"Problem trzech ciał" będzie hitem. Tytuł nawiązuje do jednej z najstarszych zagadek

Zuzanna Tomaszewicz
20 marca 2024, 19:44 • 1 minuta czytania
Uważaj, czego sobie życzysz. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą losy całej ludzkości. "Problem trzech ciał" nie jest być może drugą "Grą o tron" w repertuarze duetu Davida Benioffa i D.B. Weissa, niemniej jako serial łączący prosty thriller z wymagającym gatunkiem sci-fi pełnym naukowego żargonu daje Netfliksowi możliwość wejścia na wyższy poziom (zarówno widowiska, jak i historii). Przygody przyjaciół-naukowców nie robią z widza głupka, a wręcz zmuszają go do wytężenia szarych komórek. No dobra, zmuszają przeważnie...
"Problem trzech ciał" to serial twórców "Gry o tron". Zamiast fantasy Netflix serwuje science fiction. Fot. materiał prasowy Netflix

"Problem trzech ciał" [RECENZJA BEZ SPOILERÓW]

David Benioff i D.B. Weiss, czyli twórcy słynnej "Gry o tron", tym razem wzięli się za adaptację serii "Problem trzech ciał" na podstawie prozy chińskiego pisarza sci-fi Liu Cixina i wszystko wskazuje na to, że mają już za sobą epizod kiepskiego scenopisarstwa, którym mogli pochwalić się w niefortunnym 8. sezonie hitu od HBO. W najnowszym dziele zamienili dark fantasy na thriller science fiction, który ujmuje przyszłość ludzkości w lekko dystopijnych ramach.


O czym jest "Problem trzech ciał"?

Serial rozpoczyna się od chińskiej rewolucji kulturalnej, którą zainicjowano w latach 60. ubiegłego wieku. Astrofizyczka Ye Wenjie na własne oczy widzi, jak jej ojciec, wykładowca Uniwersytetu Tsinghua, zostaje brutalnie zamordowany przez Czerwoną Gwardię. Po długim pobycie w obozie pracy kobieta zostaje zrekrutowana przez armię, by prowadzić tajne badania w bazie radarowej. Z nienawiści do władzy i ludzkiej natury Ye Wenjie podejmuje ryzykowną decyzję. Dopiero po latach okaże się, czy była słuszna.

Jak pisaliśmy wcześniej, serial Benioffa i Weissa skacze między przeszłością a teraźniejszością. Wątek astrofizyczki jest istotny, jednak lwią część produkcji stanowią losy grupki przyjaciół-naukowców, a także szpiegującego ich detektywa (Benedict Wong z "Doktora Strange'a w multiwersum obłędu"), który bada sprawę serii niewyjaśnionych samobójstw wśród ludzi nauki.

Saul, Auggie, Jack, Will i Jin trafiają w samo centrum (być może) najważniejszych wydarzeń w dziejach świata. Z niewiadomych przyczyn ich projekty badawcze zostają przerwane do odwołania; na siatkówkach oczu niektórych z nich pojawia się tajemniczy złoty licznik. Na dodatek protagoniści otrzymują dostęp do niesamowitej gry VR, która swoją technologią wyprzedza o kilkadziesiąt generacji obecne dokonania gamedevu.

To zaledwie wprowadzenie do fabuły tytułu, która już w pierwszym odcinku zasypuje nas grubą warstwą informacji i z każdą kolejną godziną ją podwaja lub potraja. Powieść, na kanwie której powstał serial, nie bez powodu jest uważana za trudną lekturą.

Więcej nauki, mniej fikcji

Liu Cixin dzieli się z czytelnikami szalonymi koncepcjami, które da się naukowo uzasadnić. To świetny przykład twardej fantastyki naukowej kładącej większy nacisk na "science" niż "fiction".

Przenosząc książkę na mały ekran, Benioff i Weiss zdołali uniknąć zarówno narracji zakładającej, że widz jest wykształconym inżynierem, jak i tej, że widza zupełnie nie interesuje nauka - chce akcji, chce wybuchów.

Showrunnerzy znaleźli złoty środek, czyli właściwy sposób na tłumaczenie laikom trudnych definicji i koncepcji. Zamiast kręcić scenki, w których astrofizyk w rozmowie z drugim astrofizykiem rzuca ot tak uproszczony opis mechaniki kwantowej, tworzyli liczne sytuacje pozwalające bohaterom znaleźć racjonalny powód przytoczenia trudnych dla zwykłego człowieka definicji.

Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że "Problem trzech ciał" szanuje swojego odbiorcę. Oczywiście tanich i sentymentalnych zabiegów fabularnych w serialu nie brakuje. Twórcy wierzą natomiast, że pamiętasz poprzednie odcinki i sukcesywnie łączysz ze sobą kropki. Gdy w połowie produkcji ktoś wspomina jakąś sytuację z odcinka pilotażowego, nie słyszymy szumu, ani nie widzimy błysku, po którym tamta scenka zostaje powtórzona.

Scenariusz kuleje w zależności od odcinka. Te rozładowujące napięcie są znacznie gorsze od tych, które zagwarantują widzom dreszczyk emocji. Dialogi sprawdzają się raczej tam, gdzie solidnie sypnięto sarkazmem. Podniosłe momenty są przyzwoicie przedstawione, lecz brakuje im mocy słów, jakie padły w pierwszych odsłonach "Gry o tron".

Humor miesza się tu z erudycją, strachem i brutalnością. Benioff i Weiss nie oszczędzają na krwi i żartach sytuacyjnych. Na efektach specjalnych zresztą też, aczkolwiek nadal widać w nich telewizyjny sznyt. Do kinowego CGI jeszcze daleka droga.

Wzór na przyjaźń

Największym atutem serialowego "Problemu trzech ciał" jest motyw przyjaźni. Tak, tak, brzmi ckliwie, ale dynamika między piątką naukowców wypadła bardzo naturalnie. Duża w tym zasługa obsady, której po prostu wierzymy, że od studiów trzyma się w jednej paczce.

John Bradley, odtwórca Sama Tarly'ego w "Grze o tron", gra tego przyjaciela, który nie ukrywa, że jest dupkiem. Eiza González ("Baby Driver") długo rozkręca się jako zdeterminowana Auggie, a Jovan Adepo ("Babilon") robi za tłum. Po pierwszym odcinku jego Saul stracił na potencjale i stał się stonerem z chrapką na ONS-y.

Nowozelandzka aktorka Jess Hong ("The Brokenwood Mysteries"), którą obsadzono jako Jin, jest objawieniem "Problemu trzech ciał". Powiedziałabym nawet, że komediowym. W rozczulaniu nikt nie pobije za to Aleksa Sharpa ("Proces siódemki" i "Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach"), którego pocieszna buzia zmiękczy widzom serca.

W serialu serwisu Netfliksa wystąpił też Liam Cunningham ("Mała księżniczka"), któremu Benioff i Weiss dali wcześniej rolę ser Davosa Seawortha w telewizyjnym uniwersum George'a R.R. Martina. Tym razem irlandzki aktor gra enigmatycznego Thomasa Wade'a, który przypomina lalkarza, bądź szarą eminencję. Niewiele o nim wiemy, więc wodzimy za nim wzrokiem tak, jakby był podejrzanym.

W obsadzie wymienione jeszcze takie nazwiska jak: Jonathan Pryce ("Dwóch papieży" i "Piraci z Karaibów"), Marlo Kelly ("Dare Me" i "Chlorine"), Saamer Usmani ("Kim jest Anna" i "What/If"), Rosalind Chao ("Klub szczęścia"), Ben Schnetzer ("Dumni i wściekli") i John Dagleish ("Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera").

Pierwiastek "Zagubionych" i "Stamtąd"?

Myślę, że za parę dni przy tytule "Problem trzech ciał" zobaczymy "numer jeden" na Netfliksie. Serial sci-fi spełnia wszystkie warunki, by stać się wielkim hitem. Na drodze do sukcesu może mu stanąć jedynie niechęć widzów do tegoż gatunku. Tak naprawdę fabuła wymaga minimalnego skupienia. Chwilami możemy obawiać się, że zmierza donikąd (jak "Zagubieni" czy "Stamtąd"), ale to tylko złuda.

Czytaj także: https://natemat.pl/446380,peryferal-to-serial-dla-fanow-cyberpunka-i-science-fiction-recenzja