Dziewczyna podejrzanego o gwałt w Warszawie zabiera głos. "To dla mnie szok"
***
Partnerka sprawcy gwałtu w Warszawie: To dla mnie szok
Dziennikarze "Faktu" ustalili, że 23-letni Dorian S. wynajmował mieszkanie w kamienicy przy ulicy Rakowieckiej. Co więcej, okazało się, że nie mieszkał tam sam. Mieszkanie dzielił ze swoją dziewczyną.
Tabloid dotarł do młodej kobiety. Ta jest w trakcie przeprowadzki. Reporterzy zastali ją w trakcie pakowania rzeczy do kartonów i znoszenia ich do samochodu zaparkowanego przed kamienicą.
Dziewczynie pomagała przyjaciółka. W rozmowie z "Faktem" partnerka, a w zasadzie była już partnerka Doriana S. przyznała, że sama nie rozumie motywów 23-latka. – To dla mnie szok. Sama chciałabym wiedzieć, dlaczego on to zrobił – powiedziała ze łzami w oczach.
Zarzuty po gwałcie w centrum Warszawy. "Sąd uwzględnił wniosek prokuratury"
W rozmowie z naTemat z kolei rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Szymon Banna poinformował o pierwszej decyzji sądu ws. sprawcy napaści, do której doszło przy ulicy Żurawiej.
– Sąd uwzględnił wniosek prokuratury i zastosował wobec 23-latka trzymiesięczny areszt. Sąd uznał, iż zgromadzony materiał dowodowy na tym etapie postępowania wskazuje na duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego mu czynu – przekazał.
Mężczyzna został przesłuchany i usłyszał zarzuty za usiłowanie zabójstwa na tle rabunkowym i seksualnym. Grozi mu kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. 23-latek był też wcześniej notowany przez policję w związku z kradzieżami i posiadaniem narkotyków.
Ofiara Doriana S. cały czas przebywa w szpitalu, gdzie dochodzi do zdrowia. Wiadomo, że to Białorusinka, która w minioną niedzielę wracała do domu prosto ze spotkania towarzyskiego.
To wtedy 23-latek z kominiarką na twarzy i nożem w ręku zaatakował ją przy Żurawiej na Śródmieściu. Okradł ją, pobił, brutalnie zgwałcił oraz pozostawił nieprzytomną na miejscu zdarzenia.
Nikt nie pomógł ofierze gwałtu w Warszawie. "Zamrażamy się, żeby to nas nie dotknęło"
"Fakt" ustalił, że udało się zabezpieczyć materiały z monitoringu. Kamery miały uchwycić moment napaści. Sytuacja miała rozegrać się na oczach przechodniów, którzy zignorowali młodą Białorusinkę.
W rozmowie z naTemat psycholożka i interwentka kryzysowa, Michalina Kulczykowska skomentowała kolejny akt społecznej znieczulicy.
– Może to nie jest tak, że nie robi to na nas wrażenia, ale "zamrażamy się", żeby nas to nie dotknęło. Chcemy się podświadomie lub świadomie ochronić się przed zmierzeniem się z trudną sytuacją – powiedziała.
– Wbrew pozorom, im więcej świadków, tym gorzej. Kiedy mamy jednego świadka, to on przeważnie jest zmuszony do reakcji, bo nie ma innej osoby, która mogłaby wziąć za to odpowiedzialność – dodała.