Premier Tusk zabrał głos ws. wyników wyborów. "PiS w wielu miejscach po prostu zniknął"
W poniedziałek Donald Tusk wystąpił na konferencji prasowej, która w dużej mierze poświęcona była wynikom minionych wyborów samorządowych. Jak stwierdził szef rządu, w niektórych miastach nie było kandydatów PiS w drugiej turze.
Tusk komentuje wyniki wyborów samorządowych
– To są dla mnie bardzo znaczące wyniki. 15 października miał głęboki sens. Nadal uważam, że ten proces będzie bardzo wymagający – podkreślił lider PO.
Odnosząc się do wyborczych wyników, Tusk pokusił się również o stwierdzenie, że Trójmiasto "stało się kobietą". Przypomnijmy, że w Gdyni, Gdańsku i Sopocie prezydentkami zostały panie. – Pada dzisiaj właśnie mit, że w Polsce są bastiony jakiejś partii. W każdym województwie, w każdej gminie jest Polska. W każdym miejscu można się spodziewać niespodzianki – przyznał premier.
"Nie chciałbym żebyśmy popadali w frekwencyjną depresję"
Szef rządu poświęcił też chwilę czasu na omówienie kwestii frekwencji, która – mówiąc eufemistycznie – nie była zbyt wysoka. – Chcielibyśmy wszyscy, żeby frekwencja była wyższa. Nie chciałbym, żebyśmy popadali w frekwencyjną depresję. Te 44 proc. to nie jest najgorszy wynik w historii – ocenił polityk.
– Zauważmy, że trochę tych wyborów było w ostatnim czasie. Przed nami jeszcze europejskie. Ja nawet jestem w stanie zrozumieć czasami takie lekkie zmęczenie wyborców, natomiast zmiana jest naprawdę widoczna gołym okiem – tłumaczył na konferencji.
"Nie stać nas na niską frekwencję"
Przypomnijmy: z oficjalnych danych podanych przez Państwową Komisję Wyborczą wynika, że frekwencja podczas drugiej tury wyborów samorządowych wyniosła 44,06 procent w skali całego kraju. Liczba osób uprawnionych do głosowania w tych miejscowościach, w których niezbędna była dogrywka, wynosiła 12 051 596. Do urn poszło natomiast zaledwie 5 310 432 wyborców.
"Albo silna, bezpieczna Polska w zjednoczonej Europie albo samotny i pogrążony w chaosie kraj wystawiony na rosyjskie prowokacje i dywersję – o tym będą wybory europejskie" – napisał na portalu X premier Donald Tusk, tuż po ogłoszeniu przez PKW pierwszych wyników frekwencyjnych na godzinę 12. Do tej godziny oddało głos zaledwie 12,93 procent wyborców. "Nie stać nas na niską frekwencję. Taka lekcja z dzisiejszych wyborów" – dodał szef rządu.
Najwyższą frekwencję zanotowano w województwie lubelskim (48,12 procent), najniższą w dolnośląskim (40,37 proc.). We Wrocławiu, gdzie toczył się jeden z najszerzej komentowanych pojedynków wyborczych, swoje głosy na Jacka Sutryka i Izabelę Bodnar oddało tylko 37,05 procent uprawnionych.
Niewiele większym zainteresowaniem cieszył się pojedynek Jacka Jaśkowiaka i Zbigniewa Czerwińskiego w Poznaniu, gdzie frekwencja wyniosła 41,38. Trzeba jednak zaznaczyć, że w obu przypadkach wynik elekcji był łatwy do przewidzenia, a ubiegający się o reelekcję włodarze tych miast wygrali z dużą przewagą nad swoimi konkurentami.
Najwięcej emocji i niepewności budziło starcie pomiędzy Aleksandrem Miszalskim i Łukaszem Gibałą, gdzie losy batalii ważyły się do ostatnich chwil. Być może dlatego frekwencja w Krakowie była wyższa – i wyniosła 45,50 proc.
Czytaj także: https://natemat.pl/552941,ii-tura-wyborow-samorzadowych-marcin-mastalerek-o-niskiej-frekwencji