"To coś, czego absolutnie nie da się znaleźć w Polsce". Sprawdzamy, jak żyją bogacze w Iranie
W 2014 roku furorę robiło konto na Instagramie #RichKidsOfTehran, które ukazywało życie dzieci najbogatszych elit Iranu. Cały świat zobaczył wówczas, jak w kraju objętym sankcjami "bogate dzieci Teheranu" opływają w luksusach – mają najdroższe ubrania światowych marek, jeżdżą ferrari czy maserati, palą sziszę w basenie i mieszkają w willach, które przypominają pałace.
Jak jest tam dziś? W kraju pod reżimem ajatollahów, oskarżanym o sponsorowanie terroryzmu, który teraz zaatakował Izrael?
Jak słyszymy, młodzi szaleją drogimi samochodami. Stać ich dosłownie na wszystko. A między bogatymi a biednymi wyrosła gigantyczna przepaść.
– Najbardziej widoczne jest obnoszenie się z drogimi samochodami. W każdym mieście są takie miejsca, gdzie młodzi mężczyźni jeżdżą po okolicy i podrywają dziewczyny. Każdego dnia spotykają się też w określonych miejscach – mówi Bartosz Kapica, który od 10 lat mieszka w Teheranie i prowadzi biuro podróży dla Polaków Dwie Gazele z Iranu.
– To np. kawiarnia, czy cukiernia, w której słodycze – jak na warunki irańskie, czy polskie – kosztują szalone pieniądze. To są najbardziej znane, topowe miejsca w Teheranie. Cały czas są tam kolejki, cały czas jest pełno ludzi – opowiada.
Aein Ghobadi, Irańczyk mieszkający w Polsce, tłumacz polskiej literatury: – Mają ferrari, porsche, czy bugatti. Prawie w każdym dużym mieście w Iranie jest taka ulica, po której jeżdżą bez celu. To jest po prostu pokaz. Dużo osób chodzi tam, żeby zobaczyć te nowe samochody. Tam można poznać swoich partnerów.
Aein Ghobadi prowadzi kanał na YT Kot Perski o irańskiej kulturze. Raz zamieścił nagranie ze sklepu z luksusowymi samochodami:
– Przechodziłem obok i zastanawiałem się, kto je kupi. Po dwóch tygodniach dwóch, czy trzech samochodów już nie było, a te samochody naprawdę bardzo dużo kosztują. Przez cła są droższe o 300-400 proc. Jeśli samochód kosztuje 50 tys. euro, to w Iranie może kosztować 150-200 tys. I są chętni.
Koncerty w podziemiach, na dachach wieżowców
Mówimy Iran, myślimy "wróg Zachodu". Patrzymy przez pryzmat strachu i zagrożenia. Tymczasem kraj ten ma też inną twarz.
– Jeśli chodzi o dochody, życie górnej części społeczeństwa jest na szalenie wysokim poziomie. Wśród ludzi bogatych w Iranie są tak ogromne ilości pieniędzy, że młodzi nie wiedzą, co z nimi robić i na co wydać. To są dwa odrębne światy. Jakby państwo w państwie. To coś, czego absolutnie nie da się znaleźć w Polsce. U nas czegoś takiego nie ma. Nie mamy takich pieniędzy, nie mamy takiej rozpusty, robienie pieniędzy nie jest tak łatwe – mówi Bartosz Kapica.
Co na przykład robią bogaci Irańczycy?
– Ogromne imprezy z prywatnymi didżejami. Koncerty w podziemiach, czy na dachach wieżowców. Wszystko jest dla nich na wyciągnięcie ręki. Nie ma rzeczy, której nie można w takim miejscu kupić – opowiada.
Aein Ghobadi mówi, że to taka bananowa młodzież. W tym sensie Iran przypomina Polskę z czasów PRL.
– Urządzają imprezy z didżejem. Jest alkohol, są narkotyki. Dziewczyny i chłopaki, wszyscy razem. Do tego elegancki dom. A potem publikują filmy w internecie. Normalnie jest to w Iranie nielegalne. Ale to jest pokaz, że nas na to stać. Nie tylko na imprezę, na której jest wszystko – różne gatunki alkoholu, markowe ubrania i elegancki dom – ale też na to, żeby np. kupić policję – mówi.
Pozostałą część społeczeństwa coraz bardziej kłuje to w oczy.
– Bardzo często rozmawiamy o tym ze znajomymi. Uważamy się za klasę średnią i nie możemy pojąć, o co chodzi. Nas na to nie stać. A bardzo dużo osób ma iPhone'y i bardzo luksusowe samochody. Wyjeżdżają za granicę na wycieczki all inclusive, głównie do Turcji, bo tam nie potrzeba wiz, ale też do Dubaju. Dla mnie i moich znajomych oni są związani z reżimem. To mogą być dzieci wysoko postawionych i ważnych osób. Dlatego mają i pieniądze, i dużo wolności – opowiada.
Mówi, że dużo osób w Iranie wzbogaciło się przez sankcje i dużo osób na nich zarabia.
Jeśli to są ludzie związani z reżimem Islamskiej Republiki, to mają różne przywileje, np. po znajomości ktoś może dostać pozwolenie na importowanie produktów elektronicznych, związanych np. z komórkami, czy samochodów. Jak ktoś jest bardzo bogaty, mówimy, że najpewniej ktoś w tej rodzinie pracuje w Sepah, czyli armii w stylu Hezbollahu. USA też uznają ją za organizację terrorystyczną. Oni mają całą władzę w Iranie.
Sepah to inaczej Armia Strażników Rewolucji Islamskiej.
Ale ilu jest bogatych ludzi w Iranie?
Pisano o wysypie irańskich milionerów
W 2021 roku "Forbes" napisał, że nastąpiła tam wręcz eksplozja milionerów i był to największy wzrost liczby osób o najwyższych dochodach na świecie w tamtym czasie. Mimo szalejącej pandemii i sankcji okazało się, że w 86-milionowym Iranie było aż 250 tys. milionerów.
Bartosz Kapica przyznaje, w dużej części na pewno jest to związane z covidem, bo zawsze jest tak, że ogromna liczba ludzi bogaci się na trudnej sytuacji. Tu jednak nałożył się kryzys ekonomiczny wywołany przez sankcje ogłoszone przez Donalda Trumpa w 2018 roku.
– To miało zdecydowanie większy wpływ. Covid tylko spotęgował tę sytuację. I faktycznie w Teheranie, czy w dużych miastach jak Meszhed, czy Isfahan, bogata część społeczeństwa jest naprawdę widoczna i wyczuwalna – mówi.
Do tego w Iranie bardzo łatwo robi się pieniądze: – Jeśli ma się budżet początkowy, czyli pochodzi się z wyższej warstwy społeczeństwa, bo np. rodzice prowadzą duże firmy, to jeśli ktoś ma trochę oleju w głowie, bardzo łatwo jest zarobić ogromne pieniądze.
Jak?
– Prawo tu jest bardzo elastyczne. Nieegzekwowanie go, możliwość obchodzenia prawa w wielu miejscach przez różne znajomości, czy wręczenie gotówki w odpowiednich miejscach – to na pewno dzieje się w Iranie – opowiada.
Wzbogacili się na sankcjach
I tu znów dochodzimy do sankcji.
– Wiele osób niesamowicie wzbogaciło się na sankcjach. Spadek wartości waluty, wahania waluty – tylko na tym ludzie są w stanie zarobić duże pieniądze – tłumaczy Polak.
Wskazuje, że w Iranie są dwa kursy walut.
– Jeden jest oficjalny – na towary, które są kluczowe dla Iranu i on wynosi obecnie ok. 45-46 tys. riali za 1 euro. Kurs wolnorynkowy to obecnie 670 tys. riali. Na tym też da się świetnie grać. To również pozwala ludziom na zarabianie dużych pieniędzy – mówi.
Do tego dochodzi np. blokada importu samochodów czy innych towarów.
W Iranie nie można np. wprowadzić do użytku iPhone'ów 14, 15 i 16. W ogóle nie można ich zarejestrować, co też niesamowicie sztucznie winduje ceny innych telefonów, np. Iphone'a 13. To samo jest z samochodami. Rynek importowania ich z zagranicy był zamknięty do ubiegłego roku. Teraz samochody powoli docierają, ale ich ceny są szalone.
Efekt? Dochodzi do absurdów.
– 7-letni samochód, np. toyota hilux, w Polsce kosztowałaby ok. 20 tys. euro, tu kosztuje 100 tys. euro. Cena wynika z ogromnego cła importowego i tego, że samochody są w Iranie niedostępne. Ogromna liczba osób jest w stanie zarabiać na tym duże pieniądze. I to rozciąga się na wiele innych gałęzi – tłumaczy Bartosz Kapica.
Podaje przykład polskiej marki Bielenda, którą widział w drogerii w Teheranie.
Pomadka, która w Polsce kosztuje ok. 15 zł, w Iranie kosztuje ok. 60 zł. I jest na to zbyt, ponieważ jest ogromna liczba osób, która ma dużo gotówki. Dlaczego? Ponieważ w Iranie w zasadzie nie płaci się podatków. One są szalenie niskie. System podatkowy państwa dopiero jest uszczelniany, ma pełno luk.
"Tam jest mnóstwo niesamowicie drogich samochodów"
Ilu dziś może być milionerów w Iranie? Nie znajdziemy takich danych.
– Bogactwo na pewno jest i takich ludzi jest sporo. Irańczycy są świetnymi biznesmenami. Pomnażaniu pieniędzy sprzyjają niedoprecyzowane przepisy podatkowe i prawne. Trudno policzyć, ilu jest zamożnych ludzi w Iranie. Znalezienie wiarygodnych danych statystycznych dotyczących Iranu jest trudne. Trzeba to brać pod uwagę – mówi dr Sylwia Surdykowska-Konieczny z Zakładu Iranistyki UW.
– Wystarczy pojechać do górnego Teheranu i zobaczyć samochody jeżdżące ulicami, czy wejść do restauracji w górnym Teheranie. Są to luksusowe miejsca, na miarę Paryża czy innych miast europejskich – dodaje. – To dotyczy oczywiście przede wszystkim wielkich metropolii i obraz ten nie jest reprezentatywny dla całego Iranu.
Gdzie więc najbardziej widać bogatych?
– Szczególnie w górnym Teheranie. Tam jest ogromna mnóstwo drogich samochodów, jak mercedesy AMG, najdroższe wyposażeniowo wersje BMW, czy samochody rzadkie – mówi Bartosz Kapica.
Aein Ghobadi opowiada: – W większości irańskich miast, szczególnie w Teheranie, bogaci mieszkają zawsze na północy. Jeśli mieszkamy na północy Teheranu, to znaczy, że jesteśmy naprawdę bogaci. Domy i mieszkania są tam bardzo drogie.
Pokazał te wille polskim znajomym, którzy przyjechali do Iranu. Każdy stwierdził, że to są bardziej pałace. – Sklepy spożywcze nie sprzedają tu nic po 1 zł, czy 2 zł. Bo tu wszyscy są bogaci i im się nie podoba, jak coś jest tanie – mówi.
Galerie handlowe też robią wrażanie. Ale po czym jeszcze widać bogactwo Irańczyków?
Mają kilka mieszkań, wyjeżdżają za granicę
– Zasobni Irańczycy posiadają wiele nieruchomości. Mają kilka mieszkań. Jadąc przez górny Teheran, widzi się ogromne, luksusowe wieże apartamentowców. Każdy ma saunę i ogromny basen w podziemiach albo na dachu. To jest standard. Podczas wizyty Ronaldo w Teheranie padło porównanie, że nie byłoby go stać na wille, które są na sprzedaż nad Morzem Kaspijskim – mówi Polak.
Samoloty? Jachty?
– Ciężko jest w Iranie kupić samolot. Nawet irańskie linie lotnicze mają problemy z zakupem samolotów, czy nawet części zamiennych, które są obłożone sankcjami. Dlatego tego typu zakupy dla osób prywatnych są bardzo trudne. Irańczycy dopiero uczą się wydawania pieniędzy i tego, co można z nimi zrobić. To jest coś nowego. Minie trochę czasu, zanim dojdzie do tego, że będą kupować jachty – mówi.
Wyjeżdżają za to za granicę, co bez pieniędzy może być trudne:
– Irańczykom ciężko jest wyjechać z kraju. Mężczyźni nie mogą wyjechać przed spełnieniem dwuletniej służby wojskowej. Jednak w przypadku zamożnych Irańczyków nie jest problemem, żeby np. mogła wyjechać kobieta. Większym jest uzyskanie wizy na Zachód, choć to również da się zrobić.
Trzeba tylko przekazać do banku odpowiednią kwotę, jako zabezpieczenie, że się wróci. Żeby uzyskać wizę Schengen do Europy na dwa tygodnie trzeba zapłacić ok. 15 tys. euro.
Przypomnijmy, to ten zgniły Zachód...
– Dużo dzieci polityków ma obywatelstwo amerykańskie, kanadyjskie, angielskie. I mieszkają w tych krajach. Raz na jakiś czas politycy sami siebie czepiają o to – wtedy ktoś tłumaczy, że pojechały tam studiować i zbierać wiedzę, żeby potem służyć nam – mówi Aein Ghobadi.
Dr Surdykowska-Konieczny: – Irańczycy, których na to stać, wysyłają dzieci do Europy, żeby tam studiowały. 20 lat temu w Polsce było niewielu Irańczyków. Przyjeżdżali tu w ramach stypendiów na podstawie umów międzynarodowych. Teraz w Warszawie jest ich mnóstwo.
Bardzo często mają po dwa, trzy telefony. Szpanują
Ale jest jeszcze coś. Polak w Iranie i Irańczyk w Polsce wskazują na pewną widoczną cechę. To szpan. Popisywanie się. Chęć pokazania swojego statusu. Dobrze widać to na przykładzie iPhone'ów.
– Urządzenia, które są uważane za towary luksusowe i zupełnie zbędne w Islamskiej Republice, są niemożliwe do zarejestrowania. Taki telefon po miesiącu przestaje tu działać. Owszem, wszystkie funkcje działają, ale nie można zadzwonić z karty sim. Mimo to mnóstwo osób posiada takie telefony i je kupuje. Bo jest to symbol statusu – mówi Bartosz Kapica.
I tu wyłania się pewien paradoks. – Irańczycy bardzo często mają po dwa, trzy telefony. Np. jeden iPhone 13 Pro Max, który działa normalnie, ale też najnowszy model iPhone'a, żeby po prostu był w kieszeni. Z jakiegokolwiek innego powodu, np. bo robi lepsze zdjęcia – opowiada Polak.
Aein Ghobadi opowiada zaś, jak kiedyś jego dziewczyna, Polka, kupiła w ciuchlandzie spodnie za 15 zł i cieszyła się, że są super: – Ja byłem w szoku, bo w Iranie jest całkiem odwrotnie. Ktoś kupił spodnie i chwali się, że kupił za 500 zł. Im więcej, tym lepiej. Tam są szmateksy, ale dla biednych.
Brzmi to, jak swoiste zjawisko społeczne.
Bartosz Kapica mówi, że w Iranie są fasady: – Wszystko jest fasadą. Jeśli spojrzymy na każdą część życia Irańczyka, to one są bardzo widoczne. To inaczej szpanowanie. Tak to społeczeństwo jest skonstruowane.
Opowiada też, jak kobiety inwestują w swój wygląd. Robią dużo operacji plastycznych, zaczynając od operacji nosa: – Nosy w Iranie są większe, a Irankom podobają się zdecydowanie mniejsze. Operacje nosa to standard i dotyczy to również mężczyzn. Ogromna liczba Irańczyków ma operowany nos. Jest to bardzo widoczne. Potem jest powiększanie ust i piersi. Ostatnio jest moda na operacje warg sromowych.
Ale widać też rewolucję emancypacyjną: – Kobiety zaczęły zrzucać chusty z głowy i usamodzielniać się od mężczyzn. Wiele z nich zaczyna pracować na własny rachunek. Mamy kobiety w Iranie, które są prawnikami i bardzo dobrze zarabiają, lepiej od mężczyzn. W ogóle nie myślą o ślubie.
Potrafią pożyczyć pieniądze, żeby kupić nowy telefon
Jednak szpanowanie dotyczy nie tylko najbogatszych.
Aein Ghobadi mówi, że ogólnie Irańczycy potrafią pożyczyć pieniądze, żeby kupić nowego iPhone'a: – I dużo osób to robi. Biorą kredyty, żeby kupić iPhone'a, dobry samochód, willę poza miastem. A potem oszczędzają.
W kraju, jak wspomnieliśmy na początku, jest olbrzymia dysproporcja społeczna.
– Jest bardzo wielu ludzi bogatych, ale jest też bardzo wielu biednych. Aby dostrzec to zjawisko, wystarczy przemieścić się z górnego Teheranu w dolne rejony miasta, gdzie mieszkają ludzie biedniejsi albo pojechać na prowincję do mniejszych miast lub wsi – mówi dr Sylwia Surdykowska-Konieczny.
Na YouTube jest trochę nagrań, które pokazują tę różnicę.
Wszyscy mocno podkreślają ten podział.
Bartosz Kapica: – Przed 2018 rokiem była rozbudowana warstwa średnia. Nauczyciel z dwójką dzieci był w stanie zabrać rodzinę do restauracji dwa, trzy razy w tygodniu. Dziś jest to absolutnie niemożliwe. Warstwa średnia została zerodowana do zera. Teraz mamy ogromnie rozbudowaną warstwę podstawową, która otrzymuje minimalną, głodową pensję. I warstwę, która dorobiła się dużych pieniędzy.
Zarobki minimalne, jak mówi, to dziś ok. 80 euro miesięczne: – To absolutnie nie wystarcza na zapewnienie minimalnych potrzeb, nawet żywieniowych, jeśli ktoś chciałby mieszkać samodzielnie. Nie mówiąc już o wynajęciu mieszkania.
"Przeciętny Irańczyk jest w bardzo ciężkiej sytuacji"
Ghobadi pamięta, że 7-8 lat temu jako tłumacz zarabiał ok. 800-900 euro. A teraz przeciętny Irańczyk zarabia 200-300 euro. Nie stać go zakup komórki, samochodu, laptopa.
– Przez zawirowania walutowe przeciętny Irańczyk jest w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej. Teraz tak naprawdę klasy średniej, jaką kiedyś znaliśmy, nie ma. Ona nie istnieje – mówi.
Podaje taki przykład. Kiedyś w sklepie zawsze dostawał za darmo nóżki kurczaka dla kotów. 10-15 lat temu myślał, że to tylko dla zwierząt. Teraz w sklepach je sprzedają i nie są one tanie: – Byłem w szoku. Myślę, że dla ludzi ta rzeczywistość to nowość.
Dlatego wciąż chcą pokazać, że jeszcze na coś ich stać.
– Kiedyś uważaliśmy, że jesteśmy bogatym narodem i stać nas na dużo. Oceniamy też innych, że są biedni. Nawet moi znajomi czasem oceniają, że Polska jest biednym krajem. Ale teraz ich nie stać, żeby kupić telefon, więc są w stanie oszczędzać i brać kredyty, żeby pokazać: "Jednak ja nie jestem biedny". Bieda istnieje, ale jest coś takiego, co nie pozwala, żeby to było widać. To honor ludzi. To powoduje, że jeszcze tak tej biedy nie widać. Nie chcą się poddawać – mówi.
"Frustracja skierowana jest w stronę rządu"
Ale słyszę też, że czuć frustrację.
Aein Ghobadi: – Irańczycy mówią, że ponad 10 lat temu nawet lubili sankcje. Uważali, że skoro oni nie mają dobrego życia, to przez sankcje reżim zacznie żyć tak, jak oni. Ale dużo osób zaczęło na sankcjach zarabiać. I w rzeczywistości bogaci stali się dużo bardziej bogaci. A biedni biedniejsi.
Dlatego w kraju są też zwolennicy wojny. Bo myślą, że skoro sankcje nie pomogły, może ona pomoże.
– Mamy dwa oblicza życia. Z jednej strony bieda, z drugiej bogactwo. I tak samo z jednej strony coś jest nielegalne, a z drugiej to się robi – mówi.
Polak w Iranie: – Ta frustracja jest skierowana w stronę rządu, a nie tych, którzy posiadają pieniądze. Według nich to rząd doprowadza do takiego kryzysu, że ludzi po prostu na nic nie stać.
Przypomina, że zaczęło się od sankcji wprowadzonych przez Trumpa. A potem doszła błędna polityka monetarna. Całą sytuację potęguje zaś to, że irański rząd wciąż realizuje ideę tzw. rewolucji islamskiej i odcinania się do Zachodu.
– Ludzie mówią, że winowajcą jest rząd. A sprzedawcy windują ceny, bo wiedzą, że i tak towar zostanie kupiony – mówi.
Ciężko jest zrozumieć Iran, kiedy patrzymy z zewnątrz
Jego biuro jest jedynym, które bez przerwy organizuje wyjazdy do Iranu. Polaków przyjeżdża mało, grupy są maksymalnie 9-osobowe. – Winna jest antyirańska propaganda. Straszenie wojną. Oczywiście obecnie napięcie jest wyższe, ale nie jest tak, jak przestawiają media, że dojdzie do wojny. Nie jest to taka skala, jak było w kwietniu – mówi.
Uważa, że Iran jest jednym z najbezpieczniejszych krajów świata. Ale na Zachód nie dociera obiektywny obraz, jak tu jest, bo wielu Irańczyków stamtąd ucieka. A docierając na Zachód, mają negatywnie nastawieniu do kraju, z którego uciekli.
Dlatego jak słyszę, ciężko jest zrozumieć Iran, kiedy patrzymy na niego z zewnątrz.
– Bardzo często popełniany jest błąd, że Iran to kraj arabski. To nieprawda. Iran to kraj muzułmański, ale nie arabski – zaznacza iranistka.
Aein Ghobadi mówi zaś, że to nie jest wcale taki pobożny naród:
– Po dwóch i pół roku w Polsce czuję, że Polska jest bardziej religijnym krajem. Ja słucham np. metalu. Kilkukrotnie, nawet wśród znajomych, słyszałem komentarze: "Jak możesz", "Nergal porwał biblię". W Iranie nigdy nikt nie zwrócił mi na to uwagi. A w Polsce słyszałem pytania, czy jestem satanistą.
Czytaj także: https://natemat.pl/571522,atak-iranu-wobec-izraela-co-to-znaczny-dla-sytuacji-na-bliskim-wschodzie