Widziałam pierwszy odcinek nowego "Rodu smoka". Miało być hardkorowo, a nie jest

Zuzanna Tomaszewicz
13 czerwca 2024, 18:30 • 1 minuta czytania
– Nadciąga wojna. Może nikt z nas jej nie wygra – mówi w drugim sezonie Rhaenyra Targaryen, prawowita dziedziczka Żelaznego Tronu. Na razie nie zapowiada się, by którakolwiek ze stron konfliktu miała plan na zwycięstwo. W pierwszym odcinku drugiego sezonu "Rodu smoka" stronnictwa czarnych i zielonych pogrążone są w żałobie, co szybko zostaje wykorzystane przez napędzanych zemstą szaleńców. Miało być brutalniej niż w "Grze o tron", a wyszło ponuro, niejednoznacznie i (o dziwo) bardzo klimatycznie.
Pierwszy odcinek 2. sezonu "Rodu smoka" rozczaruje część widzów [RECENZJA] Fot. materiał prasowy Max

Premiera pierwszego odcinka 2. sezonu "Rodu smoka" już 17 czerwca w Max.

Finał pierwszego sezonu "Rodu Smoka". Białowłosa Rhaenyra Targaryen stoi odwrócona plecami do kamery. Po chwili odwraca się, a w jej oczach widzimy morze łez, które zaraz się wyleje. Tak bohaterka reaguje na wieść o śmierci syna Lucerysa, który został rozerwany na kawałeczki przez starą smoczycę Vhagar i jej mściwego jeźdźca Aemonda Targaryena.


W drugim sezonie duch Lucerysa nawiedza fabułę, dając nam ostatni promyczek nadziei na zakończenie rodzinnej waśni. Kiedy Rhaenyra opłakuje utratę dziecka, a Alicent Hightower (jej przeciwniczka) odczuwa wyrzuty sumienia, za ich plecami zawiązuje się intryga, która na dobre rozkręci Taniec Smoków.

Recenzja pierwszego odcinka 2. sezonu "Rodu Smoka"

Powracamy do inspirowanego średniowieczem Westeros (tyle że 200 lat przed przygodami Daenerys Targaryen). Już w pierwszych minutach odcinka "Syn za syna" słyszymy znany z "Gry o tron" motyw muzyczny (nie zdradzę jaki, by nie psuć niespodzianki). Twórcy zaczynają więc drugi sezon z przytupem, uderzając w nas nostalgią. Pod wieloma względami kontynuacja adaptacji kroniki "Ogień i krew" George'a R.R. Martina przypomina wczesne odsłony swojego poprzednika, jednak pozwala sobie na więcej spokoju.

Nie liczcie zatem na to, że w otwarciu drugiego sezonu "Rodu smoka" trup ściele się gęsto, akcji nie ma końca, a smoki mordują kogo popadnie. Wręcz przeciwnie. "Syn za syna" najpierw buduje napięcie poprzez nadanie postaciom ludzkiej twarzy - oczywiście nie są one w pełni dobre, aczkolwiek takie zagranie ze strony scenarzystów sprawia, że jako widzowie mamy komu współczuć. A w przypadku tego uniwersum to nigdy nie było takie proste.

Alicent Hightower, którą gra Olivia Cooke ("Sound of metal"), nie sprawdza się dobrze jako liderka stronnictwa zielonych. Widać, że tęskni za Rhaenyrą, co w oczach reszty dworu - zwłaszcza tej żądnej władzy -stawia ją w pozycji kogoś, kogo nie warto się radzić. Jej postać aspiruje do tego, by przejść największą przemianę na ekranie. Czy pozbędzie się swoich uczuć do dawnej przyjaciółki? Kto wie.

Co ciekawe, przez większość pierwszego odcinka konkurentka Alicent jest nieobecna, a szkoda. Choć scen z Rhaenyrą jest wyjątkowo mało, Emma D'Arcy ("Poszukiwacze prawdy") - niebinarna gwiazda "Rodu smoka" - aktorsko bije na głowę resztę obsadę. Żałoba dziedziczki Żelaznego Tronu została przedstawiona w sposób surowy, bez zbędnego melodramatyzmu.

Tom Glynn-Carney ("Dunkierka"), który odgrywa króla Aegona II, też przykuwa wzrok. W poprzednim sezonie serialu ginął gdzieś w tłumie, a tu błyszczy jako (za przeproszeniem) gówniarz posadzony wbrew własnej woli na tronie. Budowana przez niego postać łączy w sobie dwie skrajności - z jednej strony bawi, z drugiej napawa grozą. Aegon jest nieprzewidywalny, ale daleko mu do Joffreya. Przynajmniej na razie.

Matt Smith ("Doktor Who") jako Daemon Targaryen, Rhys Ifans ("Notting Hill") jako Otto Hightower, a także Eve Best ("Przeznaczenie Saga Winx) jako Rhaenys Valeryon i Harry Collett ("Doktor Dolittle") jako Jacaerys Velaryon są wisienką na torcie.

Dialogi trzymają poziom, a wszystkie znaki na niebie wskazują, że powtórki z ósmego sezonu "Gry o tron" nie będzie.

Ta scena z "Rodu smoka" nie jest brutalniejsza od "Gry o tron"

Część widzów może być zawiedziona odcinkiem "Syn za syna", gdyż nie kończy się wbijającym w fotel cliffhangerem, ani nie prowadzi narracji w sposób spektakularny. Osoby, które czytały powieść Martina, mogą domyślać się, jakie wydarzenie pokazano w ostatnich minutach.

Mimo obietnic showrunnerów incydent znany pod nazwą (SPOILER!) "Krew i ser" nie jest najbrutalniejszą rzeczą, jaką widziało serialowe uniwersum Pieśni Lodu i Ognia.

Owszem akt, którego dopuszczono się w finałowej scenie, jest sam w sobie obrzydliwy i działa na wyobraźnię. Twórcy podjęli natomiast decyzję, by rozprawić się z tym wątkiem poza kamerą. Nie ma więc elementów gore, a horror sprowadza się do paskudnych dźwięków w tle oraz reakcjach świadków.

Gdyby wspomniany wątek umieszczono w samym środku drugiego sezonu, być może wywarłby on większe wrażenie na widzu. Do tej pory jest rozczarowujący, ale drugi odcinek może rzucić na niego zupełnie nowe światło. Pożyjemy, zobaczymy.

Do scenografii i efektów specjalnych nie da się przyczepić. Smoki są majestatyczne, Królewska Przystań żywa, a Smocza Skała przytłaczająco ponura.

Choć drugi sezon "Rodu smoka" zaliczył solidny start, co poniektórzy przejadą się na wygórowanych oczekiwaniach. Dla fanów politycznego fantasy nowa odsłona będzie zaś smakowitym kąskiem. I znów spędzimy każdy najbliższy poniedziałkowy wieczór przed telewizorem.

Czytaj także: https://natemat.pl/553208,jak-dobrze-pamietasz-ksiazke-i-serial-gra-o-tron-quiz-na-26-pytan