"Nie było żadnej mobilizacji wojskowej". Polka z Seulu mówi nam, jak wygląda teraz sytuacja

Natalia Kamińska
03 grudnia 2024, 20:10 • 1 minuta czytania
Prezydent Korei Południowej Yoon Suk-yeol ogłosił nagle we wtorek wprowadzenie stanu wojennego. Na terenie parlamentu pojawiły się siły specjalne, ale parlamentarzystom udało się wejść do środka. Przegłosowali następnie wniosek o zniesienie decyzji głowy państwa, co w środę nad ranem zostało zaakceptowane przez Yoon Suk-yeola. Redakcji naTemat.pl udało się wcześniej porozmawiać z Polką, która obecnie przebywa w Seulu. Jak stwierdziła, wieczorne wydarzenia "to jest naprawdę absolutny szok".
W Korei Południowej jest stan wojenny. Polka mówi o sytuacji na miejscu. Fot. Lee Jin-man/Associated Press/East News

We wtorek (3 grudnia) prezydent Korei Południowej Yoon Suk-yeol ogłosił nagle, że zostaje wprowadzony stan wojenny. Podczas konferencji prasowej przekonywał, że chce "wyeliminować siły propółnocnokoreańskie i chronić konstytucyjny porządek".


– Poprzez stan wojenny odbuduję i ochronię wolną Republikę Korei, która pogrąża się w otchłani narodowej ruiny – powiedział w przemówieniu transmitowanym w telewizji. I dodał: – Wyeliminuję siły antypaństwowe tak szybko, jak to możliwe. Prosił też ludzi, aby w niego uwierzyli i tolerowali "pewne niedogodności" z tym związane.

Stan wojenny w Korei Południowej będzie jednak zniesiony

Agencja AP przypominała, że Yoon Suk-yeol, którego notowania w ostatnich miesiącach spadły, ma problemy z forsowaniem swojego programu w parlamencie kontrolowanym przez opozycję. Konserwatywna Partia Władzy Ludowej prezydenta znalazła się w impasie w sprawie m.in. przyszłorocznego projektu ustawy budżetowej.

Wieczorem czasu lokalnego na terenie parlamentu pojawiły się nawet siły specjalne, ale parlamentarzystom udało się wejść do środka. Przegłosowali następnie wniosek o zniesienie decyzji głowy państwa. W głosowaniu wzięło udział 190 deputowanych z 300-osobowego parlamentu. Nad ranem w środę agencje podały, iż prezydent postanowił jednak znieść stan wojenny.

Redakcji naTemat.pl udało się przed tą decyzją porozmawiać z Polką, które przebywa obecnie w Seulu. – O tym, co się dzieje, dowiedziałam od znajomej, która mieszka w Seulu. Przeczytała ona o tym w sieci – powiedziała nam Aneta Zabiegała. Dodała, że cała sytuacja zaczęła się jakieś cztery godziny temu (rozmawialiśmy po godz. 18:00 czasu polskiego). W Korei była zatem noc.

Z mojej perspektywy to było bardzo stresujące, bo jestem tutaj sama i tak zastanawiałam się, czy nie powinnam wyjechać z kraju. Sytuacja wyglądała dosyć nerwowo – opowiedziała. Polka zdecydowała się, że tak zrobi – jutro wylatuje z Seulu do Polski.

Polka, która przebywa w Seulu: To jest naprawdę absolutny szok

Nasza rodaczka zawodowo pracuje w restauracji i również szef poinformował ją, co się dzieje. – Podesłał mi takie ogólne informacje oraz taką prognozę, że być może zostanie ta decyzja o wprowadzaniu stanu wojennego anulowana, bo po prostu opozycja się na nią nie zgodzi – opisała.

W okolicy, w której przebywa pani Aneta, sytuacja wydaje się być spokojna. Nie ma tam większej obecności wojska czy innych służb. – Nie, raczej to wszystko jest skumulowane w centrum miasta. Nie mieszkam w centrum, więc ja nic takiego nie widzę – przekazała.

Z jej obserwacji wynika również, że w hotelu, w którym się znajduje, nie ma paniki w związku z tą sytuacją. – Tu jest bardzo dużo osób. Też się raczej nic nie dzieje – powiedziała.

Polka wspomniała jednocześnie, że polska ambasada jest dość daleko od jej miejsca pobytu, co też nieco ją stresuje. – Polska ambasada jest ode mnie dosyć daleko, ale jest bliżej tego centrum wydarzeń. I to też spowodowało w sumie jakiś taki stres – podkreśliła, dodając, że pomyślała, iż "gdyby się sytuacja zaogniła, to ma kawał drogi do ambasady".

Pani Aneta dopytana, czy coś zapowiadało wtorkowe wydarzenia, powiedziała, że "nie". – To jest naprawdę absolutny szok – wskazała.

Wspomniała przy tym, że poprzedniego dnia zwiedzała trochę miasto, w tym część, gdzie jest dużo monumentalnych budynków rządowych. – Tam nic nie zapowiadało żadnego poruszania, nie było żadnej mobilizacji wojskowej. Po prostu zwykły dzień w Seulu – w bardzo nowoczesnym mieście – opowiadała.

Naszej rodaczce trudno sobie wyobrazić, że sytuacja się zaostrzy i dojdzie do większych zamieszek, gdyż jej zdaniem ludzie w Korei żyją "według takiego bezpiecznego schematu ukierunkowanego na karierę". – Jest to po prostu obrazek, którego nie potrafię sobie w żaden sposób w taką stronę przekonwertować – podsumowała.

Reakcja USA i Polski na wydarzenia w Korei Południowej

Dodajmy jeszcze, że na wydarzenia w Korei zareagowały szybko władze USA. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu powiedział dziennikarzowi Barakowi Ravidowi, że administracja Joe Bidena jest w kontakcie z rządem Korei Południowej i "uważnie monitoruje sytuację".

Do wydarzeń odniósł się też polski szef MON. "Monitorujemy sytuację polityczną w Korei Południowej. Jesteśmy w stałym kontakcie z naszym attache w Seulu, a także jego koreańskim odpowiednikiem w Polsce. Otrzymaliśmy zapewnienie w imieniu MON od wiceministra obrony Il Sunga, że nasza współpraca i realizacja kontraktów zbrojeniowych nie jest w żaden sposób zagrożona" – napisał Władysław Kosiniak-Kamysz.