Afera wokół ludzi Ziobry. Lis: Razem z Kurskim, trzęśli PiS-owską propagandą

Tomasz Lis
26 maja 2024, 20:04 • 1 minuta czytania
Od kilku lat zastanawiałem się, jaki jest cel istnienia ugrupowania Solidarna, a potem Suwerenna Polska, po co i do czego jest komu potrzebna taka zbieranina łajdaków, kanalii, cyników, złodziei i nihilistów. Ostatecznej i absolutnie satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie wciąż nie mam, ale, mam wrażenie, że moje poszukiwania nie są całkowicie bezowocne.
Tomasz Lis: Od kilku lat zastanawiałem się, jaki jest cel istnienia ugrupowania Solidarna, a potem Suwerenna Polska Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Nawet zło nie lubi być postrzegane jako ucieleśnienie zła. Nawet zło lubi do świata puścić oczko, że - owszem - jestem złem, ale nie takim najgorszym, że mogłoby być jeszcze gorzej i moglibyście mieć jeszcze gorzej. Zło potrzebuje więc i użytecznego kontrastu i punktu odniesienia, które zło niejako zrelatywizuje.


Bo tak jak może być głupi i głupszy oraz zły i gorszy, tak i może być zło, zło absolutne i zło monstrualne. Kaczyński potrzebował Ziobry, by nam mówić: nie chcę was straszyć, ale wyobraźcie sobie, że rządziłby on, wszelkich skrupułów pozbawiony i absolutnie bezwzględny - wiecie, co by się działo wtedy, wiecie, jak szybko zatęsknilibyście  za starym, dobrym, łagodnym i dobrotliwym dziadkiem Jarkiem.

Czytaj także: https://natemat.pl/557045,zespol-ds-rozliczenia-pis-ujawniono-nowe-informacji-ws-fs

Ziobro i jego chłopcy dawali więc Kaczyńskiemu pewien pozytywny kontrast, ale przecież nie tylko to. Historia wie, że niemal każdy siepacz i zamordysta miał obok kogoś nawet gorszego od siebie. Lenin miał Trockiego i Dzierżyńskiego, Stalin Berię, Jeżowa i Jagodę, Mao gotowych na wszystko hunwejbinów z Czerwonej Gwardii, Bierut miał czerwonych siepaczy z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Radkiewicza, Romkowskiego, Fejgina i różnych Humerów.

Hitler miał Himmlera i Goebbelsa. Nie dziwi więc, że i Kaczyński nie wszystkim chciał sobie brudzić rączki. Do propagandy miał gotowego na wszystko własnego Goebbelsa, a do rozwalania wymiaru sprawiedliwości miał kogoś takiego, kim dla Stalina był prokurator generalny, Andrzej Wyszyński, autor słynnego powiedzonka "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie".

Ziobro był Kaczyńskiemu potrzebny do czegoś jeszcze. Tak jak rzymski Cezar, chciał mieć Cezar z Nowogrodzkiej nienawidzących się wzajemnie wrogów, których będzie mógł na siebie napuszczać i szczuć, tak jak swoich zwolenników przez lata szczuł na swych oponentów. Divide et impera, dziel i rządź, mówili cezarowie, a podejście to prezes czuł i lubił, napuszczanie na siebie ludzi i szczucie ich przeciw sobie było dla niego nie tylko modelem rządzenia, ale i hobby, zabawką.

Morawieckiego szczuł na Szydło, Ziobrę na Morawieckiego, Sasina na Morawieckiego, Kurskiego na Dudę, a Dudę na wszystkich w zależności od potrzeby. Każdy miał mieć swojego wroga, rywala, kogoś w walce z kim by się spalał, zużywając przy tym energię, którą w innym wypadku wykorzystywałby do podkopywania pozycji prezesa. Im więcej szczucia, tym lepiej, im bardziej psy skakały sobie do gardeł pod dywanem, tym ciszej i spokojniej było nad dywanem.

Ziobro był dla Kaczyńskiego poręcznym narzędziem jeszcze z kilku względów. Prawników, szczególnie odnoszących sukcesy, nienawidził Ziobro nawet bardziej niż on, kompleksy wobec tych, którym w zawodzie się udało, czyli adwokatów i sędziów, miał i większe i świeższe niż Kaczyński. Gotowość odreagowania na innych swych porażek, klęsk, deficytów, frustracji i kompleksów, też miał większą. Był bardziej przeżarty resentymentem, bardziej gotowy, by gryźć, kąsać i skakać do gardła.

Kto czytał i oglądał "Ojca chrzestnego", pamięta zapewne, że rodzina to nie był tylko najbliższy, rodzinny krąg. Rodzina to nie byli tylko Don Vito Corleone, Sony, Tom Hagen, Fred i Michael. Byli też "bracia dalsi" - Peter Clemenza i Savatore Tessio, Al Neri i Frank Pentangeli. W dalszym kręgu były też kobiety, choć w sycylijskiej rodzinie zajmowały się one raczej kuchnią i dziećmi niż mokrą robotą.

Bywało nawet, że stawały okoniem i się buntowały. Tu zestawienia między tzw. Suwerenną Polską i rodziną Corleone muszą się skończyć. Jak pamiętamy, grana przez Diane Keaton, żona Ala Pacino, czyli Michaela- Key, w końcu odeszła od męża, bo miała dość przemocy i rozlewu krwi. Absolutnie nic nie wskazuje na to, że pani Pati Koti Ziobro kiedykolwiek miała dość pieniędzy, władzy i gry. Może teraz, ale i to nie jest pewne.

Cała ta Suwerenna Polska, podgang w gangu znanym zjednoczoną prawicą, stanowiła towarzystwo jednocześnie groźne, ale i komiczne i groteskowe. Ziobro i Wójcik, Kanthak i Kaleta, Cymański i Kempa, Ozdoba i Kowalski. Wreszcie ostatni nabytek drużyny troglodytów, niejaki Gosek.

No, pocieszne towarzystwo. Ale to oni razem z Kurskim, trzęśli PiS-owską propagandą. To oni z pomocą Rydzyka zdobyli wielkie wpływy w polskim Kościele. To oni przez lata niemal unicestwili polski wymiar sprawiedliwości. To oni byli na pierwszej linii wszystkich batalii, które oddalały Polskę od Zachodu, a przybliżały do wschodu.

To Ziobro pluł na Unię i Brukselę, to Mularczyk próbował zaostrzyć relacje z Niemcami, a Jaki z Izraelem (niesławna ustawa o IPN), to oni ośmieszali Polskę wojną z ludźmi LGBT. To oni odpalili policji politycznej pieniądze na Pegasusa. W każdej sprawie stali na gruncie interesu nie polskiego, ale ruskiego. Do tego za grube miliony kupowali sobie przychylność mediów głupich, tchórzliwych lub skundlonych, które niektórych z nich bronią do dziś, choć z mniejszym zapałem niż kiedyś.

Tzw. Suwerenna Polska udowodniła, że może być cynizm większy niż ten PiS-owski, nihilizm może nawet większy niż ten Kaczyńskiego, pycha nieziemska, pazerność kosmiczna, próżność galaktyczna. Ale sprowadzanie tego epizodu polskiej historii do anegdoty byłoby błędem.

Nawet to, że sponsorów Pegasusa w końcu nagrał Pan Kleks, nie powinno nas skłaniać do bagatelizowania problemu. Także to, że zaczynali od oskarżania sędziów o kradzież kiełbasy i wiertarki, a skończyli na wałach wartych miliony. Na końcu okazali się zwykłym gangiem Olsena, w polskim wydaniu.

Ale tu się nie ma z czego śmiać. Casus ten pokazuje bowiem, jak straszne straty może poczynić i jak ciężkie ciosy może zadać państwu szajka szemranych postaci, których nikt nie kontroluje, bo szef gangu, ma kaprys, żeby wykorzystać ich la swoich interesów, nawet jeśli kraj i obywatele mieliby za to zapłacić straszną cenę. Jak to ktoś powiedział, prawie każde państwo ma swą mafię, u nas mafia miała swoje państwo. Ale skończyło się. Amen.

Czytaj także: https://natemat.pl/557315,nowe-tasma-mraza-i-romanowskiego