Skrajna prawica w Europie rośnie w siłę i może opanować PE. "Marzą o tym, o czym marzył Kaczyński"
Jak wynika z niedawnego badania Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, w Europie mamy wzrost popularności antyeuropejskich, populistycznych, prawicowych partii oraz znaczny spadek poparcia dla ugrupowań głównego nurtu. Po wyborach 9 czerwca Parlament Europejski ma skręcić w prawo. A skrajnie prawicowe ugrupowanie Tożsamość i Demokracja (ID) może uzyskać w nich niemal 40 nowych mandatów i z setką wszystkich stać się trzecią siłą polityczną w następnej kadencji PE.
"Po wyborach w czerwcu szykuje się trzęsienie ziemi w UE" – pisaliśmy kilka dni temu w naTemat, gdy świat ujrzał wyniki badania zleconego przez Europejską Radę Spraw Zagranicznych badania.
Raport wymienia zwłaszcza 9 państw, w których skrajna prawica może osiągnąć dobre wyniki w wyborach do PE. To Austria, Belgia, Francja, Węgry, Włochy, Polska, Holandia, Słowacja i Czechy.
Przypomnijmy więc w skrócie, jak sytuacja zmieniła się od poprzednich wyborów w 2019 roku.
Doszli do władzy, przodują w sondażach
W Holandii w listopadzie 2023 roku zwyciężyła populistyczna i antyislamska partia PVV Geerta Wildersa, co jeszcze kilka lat temu wydawało się nie do pomyślenia.
W Austrii skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) od ponad roku przoduje w sondażach. We Francji o prezydenturę walczyła skrajnie prawicowa Marine Le Pen, bijąc przy tym rekordy popularności. We Włoszech koalicja nacjonalistycznej i populistycznej prawicy przejęła władzę w 2022 roku. Na Słowacji w 2023 roku do władzy doszedł populistyczny Smer Roberta Fico.
W Czechach dwie skrajnie prawicowe partie – Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) oraz Trikoloraju – już w ubiegłym roku ogłosiły, że łączą siły przed wyborami do PE.
A AfD, czyli Alternatywa dla Niemiec, wyrosła wtedy na drugą siłę polityczną w Niemczech. Dopiero w ostatnich dniach, pierwszy raz od dwóch lat, poparcie dla niej spadło poniżej 20 procent.
– Właściwie można powiedzieć, że w całej Europie istnieje taka fala. Cała Europa przesuwa wajchę na prawo – mówił nam w 2022 roku dr Przemysław Witkowski, specjalista od ruchów i grup radykalnych z Collegium Civitas, gdy drugą siłą w parlamencie Szwecji zostali Szwedzcy Demokraci.
Dziś w tym gronie niezwykle ciekawa wydaje się też Belgia. Kraj, w którym znajduje się siedziba UE, a jednocześnie – jak w ubiegłym roku pokazał sondaż Politico – skrajnie prawicowa Vlaams Belang (Flamandzka Sprawa) w pewnym momencie wyrosła tam na największą siłę polityczną w kraju.
Jak skrajna prawica przyciągnęła młodych w Belgii
Co ciekawe, najbliższe wybory parlamentarne w Belgii odbędą się 9 czerwca, czyli razem z wyborami do PE. A antyimigrancka, nacjonalistyczna partia, która chce niepodległości Flandrii i podziału Belgii, w północnej części kraju zdaje nie mieć sobie równych, zwłaszcza wśród młodych ludzi.
"Gdyby wybory do flamandzkiego parlamentu odbyły się dziś, zdobyliby niemal 25 proc. głosów wśród osób w wieku 18-22 lata" – pisał kilka dni temu "Brussels Times", cytując najnowszy sondaż Hogeschool PXL i TV Limburg.
Żadna inna partia nie przyciągnęła tu tylu młodych ludzi. Gazeta dowodzi, że tak działa strategia nacjonalistów oparta na mediach społecznościowych, bo VB to partia, która – jak czytamy – wydaje najwięcej na reklamę w mediach społecznościowych w całej Belgii, a także należy tych, które wydają na to najwięcej w Europie.
Ile? W 2023 roku ponad 1,6 mln euro – o 44 proc. więcej niż rok wcześniej.
"Podobnie jak wiele skrajnie prawicowych partii w Europie, Vlaams Belang ma zwyczaj odwoływania się do treści zapalnych i rasistowskich – zwykle filmów – by stygmatyzować i podżegać do nienawiści wobec społeczności imigrantów" – czytamy.
"Obawiałbym się permanentnej obstrukcji"
Co ten trend może oznaczać dla PE i Europy? Czy przy takim scenariuszu, że więcej skrajnej prawicy wejdzie do PE, można założyć, że to, co do tej pory robił PiS, czy węgierski Fidesz, Parlament Europejski może po czerwcu 2024 odczuć na większą skalę?
– Z obecności w PE dużej liczby skrajnie prawicowych polityków może przede wszystkim wynikać paraliż. Obawiałbym się permanentnej obstrukcji. Mogą zablokować, sparaliżować, zepsuć i zatrzymać różne działania mające na celu wzmocnienie Europy. Skuteczność skrajnie prawicowych polityków może być tylko w psuciu, blokowaniu, osłabianiu – mówi w rozmowie z naTemat dr Przemysław Witkowski, specjalista od ruchów i grup radykalnych z Collegium Civitas.
– Do PE może trafić bardzo wielu polityków jak Korwin-Mikke i Braun, robiących swego rodzaju szopki, które politycznie mogą niewiele znaczyć, ale pokażą Europę jako krainę rozrywaną konfliktami, gdzie siły zyskujące na popularności dostają dużo pieniędzy na promocję swoich idei w kraju – mówi ekspert.
Można założyć, że będzie również więcej Kaczyńskich, Orbanów, czy innych głoszących hasła: "Po co nam ta UE", "Sami możemy sobie ułożyć relacje z innymi państwami", "Niemcy nas dominują" itp.
– Silne partie skrajnie prawicowe mają swoje fantazje o odbudowie dawnej potęgi swoich państw. Każda z nich marzy o tym, o czym marzył Kaczyński, czyli o tym, by być emerytowanym zbawcą narodu. To jest symptom coraz większego trzeszczenia w szwach UE. I będzie to tylko zwiększało tendencje odśrodkowe w UE. To opłaca się nie tylko Rosji. Gdyby w USA wybory prezydenckie wygrał Donald Trump, to także opłacałoby się to części prawicy amerykańskiej, gdyż oni też wolą dogadywać się z mniejszymi graczami. W tym sensie UE jest bardzo zagrożona – ocenia ekspert.
Ale podkreśla – jest pewna nadzieja, która powoduje, że mimo wszystko wizja większej liczby partii skrajnie prawicowych w PE nie wydaje mu się aż tak bardzo dramatyczna.
"Skrajna prawica to nie jest armia. To partyzanci"
– One nie mają wspólnej agendy. Nie mają jednego planu. To nie jest armia. To są partyzanci. Oni nie są jak lewica, czy komuniści kiedyś, którzy mogli mieć wizję rewolucji. Jest mało możliwe, żeby działali wspólnie, jako jeden zespół. Szczęśliwie nie widzę wielkich zagrożeń związanych z tym, że nagle wspólnie wystąpią z jakimiś inicjatywami. Oni nie byli nawet w stanie stworzyć jednej grupy w PE. Zazwyczaj mieli dwie, a poza nimi zostawało jeszcze trochę skrajnych osób – mówi dr Witkowski.
Wskazuje też na różnice w ramach skrajnej prawicy.
– Jedne partie są wolnorynkowe, inne socjalne. Opierają swoje wizje na przeszłości poprzez resentymenty, konflikty i dawne zadrażnienia. Jest mało możliwe, żeby w PE działały wspólnie, jako jeden zespół. Biorąc pod uwagę wielkość ich wodzów, wizji i różnych lokalnych animozji między partiami, istnieje szansa, że po raz kolejny nie uda im się zbudować jednej grupy europarlamentarnej i albo będą dwie, albo będzie sporo polityków, którzy nie będą chcieli do nich wstąpić – uważa.
Dziś grupa skrajnej prawicy w PE nazywa się Tożsamość i Demokracja. Pod tą nazwą została utworzona w 2019 roku. Jest szóstą siłą w PE.
Po wyborach z 2019 roku ma 59 europosłów z 8 krajów. Większość stanowią politycy włoskiej Ligi Matteo Salviniego, niemieckiej AfD i francuskiego Zjednoczenia Narodowego.
"Rozbrajajmy UE", "A potem z niej wyjdźmy"
Wiadomo, jaki jest stosunek skrajnej prawicy do UE.
– Jeśli moja partia dojdzie do władzy, to będzie dążyć do przeprowadzenia referendum w sprawie członkostwa Niemiec w Unii Europejskiej – zapowiedziała niedawno w rozmowie z dziennikiem "Financial Times" Alice Weidel, liderka AfD. Strasząc "Dexitem".
Wiadomo, że wszyscy po tej stronie opierają się federacji UE. Ale to według eksperta Collegium Civitas i tak może im nie pomóc, by – jeśli grupa się powiększy po wyborach w czerwcu 2024 – mogli stworzyć jeden wspólny front.
– To wzajemnie nakręcający się proces. Parte skrajnie prawicowe działają tak: "Rozbrajamy UE. Nie dajemy jej więcej prerogatyw. Nie dajemy jej aktywnie działać na poziomie UE". A potem mówimy: "Patrzcie, nie działa. Nie potrafią rozwiązać problemów. To może ją rozwiążmy. Albo z niej wyjdźmy". Wskutek oporu takich Kaczyńskich Europy, UE nie ma takich prerogatyw, jakie mogłaby mieć, gdyby nie to całe gadanie o suwerenności i obronie – komentuje dr Witkowski.
Bez cienia litości będą walczyć z federalizmem UE. Ale mi przypomina to trochę taką wizję, że skrajna prawica widzi UE jako więzienie, a siebie jako niewinnych więźniów politycznych. Mogą chwilowo się zjednoczyć, żeby się zbuntować i podpalić więzienie. Ale dzień po tym jak obalą naczelnika, zaczną się mordować między sobą. Nacjonalizmy zawsze generowały konflikty i wywołały dwie wojny.
– Oni zawsze mówią o swoim kraju, o swoim interesie, o swojej suwerenności. I te interesy są często sprzeczne. Siła jednych często wynika ze słabości drugich. Liczę na to, że animozje między partiami z poszczególnych krajów, wynikające np. z dawnych konfliktów, z historii, mogą skończyć się tym, że dla wyborców nie do przełknięcia będzie np. to, że Konfederacja nagle siedzi z AfD w jednej ławie – mówi.
– Albo PiS, który prowadził wielką wojnę z Niemcami, nagle miałby siedzieć z niemiecką skrajną prawicą? To jest ta forma nadziei – komentuje ekspert.
Czytaj także: https://natemat.pl/538298,badanie-ecfr-przewiduje-duze-szanse-prawicy-w-wyborach-do-europarlamentu