazało się, że G. miał wykorzystywać seksualnie jeszcze jedną córkę. Teraz "Fakt" ustalił, że to wciąż nie koniec listy ofiar 54-latka.
Piotr G. miał bowiem znęcać się nad swoim synem. Mowa o 24-letnim chłopaku, który zmaga się z niepełnosprawnością intelektualną. Po ujawnieniu zbrodni Piotra G. syna przeniesiono do ośrodka pomocy społecznej.
– Mężczyzna jest już w bezpiecznym miejscu, w jednym z ośrodków – zapewniła Joanna Mikołajska z OPS w Starej Kiszewie. Reporterom o sprawie donieśli także mieszkańcy.
– Damian bardzo często przesiadywał przy głównej ulicy, na przystanku albo w świetlicy, ojciec wyganiał go z domu, gdy uprawiał seks z córką – powiedział jeden z sąsiadów, po czym dodał: – Bywało, że chłopak wiele godzin przesiadywał na ulicy nikomu niepotrzebny.
– Chciałam mu pomóc, ale bałam się, że kiedy zobaczy to jego ojciec, to zrobi mu kolejną awanturę, on ciągle mu robił awantury i go wyzywał – dodała mieszkanka
Wójt gminy Marian Pick powiedział, że Piotr G. miał trzymać syna w mieszkaniu tylko po to, żeby wyłudzać od niego pieniądze z renty.
– Piotr G. nigdy nigdzie nie pracował, mogę powiedzieć, że kombinował, by ubezwłasnowolnić tego syna i wyłudzać na niego rentę, taki był jego plan i to straszne co mówię, ale on był mu tylko do tego potrzebny, tylko dlatego trzymał go w domu – powiedział "Faktowi".
Zbrodnia w Czernikach wstrząsnęła wsią. "Ludzie od dawna podejrzewali, że coś się dzieje"
W rozmowie z Katarzyną Zuchowicz w naTemat szokujące wydarzenia ze wsi skomentowali sami mieszkańcy.
– Ludzie od dawna podejrzewali, że tam coś się dzieje, że tam są robione rzeczy złe. Było dużo plotek, tylko nikt nie wiedział co, nie miał żadnych dowodów. Każdy coś spekulował, gadał głupoty. Ale nie aż tak – powiedział jeden z nich.
– Może było im źle, ale nigdy nic nie mówiły. Pamiętam, jak nauczyciele pytali, czy w czymś pomóc, co się dzieje. Ale one nic. Zamknięte usta – dodał inny.
Wójt gminy zaś wyjaśnił, że faktycznie Piotr G. nigdy nie podjął się pracy i cały czas korzystał ze wsparcia ośrodka pomocy społecznej.
– Rodzina korzystała z ośrodka pomocy społecznej, była nam znana. Ale nie było żadnych konfliktowych sytuacji. Dzieci chodziły do szkoły, wszystko toczyło się swoim rytmem. Były informacje, które się nie potwierdzały. Kiedyś był epizod, który rozpatrywała prokuratura, ale okazało się, że to były pomówienia i na tym sprawa się skończyła. Może to były nieuzasadnione sytuacje, a może uzasadnione? – zapytał.