"Rak polskiego internetu". Kawiaq już wcześnej "zasłynął" patologią i wciąż czuje się bezkarny

Bartosz Godziński
20 listopada 2023, 17:08 • 1 minuta czytania
W weekend internet obiegły ekstremalnie skandaliczne nagrania z dwoma młodymi patostreamerami. Kawiaq z kolegą znęcali się nad dziewczynami i transmitowali to na żywo. Okazuje się, że to nie pierwszy raz, kiedy ten pierwszy odwala takie numery i zupełnie nic sobie z tego nie robi. Teraz obaj polecieli sobie za granicę i śmieją się w twarz "hejterom".
Kawiaq ze swoim kolegą robili transmisję, na których znęcali się nad dziewczynami. Teraz się bawią za granicą Fot. YouTube / Instagram

W dużym skrócie w weekend były dwa patostreamy. Na pierwszym Kawiaq z kolegą Bartkiem zapraszają dziewczynę do mieszkania. Doprowadzają ją do rozebrania się do bielizny (oszukują w grze w butelkę), a także do tzw. zgona. Ponoć podali jej też do wciągania proszek do prania, ale trudno to zweryfikować.


Chcą ją wyrzucić z mieszkania, po tym jak wymiotuje, ale ta nie daje rady wyjść o własnych siłach– wywraca się i mamrocze, że jej słabo. Transmisję przerywa właściciel mieszkania, który przyjeżdża po interwencji internautów i wyprasza wszystkich. Na miejsce miała też przyjechać policja i pogotowie.

Dzień później jest jeszcze gorzej – tym razem zapraszają inną dziewczynę do hotelu. Wywiązuje się awantura, w czasie której kompan kontrowersyjnego influencera bije ją szklaną butelką po twarzy aż do krwi. Potem zostawiają ją zapłakaną i uciekają. Opisałem to szerzej w oddzielnym artykule.

Parę lat temu chlanie live i bijatyki były na porządku dziennym na np. YouTube. Z jednej strony nagłośnienie tematu przed media, a także kary (nie tylko wirtualne bany, ale i więzienie w realu) nieco utemperowały patostreamy. Z drugiej strony sami pewnie doszli do wniosku, że to im się nie kalkuluje, bo żadna firma nie będzie chciała się reklamować na takich kanałach.

Część agresji znalazła swoje ujście w oktagonie na freak fightach, ale rzecz jasna nie dało się tego zupełnie wyplenić i nadal zdarzają się "incydenty" – vide Kamerzysta znęcający się nad niepełnosprawnym chłopakiem czy ostatnia afera Pandora Gate. Takiej patologii pochodzącej z jego źródła już dawno nie było. I można ją było zdusić w zarodku, ale Kawiaq jakoś przesmyknął się pomiędzy moderatorami YouTube'a.

Kawiaq już parę miesięcy temu "zasłynął" gazowaniem ludzi na ulicy. Czuł się bezkarny, więc przeginał pałę dalej

O Kawiaqu pewnie wielu z was usłyszała dopiero teraz, ale ma już na koncie pranków i scamów. Nawet Konopskyy, który razem z Sylwestrem Wardęgą pracował nad Pandora Gate, nagrał o nim materiał kilka miesięcy temu. Nazwał go "jednym z największych degeneratów streamów IRL (w prawdziwym życiu - red.) w Polsce".

Zwrócił uwagę na to, że jest małym twórcą (na dwóch kanałach ma ok. 12 tys. subskrybentów), ale "podpada pod kilka paragrafów i legitnie może zrobić komuś krzywdę" (niemal prorocze słowa). O co chodzi? O dotychczas jego najsłynniejsze pranki polegające na zaczepianiu ludzi na ulicy i psikaniu im gazem pieprzowym po twarzy.

Jest to legalne tylko w obronie koniecznej, ale niektóre jego ofiary nawet nie chciały go atakować. Te akurat filmiki zostały usunięte z jego kanału (ale są kopie m.in. w materiale wyżej). Inne, na którym np. pewien facet przyjmuje gardę i zostaje zagazowany, wciąż wisi na kanale i dla YouTube najwyraźniej jest to w porządku. Za to nieraz zupełnie nieszkodliwe filmiki są kasowane z powodu jakiejś pierdółki. Wyłapał za to już bana na Twitchu i Kicku.

Kawiaq ogólnie całą swoją internetową działalność oparł na poniżaniu, szkodzeniu czy krzywdzeniu innych (również zwierząt – sam chwalił się, że zostawił pięć kotów z dwoma miskami wody na dwa dni). Nawet nie gra w gry jak niektórzy niesławni patostreamerzy.

Wiele filmików dalej jest na YouTube. M.in. utrudniał pracę kasjerkom i publikował bez zgody ich twarze, w galerii handlowej klepał przypadkowe dziewczyny w tyłek czy "kupił karła". Jednak to też już (niestety) było i widzom nie spodobała się bieda-wersja Lorda Kruszwila.

Jakby tego było mało, oszukiwał ludzi na OLX sprzedając im uszkodzone iPhone'y jako nowe i miał do czynienia z policją, bo... sam się na nią zgłosił. Subów zbytnio mu nie przybywało, nie zrobił zawrotnej kariery w sieci, ale wciąż łaknął fejmu i atencji, więc postanowił przekraczać kolejne granice, o czym już była mowa na początku.

Jeszcze żeby to wszystko robił bez świadomości, że robi coś złego – tymczasem od miesięcy jest krytykowany przez większość youtuberów i internautów (w mniejszości są ci, którym się to podoba, lub np. obwiniają dziewczyny, że "same do nich przyszły") i określany mianem "raka polskiego internetu" –- z tych bardziej cenzuralnych przydomków.

Patostreamerzy polecieli sobie za granicę. Dalej się bawią i obrażają ludzi

Po weekendowych streamach ludzie na chwilę wręcz zapomnieli o Stuu i to Kawiaq ze swoim kolegą stali się wrogiem publicznym numer jeden. Wiele osób wprost życzy im co najmniej pobicia. Co więc zrobili obaj? O przeprosinach nie ma mowy, na wyrzuty sumienia też nie ma co liczyć. Polecieli (uciekli?) za granicę.

Możliwe, że ma to związek z tym, że zostali wyrzuceni z mieszkania lub boją się, że internauci ich znajdą, a może dalej chodzi o szydzenie z ludzi. Tak przynajmniej wynika z dodawanych przez nich filmików i zdjęć (twierdzą, że są na Malediwach, ale internauci szybko ustalili, że to raczej wygląda na Egipt).

"Witam z Maledwiów. Jesteśmy za hajs z Kawiaqa i moich biznesów. Jesteście przyj*bani na tym Wykopie, zazdrosne k*rwy, szmaty, a mamut leży w szpitalu z rozciętym łukiem brwiowym. Pozdrawiam wszystkich, j*bać policję" – mówi patostreamer popijając drinka. Wspomniany "mamut" to prawdopodobnie dziewczyna, którą pobił butelką.

Podobnych zdjęć i filmików dodali od wczoraj kilka. Kawiaq zapewnia, że m.in. nie wracają do Polski. "Jakieś ścierwa piszą, że co, że ja będę w więzieniu, że wiceminister sprawiedliwości... ch*j ci w d*pę, córkę ci r*cham. K*rwa Malediwy, sram ci k*rwa na rodzinę. Pozdrawiam serdecznie" – mówi na filmiku znad hotelowego basenu.

Kawiaq z kolegą pod lupą prokuratury. W drodze przepisy o patostreamingu

Chłopaki więc bawią się tam w gangsterkę, ale w Polsce mundurowi już się im przyglądają i proszą też o zawiadomienia – nie mogą tego ścigać z urzędu, bo nie ma danych sprawców i ofiar. Z wypowiedzi policjantki dla "Wprost" wynika, że nic jeszcze do nich nie dotarło (artykuł dodano przed 13:00).

– U nas na tę chwilę nie odnotowaliśmy żadnego zgłoszenia. (...) Mamy sygnały, że takie filmy krążą w sieci, będziemy to weryfikować. Wiem, że policjanci z Żor, na terenie których zamieszkuje ten mężczyzna, analizują te materiały. My też skontaktujemy się z naszym wydziałem cyberprzestępczości – powiedziała "Wprost" kom. Magdalena Żubertowska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

To dziwne, bo np. Maja Staśko zapewniała, że powiadomiła służby. Parę godzin temu pisała też, że zgłosiły kolejne ofiary i "organy ścigania działają intensywnie". Pewnie po prostu lokalni policjanci nie zostali poinformowani przez "górę".

Wspomniany przez Kawiaqa wiceminister to Piotr Cieplucha, która dodał film, na którym mówi, że prokuratura jednak już zajmuje się sprawą. Ponadto resort przygotował odpowiednie przepisy i opracował "definicję patostreamingu", która pozwoli ścigać i karać sprawców. Temat był już poruszany przy okazji Pandora Gate, ale po wyborach oczywiście ucichł. Jak widać, nie ma co się z tym ociągać.