To nie karaluchy są ich największym problemem. Inwazja ogromnych jaszczurek w wakacyjnym kraju
Podczas gdy Europa zmaga się z plagą pluskiew, między innymi w Paryżu i Londynie, w Tajlandii mają dużo większy problem. I to dosłownie, bo zwierzęta, które ją opanowały, osiągają nawet 1,5 metra długości. Mowa tu o legwanach. Choć te jaszczurki są roślinożerne, to wzbudzają postrach zarówno wśród mieszkańców i turystów, szczególnie dlatego, że pojawiają się sporych grupach.
Legwany są bardzo chętnie hodowane przez mieszkańców Tajlandii, którzy traktują je wręcz jak zwierzątka domowe. Jak poinformował Departament Parków Narodowych, Dzikiej Przyrody i Ochrony Roślin (DNP) około 260 osób w 61 prowincjach poinformowało urzędników, że posiadają legwany. Są to również hodowle i mowa tu łącznie o około 3600 zwierzętach.
Istnieje podejrzenie, że inwazja nastąpiła po tym, jak jaszczurki wyrwały się spod kontroli ich właścicieli. Pojawiają się także spekulacje, że zostały one wypuszczone celowo. Jak podali lokalni urzędnicy, schwytanych zostało już ponad 150 zbuntowanych legwanów.
21 listopada DNP podał, że 134 legwany zostały schwytane w dzielnicy Pattana Nikom w Lopburi, około 160 km na północ od Bangkoku. Kolejnych sześć odkryto w Udon Thani na północnym wschodzie kraju, a kolejne 23 w różnych innych częściach Tajlandii.
Mimo że zwierzęta te są roślinożerne, to stanowią zagrożenie dla środowiska, ponieważ zjadają wszystko, co napotkają na swojej drodze.
Wiele legwanów żyje na wolności w prowincji Lopburi i niszczy produkty rolne. Gwałtownie rosnąca liczba ma wpływ na środowisko i systemy ekologiczne, powodując problemy dla lokalnej ludności.
Schwytane zwierzęta będą przebywać w centrach dzikiej przyrody, między innymi w Nakhon Nayok na północny wschód od Bangkoku. Na początku tego tygodnia został wydany oficjalny zakaz importu legwanów do Tajlandii, a osobom, które złamią ten zakaz, grozi kara nawet do 10 lat pozbawienia wolności i grzywna w wysokości do aż miliona bahtów (około 113 tys. złotych).