Wilkołaki ze "Zmierzchu" są... problematyczne. Rdzennym Amerykanom dostało się najbardziej
Był rok 2005 roku, gdy księgarnie po raz pierwszy zapełniły się okładkami przedstawiającymi blade dłonie a w nich otoczone czułością czerwone jabłko. W tamtych czasach czytanie książek Stephanie Meyer przypominało igranie z zakazanym owocem, a już zwłaszcza w oczach nastoletniego czytelnika, który po "Harrym Potterze" chciał poszerzyć swoje czytelnicze horyzonty.
"Zmierzch" był krytykowany z wielu różnych powodów i słusznie, tyle że do dzieciaków docierały przede wszystkim oskarżenia pokroju "to babskie" lub "wampiry nie powinny błyszczeć" (pierwsze odnoszące się do samego faktu czytania miłosnych powiastek, drugie dotyczące odarcia krwiopijców z ich dotychczasowego wizerunku).
Rasizm i mizoginia – choć w trakcie lektury dało się je odczuć – umykały gdzieś w natłoku błahszych kontrowersji. Sama pamiętam, jak drażnił mnie sposób, w jaki przedstawiano wilkołaki, ale wówczas nie umiałam połączyć ze sobą kropek i tym samym w pełni zrozumieć, dlaczego w kontekście trudnej historii Stanów Zjednoczonych takie przedstawienie rdzennych Amerykanów jest złe.
Ile rasizmu jest w "Zmierzchu"?
Teraz kiedy rozmawiamy o "Zmierzchu", przeważnie mamy na myśli filmy z Kristen Stewart w roli "szarej myszki" Belli Swan i Robertem Pattinsonem jako skaczącym po drzewach naprzemiennie w slow motion i fast motion Edwardem Cullenem. Guilty pleasure (tłum. grzeszna przyjemność) w najczystszej postaci.
Te adaptacje bronią się skuteczniej niż oryginał, po części ze względu na to, że odarły książkowy materiał z kilku fundamentalistycznych motywów i (przynajmniej w moim odczuciu) wywarły długofalowy wpływ na popkulturę. To do filmów wracamy chętniej niż do prozy Stephanie Meyer, co potwierdza poniekąd wydanie przez nią w 2020 roku "Słońca w mroku" (sagi opowiedzianej z punktu widzenia Edwarda), które owszem stało się bestsellerem, ale nie miało nawet podejścia do komercjalnego sukcesu pierwszej powieści. W przeciwieństwie do oryginalnego "Zmierzchu" rozeszło się bez większego echa.
Aktorski "Zmierzch" oddzieliliśmy grubą kreską od papierowego, jednak przed autorem tego uniwersum – tak jak w przypadku problematycznej J.K. Rowling – nie uciekniemy. Mimo uniwersalnego motywu miłości fabuła Meyer szybko się zestarzała. Obecna świadomość polityczna przyspieszyła nieuchronny proces, który nie oszczędził nawet takich legend jak H.P. Lovecraft czy Stephen King.
Agresywne wilkołaki kontra cywilizowane wampiry
W "Zmierzchu" rdzenni Amerykanie zamieszkujący stan Waszyngton i sąsiadujący z terenami łowieckimi Cullenów są naturalnymi wrogami wampirów. Ubogimi wilkołakami, które zamiast fikuśnej rezydencji żyją w przyczepach i domkach z dykty, odseparowani od cywilizowanego Forks.
Członkowie plemienia Quileute'ów w przeciwieństwie do rodziny Edwarda przyjmują dwie postaci – ludzką i zwierzęcą. W tej pierwszej są seksualizowani – latają między drzewami bez koszulek, a ich zachowania Meyer opisuje zwykle jako wybuchowe, agresywne, niepowstrzymane. Zapanowanie nad drugą formą zajmuje im miesiące, niekiedy lata. W czasie dojrzewania buzujące hormony zamieniają ich w dzikie bestie.
Z boku Cullenowie jako wampiry pragnące ludzkiej krwi (w "Słońcu w mroku" Edward nieraz przyznawał się do tego, że chciał zabić Bellę) wydają się większym zagrożeniem dla mieszkańców Forks niż wilkołaki broniące swojego terytorium. Nie, nie, nie. W sadze autorka pokazuje nam, że "blade twarze" mają klasę, a rdzennym Amerykanom jej brak.
Jacob Black z plemienia Quileute'ów bez zgody całuje Bellę, a ta uderza go w twarz, łamiąc sobie przy tym rękę. Edward, mimo notorycznego stalkowania swojej ukochanej i manipulowania nią, nigdy nie zrobiłby jej takiej krzywdy – tak wynika przynajmniej z narracji prowadzonej przez Meyer.
Alice, pierwsza z sióstr Edwarda, nazywa Jacoba kundlem. Druga z sióstr, Rosalie, zamiast podać chłopakowi szklankę z wodą, serwuje mu miskę dla czworonogów. Carlisle, przyszywany ojciec Cullenów i doskonały lekarz, bez zgody bierze próbkę krwi Blacka, tłumacząc to tym, że jest zafascynowany jego rasą. Żadne z tych zachowań nie kończy się konsekwencjami.
Wyjątkowo kontrowersyjna okazuje się też kwestia zjawiska zwanego "wpojeniem", które sprawia, że wilkołak zaczyna postrzegać drugą osobę (platonicznie) jako jedyny cel w swoim życiu. Jacob wpaja się w córkę Belli i Edwarda, czyli notabene w kilkuletnie dziecko. Jego kumpel Quil oddaje zaś całego siebie dwulatce. Jedni czytelnicy nazywają to groomingiem, ponieważ Jacob zmierza w dorosłosci związać się z Renesmee, drudzy – pedofilią.
Problemy, z którymi do dziś borykają się rdzenni Amerykanie, są wynikiem ponad 500-letniej historii kolonializmu. Zdaniem wielu dawnych czytelników autorka "Zmierzchu" kreśli bohaterów z mniejszości jako dzikusów, czyli powiela język, który od wieków wykorzystuje się przeciwko plemionom. Pobieranie krwi przez Carlisle'a jest dodatkowo niesmaczne, biorąc pod uwagę, że rdzennych Amerykanów poddawano w przeszłości licznym eksperymentom w Ameryce Północnej (m.in. przymusowej sterylizacji).
Na potrzeby książki Stephanie Meyer zreinterpretowała legendę prawdziwych Quileute'ów, która dotyczyła stworzenia pierwszych ludzi z pary wilków zamieszkujących okolice rezerwatu La Push. Pomimo bycia tak dużą częścią uniwersum, plemię, które ekonomicznie nie radzi sobie najlepiej, nie otrzymało żadnej rekompensaty za wykorzystanie jego wizerunku. "Jakby nie patrzeć, zawłaszczono ich nazwę oraz użyto ich kultury w celach rozrywkowych" – widzimy we wpisach na portalu X (dawnym Twitterze).
W latach, kiedy "Zmierzch" rządził kinem i księgarniami, La Push odwiedzało mnóstwo turystów, z których część naprawdę wierzyła w istnienie lykantropii. W 2012 roku Ann Penn-Charles, członkini plemienia Quileute, powiedziała na antenie PBS NewsHour: "Przyzwyczailiśmy się do obecności turystów, ale zaczęliśmy przyciągać do siebie młodsze osoby. Starsi mówili: 'Hej, panno Ann, musisz wyjść i edukować ludzi, by wiedzieli, że tak naprawdę nie jesteśmy wilkołakami'".
Plemię Quileute'ów stworzyło kilka wystaw muzealnych i uruchomiło oficjalną stronę internetową swojego narodu. Eksponaty w muzeum mają na celu edukawać miłośników dzieł Stephenie Meyer na temat dziedzictwa Quileute'ów, Ze sprzedaży przedmiotów związanych z wilkami plemię stara się na własnych zasadach czerpać zysk ze "Zmierzchu".
Droga prowadząca do rezerwatu nadal usiana jest znakami i plakatami odwołującymi się do wampirzego fenomenu. I choć wielu członków plemienia uważa, że filmy i książki pomogły ich społeczności turystycznie, to narobiły im też dużo złego PR-u.
"Fenomen serii 'Zmierzch' przyniósł ogromne korzyści ekonomiczne Summit Entertainment, Stephenie Meyer, maleńkiemu miasteczku Forks w stanie Waszyngton, a nawet domom towarowym Nordstrom, ale plemię, którego kultura była reprezentowana jako tło w historii miłosnej nastolatków, mogło liczyć na niewielką korzyść" – podsumowano na stronie akcji "Truth Versus Twilight, którą zorganizowało Burke Museum z Quileute'ami.
Blade (czasem oliwkowe) wampiry
"Drakula" pióra Brama Stokera jako pierwszy przychodzi do głowy, gdy słyszymy słowo "wampir". Powstanie kultowej powieści gotyckiej zbiegło się w czasie ze schyłkiem epoki wiktoriańskiej, a także nurtem dekadentyzmu. Jak czytamy w eseju Cole'a A. Harrisona-Priddle'a z Queen's University, horror odnosi się tu do "ówczesnego strachu przed odwróconą kolonizacją". Strachu przed tym, że imperium brytyjskie, które wówczas zajmowało jedną czwartą powierzchni lądowej świata, zostanie (jak na ironię) "najechane i skolonizowane przez niecywilizowany naród".
O motywie krwiopijców nie da się więc mówić bez uwzględnienia tematyki rasy. W walce dobra ze złem wczesne wampiry zapełniały z reguły szeregi wrogiej strony konfliktu i opisywane były jako istoty kierowane zwierzęcym instynktem, nieznane, zagrażające status quo. Ksenofobia też miała w tym swój udział.
W XX-wieku autorzy dzieł traktujących o wampirach coraz częściej skłaniali się ku dekonstrukcji mitu. W "Wywiadzie z wampirem" Anne Rice wydanym w 1976 roku protagonista nie jest nikim obcym, a właścicielem plantacji, który po przemianie w żądną krwi istotę sam staje się niewolnikiem. Powieściopisarka spopularyzowała także motyw zastępujący dehumanizację uczłowieczeniem potworów.
Tworząc rodzinę Cullenów, Stephanie Meyer przyznała, że nie zgłębiła historii wampirów, ponieważ nie chciała wiedzieć, ile zasad złamie jej "Zmierzch". Edward i jego przyszywane rodzeństwo oraz rodzice jak na krwiopijców są jeszcze bardziej cywilizowani niż Louise i Lestat z twórczości Rice, aczkolwiek metakomentarz dotyczący niewolnictwa poszedł całkowicie w zapomnienie.
Waszyngtońskie wampiry żywią się zwierzęcą krwią, potrafią kontrolować swój morderczy instynkt względem ludzi, nie płoną w świetle słonecznym, za to błyszczą jak diamenty, a swoim wyglądem przypominają anioły. Dodatkowo żyją w luksusie, zajmując teren, który w przeszłości należał do zamieszkującego obecnie rezerwat plemienia Quileute'ów.
Cullenowie – podobnie jak pozostałe wampiry ze "Zmierzchu" – są biali. Najciemniejszym z kolorów skóry, jaki opisano w książce, był kolor oliwkowy. W przewodniku ilustrowanym, który Meyer wydała w 2015 roku, czytamy za to, że "jad wampirów wybiela pigment", nadając skórze niezniszczalną formę. "Bez względu na pochodzenie etniczne skóra wampira będzie wyjątkowo blada" – dodała autorka.
Tłumaczenia Meyer odebrano w niektórych środowiskach jako próbę usprawiedliwiania braku różnorodności w mieście Forks. Uwagę na to zwróciła także reżyserka "Zmierzchu" Catherine Hardwicke, która w wywiadzie z "Guardianem" zasugerowała, że pisarka nie chciała, by w rolach wampirów obsadzono czarnych aktorów. Wyjątkiem okazał się tylko Laurent, krwiopijca o wspomnianej "oliwkowej karnacji", w którego wcielił się urodzony w Kenii aktor Edi Mūe Gathegi.
Pisząc o "Zmierzchu" i jego kontrowersjach, nie można nie wspomnieć o tym, że Meyer jest członkinią mormońskiego Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (w skrócie LDS), którego wczesne nauki stawiały jedną rasę ponad innymi. W Księdze Mormona padają aluzje, że ciemna skóra jest oznaką bożej niełaski – przekleństwem Kaina i Chama, które często służyło jako uzasadnienie dla niewolnictwa.
Mimo że Meyer zaprzecza, aby mormonizm miał wpływ na jej twórczość, wątek bladej skóry razem z czekaniem na seks przedmałżeński Belli, "przypieczętowaniem związku" na wieczność i opisami świadczącymi o boskości wampirów skłania czytelników do innych refleksji.
Georgina Ledvinka z University of Notre Dame uważa, że Meyer dekonstruuje mit o wampirach, stawiając Cullenów jako zaprzeczenie popularnej wizji "nieumarłych i niezwykle seksualnych drapieżników". "Postaci wampirów są wykorzystywane w 'Zmierzchu' w ramach rehabilitacji wizerunku Mormonów, natomiast postaci wilkołaków są po to, by powielać rasowe stereotypy istniejące w LDS" – napisała w pracy "Vampires and werewolves: Rewriting religious and racial stereotyping in Stephanie Meyer's Twilight Series".
"Mormoni wierzą, że mają wspólne dziedzictwo z rdzennymi Amerykanami. Księga Mormona uczy, że lud przybył do Ameryki ze starożytnego Izraela. Ich potomkowie, Lamanici, należą do przodków rdzennych Amerykanów. Imiona Quileute'ów w tej serii są zdecydowanie hebrajskie: Jakub, Paweł, Sam, Efraim, Jared, Seth, Jozue, Levi, Rebecca i Rachel. Nazwisko Jacoba to Black, co jest nawiązaniem do 'czarnej skóry' Lamanitów" – dodała na portalu HuffPost Angela Aleiss, która wykłada film i religię na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles.
"Zmierzch", czyli problematyczna rozrywka
Dla millenialsów i pierwszych roczników pokolenia Z "Zmierzch" jest powrotem do młodości, kiedy największym problemem nie było wcale zarabianie pieniędzy na opłatę czynszu, tylko to, czy znajdą sobie chłopaka-wampira. Prosta rozrywka ma jednak swoją ciemną stronę, której krytykę – nawet jeśli coś uwielbiamy – musimy wziąć na klatę.
Czytaj także: https://natemat.pl/509086,kanibalizm-jako-metafora-milosci-o-co-chodzi-yellowjackets-i-ethel-cain