Południe Polski walczy z powodzią, a gdzie jest prezydent Duda? Widziano go na dożynkach
Premier Donald Tusk, szef MSWiA Tomasz Siemoniak, szef MON i wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz przebywają obecnie na południu Polski. Czołowi przedstawiciele polskiego rządu biorą udział w posiedzeniach sztabu kryzysowego, odwiedzają kolejne zalane miejscowości, na bieżąco informują o podejmowanych działaniach na konferencjach prasowych i w mediach społecznościowych.
Momentalnie ruszyła też pomoc dla powodzian (więcej o zbiórkach różnych organizacji piszemy tutaj). W niedzielę wieczorem nawet Mariusz Błaszczak poinformował na X, że politycy Prawa i Sprawiedliwości włączają się w pomoc osobom, które ucierpiały w powodzi, i rozpoczynają zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy w swoich biurach poselskich.
Dla PiS nienawiść do Tuska jest ważniejsza niż "jakaś tam powódź"
Ale już szef największej opozycyjnej partii nawet nie zająknął się na temat powodzi, która nawiedziła południe Polski. W zamian za to w sobotę 14 września Jarosław Kaczyński, wraz z całą wierchuszką PiS, zebrał się przed gmachem Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie. I protestował przeciwko "patowładzy".
Na niewielkiej scenie politycy tej partii zachowywali się jak kibole, którzy na stadion piłkarski przychodzą nie po to, żeby dopingować swoją drużynę, ale wyłącznie po to, żeby kogoś obrazić. Od kiboli różniło ich tylko to, że mieli na sobie garnitury, a nie dres.
"Donald, matołku, będziesz siedział na dołku" – odśpiewał do mikrofonu, nieco przy tym fałszując, poseł Zbigniew Bogucki. A publikę przed sceną do tej przyśpiewki zachęcał europoseł Dominik Tarczyński.
"Tuska trzeba zabić" – to z kolei słowa jednego z uczestników imprezy skierowane do Mariusza Kamińskiego. Europoseł PiS przyjął je z kiwaniem głową i wielkim uśmiechem.
W tym samym czasie w Głuchołazach w województwie opolskim i w Kłodzku na Dolnym Śląsku było już jasne, że nadchodzi kataklizm podobny do powodzi tysiąclecia z 1997 roku.
W czasie powodzi Andrzej Duda bawi się na dożynkach. Ale wystosował apel
Ktoś powie, że politycy nie muszą przecież chwytać za łopaty i napełniać worki z piaskiem na terenach zalewowych. Jasne. Ale od PREZYDENTA kraju, którego obywatele od kilkudziesięciu godzin walczą z żywiołem, już pewnej reakcji wymagać powinniśmy.
Jednak Andrzej Duda postanowił zostać w Warszawie. Ok. Nie wygłosił jednak żadnego orędzia. Nie spotkał się z mediami, by pokazać, że leży mu na sercu to, z czym walczą tysiące Polek i Polaków: setki strażaków, policjantów, wolontariuszy.
A jak minęła mu niedziela 15 września? Chyba całkiem przyjemnie.
Andrzej Duda wyprawił dożynki prezydenckie zorganizowane na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego. I również się na nich bawił wspólnie z żoną. Wcześniej wziął udział we mszy z tej okazji.
Głowa państwa wręczyła też nagrodę za najładniejszy wieniec dożynkowy. Duda dziękował też Kołom Gospodyń Wiejskich za kultywowanie tradycji. Co jednak ciekawe, wreszcie odniósł się do sytuacji na południu Polski. Pierwszy raz od kilkudziesięciu godzin.
Poinformował, że tuż przed uroczystościami rozmawiał – przez telefon – z komendantem głównym Państwowej Straży Pożarnej. Do wpisu dołączono nawet zdjęcie z tej rozmowy.
– Polski rolnik wymaga wszechstronnej opieki ze strony państwa. Proszę ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego (był obecny na prezydenckich dożynkach – red.) o fundusze dla rolników dotkniętych klęskami żywiołowymi – dodał.
Dożynki prezydenckie na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego już dawno się zakończyły. Otoczenie Dudy do tej pory (niedziela 15 września, godz. 21:00) nie poinformowało, by prezydent pojawił się w regionach poszkodowanych przez powódź.
Być może Andrzej Duda czeka, aż woda opadnie?
Zdaje się potwierdzać to popołudniowy komunikat Jacka Siewiery, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
"Prezydent jest informowany o sytuacji, również w godzinach nocnych. Będziemy zastanawiać się nad dalszymi działaniami, natomiast przede wszystkim w krytycznej sytuacji trzeba pozwolić działać służbom. Limuzyny i konwoje na miejscu nie ratują ludzi. Nasze służby mają wielkie, międzynarodowe doświadczenie i nie ma potrzeby nikomu patrzeć na ręce. Prezydent uda się na miejsce, kiedy wizyta nie będzie utrudniała pracy w krytycznych godzinach i będzie wnosiła korzyść dla obywateli" – przekazał.
Obywatele są jednak nieco innego zdania. "Cóż, dobry gospodarz codziennie robi obchód swojego gospodarstwa"; "Polacy walczą o życie i swój dobytek, a prezydent bawi się w najlepsze na dożynkach"; "Gdzie jest prezydent naszego kraju w obliczu być może najbardziej tragicznej powodzi w historii Polski?"; "Czy naprawdę nie można było przełożyć tych dożynek o tydzień?" – zastanawia się suweren.