"The Crown" po swojemu oddaje hołd Dianie. Nowy sezon wcale nie wybiela rodziny królewskiej
6. sezon serialu "The Crown" (RECENZJA 4 ODC.)
Po rozstaniu z Windsorami (przynajmniej oficjalnie) Diana Spencer próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Spędza czas ze swoimi synami, nadrabia te wszystkie lata młodości stracone na byciu zahukanym członkiem rodziny królewskiej i dalej angażuje się w akcje charytatywne i filantropię. Prasa nie dostrzega w niej jednak kogoś, kto chce zmienić świat, a kobietę, której jedyną wartością są domniemane romanse.
Diana była niemalże pewna, że opuszczając pałacowe salony z powrotem będzie miała kontrolę nad własnym wizerunkiem. Seksistowskie nagłówki z jej imieniem i zdjęcia paparazzi zakrawające o wojeryzm trafiają w końcu do zamku Balmoral. Królowa Elżbieta II doszukuje się w zachowaniu byłej synowej desperackiej chęci zwrócenia na siebie uwagi.
Książę Karol, widząc, że jego dawna żona przyciąga medialne spojrzenia, szuka sposobu, by opinia publiczna pokochała również Camillę Parker Bowles. Natomiast William i Harry, bombardowani zewsząd pogłoskami o swojej matce, z trudem potrafią rozróżnić, co jest prawdą, a co fikcją.
Cisza przed burzą
Ważny rozdział z życia Netfliksa powoli dobiega końca. Szósty sezon serialu "The Crown" nie bez powodu podzielono na dwie części. Przede wszystkim dlatego, by subtelnie przejść z żałobnego wręcz tonu, jaki oferuje pierwsza połowa, do bardziej dynamicznego wątku młodości księcia Williama, którym zwieńczona zostanie królewskiej seria.
Zapewne twórcy wzięli też pod uwagę nastroje widzów, których po tylu latach należy bądź co bądź usatysfakcjonować, a na publiczność nic tak nie działa, jak stare dobre odwlekanie finału.
Większość odcinków pierwszej części nowej odsłony buduje podwaliny pod wypadek Diany i Dodiego Al-Fayeda w Paryżu. Mimo że fabuła "The Crown" nie operuje już takimi antagonizmami jak kiedyś (w końcu wielki kryzys rozwodowy został zażegnany), wciąż sprawnie posługuje się motywem konfliktu. Oczywiście sprzeczne emocje ponownie rodzi u bohaterów postać księżnej, aczkolwiek ich uprzedzenia, niechęć bądź żal tym razem nie wynikają z tego, że w przeszłości zagrażała królewskiemu status quo.
Scenarzysta Peter Morgan kreśli Dianę jako postać tragiczną – często niezrozumianą przez otoczenie, ale nie rzuca jej na pożarcie wilkom. Rodzina królewska – zwłaszcza Elżbieta II i obecny król Karol III – w porównaniu z poprzednimi odsłonami jest wyrozumialsza dla ekranowej księżnej. Nadal zachowuje się uszczypliwie, a jej duma pozostaje urażona, jednak największe pretensje wobec Diany Windsorowie mają już przepracowane.
Po kilku latach od rozwodu brytyjska monarchini patrzy na królową ludzkich serc jak na atencjuszkę, Karol zaś jak na rywalkę ukochanej Camilli. Ciekawie ujęto tu mętlik, jaki przez pałacowe szepty, komentarze surowej babci i medialne doniesienia zrodził się w głowie Williama. Widać, że nastolatek z troską spogląda na matkę, która wiele przeszła, lecz ze względu na swój wiek nie jest jeszcze w stanie dostrzec w niej kobiety raz po raz przegrywającej walkę z patriarchalnymi oczekiwaniami.
"The Crown" ukazuje Dodiego w podobny sposób jak Dianę – jako syna stale walczącego o akceptację ojca. Scenariusz przepełniony jest zatem współczuciem, którego celem jest przywiązanie widza do postaci. Morgan zbudował go na zasadzie podobieństw między synem egipskiego miliardera a brytyjską arystokratką.
Śmierć Diany w obiektywie czułej kamery
Wypadku, do którego doszło w stolicy Francji z 30 na 31 sierpnia 1997 roku, nie pokazano na ekranie. Patrząc na tunel Pont de l'Alma słyszymy jedynie dźwięki kolizji. Netflix dobrze zrobił przyjmując postawę dalekiego obserwatora i skupiając się na emocjach otoczenia, a nie na jego wizualnych aspektach.
Po śmierci Diana i Dodi nawiedzają swoich bliskich jako duchy, chociaż trafniejszym stwierdzeniem byłoby nazwanie ich wyrzutami sumienia. Decyzja artystyczna, dzięki której widz odczuwa większą empatię względem rodzin zmarłych, wydaje się zbyt tandetna jak na serial tego kalibru. Czuć w niej inspirację duchami... "Gwiezdnych wojen". Takie wrażenie można odnieść zwłaszcza przy scenie, w której nieżyjąca Diana wypowiada do Elżbiety słowa: "Uczyłaś nas, co to znaczy być Brytyjczykami. Może czas pokazać, że też jesteś w stanie się tego nauczyć".
"The Crown" nie wybiela jakoś bardzo postaci Elżbiety, Karola, ani Filipa, który po żołniersku podchodzi do kolejnej przeszkody, jakim jest organizacja pogrzebu państwowego. Peter Morgan i reżyser Christian Schwochow dostrzegają w ponurych Windsorach ludzi, których śmierć Diany zmusiła do przewartościowania swojego życia, do stanięcia twarzą w twarz z własnymi emocjami i oczekiwaniami poddanych. Swego czasu media donosiły nawet, że Karol był bliski omdlenia, gdy usłyszał tragiczne wieści o byłej żonie.
Elizabeth Debicki królową ludzkich serc
Jeśli chodzi o warstwę artystyczną 6. sezonu, Elizabeth Debicki ("Strażnicy Galaktyki") ze swoim delikatnym uśmiechem à la Diana Spencer kradnie całe show. Dotąd nikt nie zdołał stworzyć tak złożonego portretu psychologicznego uwielbianej księżnej.
"The Crown" od zawsze mogło pochwalić się znakomitym aktorstwem. W najnowszej odsłonie – oprócz wspomnianej aktorki polskiego pochodzenia – najjaśniej świecą gwiazdy Imeldy Staunton (Dolores Umbridge z "Harry'ego Pottera"), czyli Jej Wysokości, Dominica Westa ("Prawo ulicy") – księcia Karola, a także Khalida Abdalli ("Chłopiec z latawcem") – Dodiego.
Atmosfera czterech odcinków przytłacza, co wyjąwszy podniosłą narrację jest zasługą emocjonującej muzyki skomponowanej przez Martina Phippsa ("Napoleon"), w której słychać charakterystyczne dla serialu nutki Hansa Zimmera i Ruperta Gregsona-Williamsa z pierwszego sezonu. Do tego reżyserzy bawią się stylami przełamując m.in. czwartą ścianę, w efekcie czego produkcja zakrawa momentami o paradokument.
Pierwsza część 6. sezonu "The Crown" była wyzwaniem dla twórców, a teraz jest wyzwaniem dla publiczności. Czy śmierć Elżbiety II wpłynęła jakkolwiek na fabułę? Serial z pewnością traktuje wszystkich ulgowo. Pokazuje różne oblicza ludzkich zachowań w obliczu śmierci, których nawet królewska etykieta nie jest w stanie przewidzieć.