"To pośmiewisko, a nie modlitwa". Różańcem walczą z aborcją, ludzie kpią – oto Polska w pigułce
Publiczny Różaniec o Zatrzymanie Aborcji odbywa się w Polsce w wielu miastach i to regularnie, np. w każdą sobotę, albo tylko w pierwszą, czy w trzecią. Na rynku miast albo w innych znaczących punktach.
Zresztą sami organizatorzy informują, że są to "miejsca reprezentacyjne".
"Cała Polska pokrywa się siecią modlitwy. Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji to wołanie do Matki Bożej, aby pomogła zatrzymać w Polsce aborcyjną rzeź" – przeczytacie na ich stronie.
Nie zdawałam sobie sprawy, jaka to skala. Ale to naprawdę się dzieje. Choć tłumów zupełnie tam nie widać.
"Średniowiecze w XXI wieku" vs "Uwolnić się od zgubnych ideologii"
Warszawa, Szczecin, Opole, Tczew, Starogard Gdański, Częstochowa, Piotrków Trybunalski, Wrocław, Łódź, Poznań, Rzeszów...W wielu miejscach ludzie publicznie odmawiali lub odmawiają różaniec ws. zatrzymania aborcji. W "asyście" aborcyjnych banerów, które budzą społeczne oburzenie.
"Zło karmi się biernością dobrych ludzi. Działaj! Żeby nasza ojczyzna jak najszybciej uwolniła się od zgubnych ideologii" – wzywają.
W sobotę 28 września taka akcja miała miejsce w Mielcu, dzień wcześniej w Żywcu, na rynku, a zapowiedź wydarzenia odnotowały lokalne media. Komentarze? Głównie w jednym duchu: "Ciemnota", "Średniowiecze", "Cyrk jedzie", "To już jest pośmiewisko, a nie modlitwa", "Ten kraj cofa się do ery kamienia łupanego", "A co ma rynek do odmawiania różańca?" itp.
Latem byli m.in. w Raciborzu, w Krośnie i w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie informacja na jednym z lokalnych portali wygenerowała niemal 2 tys. komentarzy. Większość w rodzaju:
"To ja mam propozycję do tych modlących się. Zacznijcie pomagać rodzicom dzieci niepełnosprawnych", "Lepiej zróbcie zbiórkę dla dzieci z domów dziecka", "Średniowiecze w 21 wieku"....
W połowie września w Otwocku podczas różańca pojawiła się policja.
"Funkcjonariusze zakłócili nasz publiczny różaniec, zabrali nasze transparenty oraz usiłowali siłą wepchnąć jedną z wolontariuszek do radiowozu" – grzmieli uczestnicy.
W Poznaniu też było gorąco. Tu krzyczeli o ataku "proaborcyjnej grupy na modlących się ludzi".
"Aborterzy napadli na nasze zgromadzenie. Próbowali nam przeszkodzić i niszczyć sprzęt, zachowywali się jak zwierzęta! Koszmar!!!", "Zwolennikom zabijania dzieci przeszkadzało pokojowe zgromadzenie! Wyrywanie banerów i zagłuszanie różańca – oto 'maniery' lewackich awanturników" – niosło się w mediach społecznościowych.
Jak widać – z każdej strony emocje są.
Pytam więc księdza, co o tym myśli. Pytam lewicowego polityka z miasta, w którym już odbywał się taki różaniec. I pytam socjologa religii – jak to wszystko wygląda. Te wszystkie akcje publicznego odmawiania różańca, których – jak się wydaje – ostatnio jakby jest więcej.
Przed Sejmem, przed aresztami, na ulicach. W obronie ojczyzny, o odnowę moralną narodu, o zatrzymanie aborcji, czy np. – jak we wrześniu w Warszawie – przeciwko "bluźnierczemu spędowi" – bo tak grupa ok. 20 osób postanowiła zareagować na koncert w klubie "Proxima", gdzie "miało miejsce skandaliczne, satanistyczne wydarzenie, które wywołało nasze oburzenie i potrzebę publicznego świadectwa wiary".
Modlitwa modlitwą, każdej należy się szacunek. Ale czyż taka publiczna forma wyrazu jednak nie wywołuje efektu odwrotnego? I jak to się ma do postrzegania Kościoła?
Socjolog religii: "Mamy do czynienia z dwoma typami mentalności Polaków"
Prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska, socjolog religii, zaznacza, że jedni będą się z nich śmiać, ale inni nie.
– Ci będą się solidaryzować z głoszonym przesłaniem, wspierać demonstrujących emocjonalnie, a w komentarzach w mediach społecznościowych popierać. To dwie skrajne postawy wobec niecodziennego pojawienia się rozmodlonych ludzi z różańcami na ulicach miast. Zdecydowana większość społeczeństwa nie zwróci na nich uwagi, obojętna na to, co ich bezpośrednio nie dotyczy – mówi w rozmowie z naTemat.
– Od bez mała 10 lat w wybrany dzień miesiąca maszeruje ulicami polskich miast (raczej tych mniejszych) Męski Różaniec. Stało się to już tradycją, że zgromadzeni tam mężczyźni modlą się w aktualnie ważnych intencjach. Nie wiem, czy były badania socjologiczne, jak są oni odbierani przez lokalną społeczność – dodaje.
– Ci z różańcem myślą o atakujących, że "różaniec nie jest dla nich świętością, że wyśmiewając się z nich, szydzą z religii i Boga" – mówi.
Oni sami są odważni, gotowi publicznie głosić swoją wiarę, zwłaszcza wśród tych, którzy ich tak prześmiewczo traktują. W imię Boga gotowi są znieść wszystko, żadna ofiara nie jest za kosztowna, a ideały, które dla nich są ważne, warte są ich trudu. Traktują to jako swoją misję i powołanie. Nie wstydzą się swojej wiary, gotowi na poświęcenie swojej prywatności
Socjolog zaznacza, w ogromnym skrócie, w kontekście medialnych reakcji na te wydarzenia: – Skrótowo można powiedzieć, że mamy do czynienia z dwoma typami mentalności Polaków.
"Kuriozum zapożyczone z minionej epoki" vs. "Różaniec jak oręż"
– Jeden nacjonalistyczno-katolicki, a drugi liberalny i europejski. To są te dwie Polski. Jedna nowoczesna, racjonalna i świecka w myśleniu. I dla niej różańcowa modlitwa na ulicy to kuriozum zapożyczone z minionej epoki, odległe od tego, co widzą na Zachodzie. Dla niej polski katolicyzm tkwi we wzorach przeszłości, w ludowej tradycji związanej z wiejskim krajobrazem – komentuje prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska.
– A druga Polska myśli odmiennie. Polak to katolik, a Kościół jest ostoją polskości. Na różne sposoby odmienia: "Bóg, Honor, Ojczyzna". Gdy Bóg i Ojczyzna tego wymaga, biorą różaniec w dłonie jak oręż w obronie chrześcijańskich zasad życia – dodaje.
Widocznie inne sposoby zawiodły, że świeccy wierni biorą sprawy w swoje ręce. Zgromadzeni w publicznych miejscach modlą się o wstawiennictwo Matki Bożej. Nie zdają sobie sprawy, lub jest im to obojętne, że nie wszyscy pozytywnie odbiorą ich szlachetne intencje, że spotkają się z krytyką i społecznościowym hejtem.
Na publiczny różaniec o zatrzymanie aborcji Polacy reagują na przykład tak:
"Bardzo przykro patrzy się na ludzi, którzy modlą się o nienarodzone dzieci, zamiast pomóc potrzebującym", "Lepiej zróbcie zbiórkę dla dzieci z domów dziecka", "Lepiej się pomodlić o powodzian, a nie aborcję", "Ludzie tracą dach nad głową wskutek powodzi, ale największą tragedią jest aborcja"....
Nieustannie padają pytania, od czego są kościoły. Dlaczego odmawiający różaniec nie modlą się tam, tylko np. pod ratuszem?
Aż chce się zapytać, czy to w oczach innych w jakimś sensie nie ośmiesza samej modlitwy? Tak ważnej w końcu dla wiernych, którzy wolą odmawiać ją niekoniecznie tak publicznie?
Ksiądz: "Mogły odbywać się parady gejów i lesbijek, tak samo może odbywać się różaniec"
Ks. Radosław Rakowski, proboszcz poznańskiej Łaciny, mówi, że różaniec można odmawiać gdziekolwiek. I nie da się go obrazić.
– Po pierwsze, nie da się obrazić różańca, tak jak nie da się obrazić Boga. To człowiek może siebie poniżyć, czy ośmieszyć, obrażając Boga. Poza tym w Kościele jest wolność. Jeśli ludzie chcą mówić różaniec gdziekolwiek, to mogą. Każdy może też manifestować swoje poglądy. Jest demokracja. Mogły odbywać się parady gejów i lesbijek, tak samo może odbywać się różaniec – mówi w rozmowie z naTemat.
I jak, zaznacza, druga strona dokładnie tak samo mówi o Paradach Równości.
Co manifestujący różańcem chcą w ten sposób wyrazić?
– Jak ktoś mówi różaniec na ulicy, to manifestuje, że jest niezrozumiany. Że potrzebuje wysłuchania. Oczywiście, jedni mogą się tym przejąć, wysłuchać ich. A inni mogą ich atakować i eskalować konflikt. Oczywiście lewa strona też może powiedzieć: "To my się czujemy niewysłuchani, bo prawo aborcyjne jest zaostrzone". Ale tak naprawdę walczą o to samo – chcą mieć głos, chcą być słyszani – mówi.
Tak to punktuje:
– Tak samo jest z paradą gejów i lesbijek. Jeśli muszą wychodzić na ulice i manifestować, że powinna być tolerancja wobec nich, to znaczy, że jako społeczeństwo jeszcze musimy coś zrobić, żeby akceptacja była czymś normalnym. Żeby nikt nie musiał nic manifestować. Tylko żeby każdy mógł się czuć w naszych państwie dobrze. Tak naprawdę tu nie chodzi o różaniec – zaznacza.
Chodzi o demokrację. O to, żeby państwo było silne i troszczyło się o wszystkich, a nie że – w zależności, kto rządzi – będzie wahało się w jedną, czy drugą stronę. Chodzi o to, żeby nie napuszczać jednych na drugich, nie wykorzystywać tych nastrojów, ale prowadzić do rozmowy. Ale nauczyć się tolerować siebie nawzajem, szanować swoje poglądy, rozmawiać ze sobą bez hejtu. Sejm, Kościół, szkoła powinny być taką przestrzenią.
Polityk: "Autorytetu Kościoła nie zbuduje się w taki sposób, jak np. odmawianie różańca na ulicach"
Marcin Chłodnicki, polityk Lewicy, były wiceprezydent Kielc, nie ma nic przeciwko, by ktoś wychodził z różańcem na ulicę.
– Każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, również publicznie. Tak w Polsce jest skonstruowane prawo. Racją jest, że odpowiednim miejscem dla modlitwy jest Kościół. Ale nie mam nic przeciwko, by odbywało się to na ulicy. Jeżeli ja mogę wyjść na rynek w Kielcach, wywiesić transparent o legalnej aborcji, jeśli mogę mówić o tym przez megafon, to trzeba mieć na względzie, że ktoś może mieć inne zdanie – mówi w rozmowie z naTemat.
Podkreśla: – Chciałbym żyć w kraju, w którym takie rzeczy nie stanowią problemu.
Ale inna kwestia, jaki może to wywołać efekt w społeczeństwie. Bo też ma wrażenie, że może on być odwrotny od zamierzonego od tych, którzy się modlą.
– Ja nie jestem od tego, żeby mówić Kościołowi i wiernym Kościoła katolickiego, co powinni robić, żeby się umacniać. Niech sami sobie to wymyślają. Ale mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach Kościołowi brakuje autorytetów. I tego autorytetu nie zbuduje się w taki sposób, jak np. odmawianie różańca na ulicach. To nie jest dzisiaj forma, którą ludzie, którzy chcą się gdzieś odnaleźć duchowo, są w stanie uznać, że to dla nich – mówi.
Tu znów wyłania się potężny podział Polski i polaryzacja.
– Ludzie się kłócą przy stołach, na ulicach, bo ktoś jest lewakiem, a ktoś pisowcem. Ten podział zaczął się przekładać na wszystko. Ale winę ponosi też sam Kościół. Bo postawił się w jednej ze stron wojny polsko-polskiej. I mamy efekty. Każda akcja budzi reakcje – dodaje kielecki polityk.
Jaki wpływ takie akcje mają na wizerunek Kościoła?
Wiadomo, organizatorzy tych modlitewnych akcji, ale też ogólnie zwolennicy prawicy, bardzo burzą się na "lewackie reakcje". Traktują to jako atak na Kościół, na katolików.
Naprawdę, nie jest naszym zamiarem wyśmiewanie kogokolwiek. Ale skoro wywołuje to takie reakcje w części społeczeństwa, to aż samo nasuwa się pytanie, jaki może to mieć wpływ na wizerunek Kościoła, w którym ubywa wiernych, a uczniowie wypisują się z religii?
Czy bardziej to pomaga? Czy szkodzi?
– Wizerunkowo dla Kościoła pewnie nie zawsze jest to zręczne posunięcie wiernych – przyznaje prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska. Nie jest to dobry PR, można nawet powiedzieć, że wizerunkowo takie akcje bardziej szkodzą Kościołowi, niż jego pozycję wzmacniają. Zwłaszcza że młodych, otwartych na świat z Kościoła ubywa.
Tu socjolog zwraca uwagę, że Kościół w Polsce niedostatecznie dostosowuje się do współczesności, jak o to przed laty zabiegał papież święty Jan XXIII, zwołując Sobór Watykański II. Nadal aktualna jest sformułowana przed laty opinia, że Kościół w Polsce mentalnie pozostaje przedsoborowy.
I tak tkwi w tym stanie do dziś.
Czytaj także: https://natemat.pl/blogi/nietylko/360951,tak-wygladala-akcja-rozaniec-do-granic-w-tokarach