Syn Jacka Braciaka musiał pozwać rodziców. Zdradził kulisy procesu dotyczącego zmiany płci

Weronika Tomaszewska-Michalak
12 stycznia 2025, 15:49 • 1 minuta czytania
Transpłciowy syn Jacka Braciaka zagościł ostatnio w programie porannego pasma Polsatu. Zdradził tam kulisy procesu, który musiał wytoczyć rodzicom, aby móc zmienić swoją płeć. – Należy usiąść po przeciwnych stronach sali sądowej z własnymi rodzicami i odpowiadać na pytania obcego człowieka o to, jak wygląda moje życie prywatne – opisywał z przykrością.
Konrad Braciak o korekcie płci. Fot. YouTube / 7 metrów pod ziemią

Jacek Braciak w 2021 roku dokonał ojcowskiego coming outu. W wywiadzie na łamach magazynu "Zwierciadło" wyznał, że ma transpłciowego syna. – Jestem ojcem dwóch córek i syna. Dlatego, że moja córka okazała się mężczyzną w swojej istocie, w swoim wnętrzu, myśleniu, więc w tej chwili mam syna. Miałem kiedyś córkę Jadwigę, a teraz mam syna Konrada. I tak, myślę, że moje dzieci to ludzie wolni – mówił.


Potem sam zainteresowany ujawnił, czy nie ma żalu do ojca, że o jego transpłciowości dowiedziała się cała Polska. – Absolutnie nie – dobrze się stało. Miałem łzy w oczach, gdy tata powiedział mi o wywiadzie. Nie potrzebowałem tego, bo wiedziałem, że tata się mnie nie wstydzi, jednak był to ogromny wyraz akceptacji. Tym bardziej że dany publicznie – powiedział.

Syn Braciaka o procedurze zmiany płci. Musiał pozwać rodziców

W niedzielnym wydaniu (12 stycznia) "Halo tu Polsat" pojawił się Konrad Braciak. Opowiedział o procedurze zmiany płci, którą na szczęście ma już za sobą. Nie da się jednak ukryć, że ta kwestia nie jest jeszcze odpowiednio uregulowana w polskim prawie i wiąże się z przykrymi kulisami.

Sytuacja zmusiła Braciaka do pozwania rodziców. – Ja do moich rodziców nic nie mam. Gdyby procedura tak nie wyglądała w Polsce, to bym ich nie pozywał, bo nie mam o co. Ale praktyka sądownicza jest taka, że należy kogoś pozwać.(...) To jest pozew o ustalenie płci. Tak to się nazywa. Ale o co ja pozywam moich rodziców, to nie mam jasności – przyznał.

Taki proces jest trudny. Należy usiąść po przeciwnych stronach sali sądowej z własnymi rodzicami i odpowiadać na pytania obcego człowieka o to, jak wygląda moje życie prywatne, jak wyglądają moje plany dotyczące mojego ciała – co nie jest, wydaje mi się w jakikolwiek sposób przedmiotem zainteresowania. Są zadawane pytania, zupełnie niezwiązane z tematem. Na przykład pytania o to, z kim się jest w relacji romantycznej, jakiej płci jest ta osoba. Czy jakaś relacja w ogóle jest. To pytanie zostało zadane nie mnie, a mojej mamie (...) To jest często proces bardzo upokarzający. Mój nie był taki zły. Dostałem osobę biegłą, która nie zadawała tego typu pytań.Konrad Braciak

Przypomnijmy, że o cieniach takiego procesu wspominała też swego czasu transpłciowa aktywistka Maja Heban. W rozmowie z Anną Dryjańską z naTemat autorka książki "Godność, proszę. O transpłciowości, gniewie i nadziei" zdradziła: – Nasi rodzice, jako pozwani, otrzymują pełną treść pozwu, włącznie z dokumentacją biegłych, często powoływanych na zapas, by dać sądowi dodatkową podkładkę.

– A w papierach biegłych może kryć się na przykład kabaretowy kwestionariusz opracowany przez autorytet polskiej seksuologii, prof. Lwa Starowicza, w którym musimy odpowiadać na pytania, czy uważamy naszych rodziców za atrakcyjnych, o czym myślimy podczas masturbacji, kiedy mieliśmy swój pierwszy raz, jakie pozycje lubimy. I tym podobne i tak dalej. Takie informacje dostają pocztą nasi rodzice – zwróciła uwagę Heban we wspomnianym wywiadzie.