– Mam świadomość, że jak będę karmiła dziecko piersią w sali plenarnej, to niektórzy do tego podejdą nie jak do naturalnej czynności, tylko jak do obnażania się. Takie głosy też mogą się pojawić – stwierdza w rozmowie z naTemat posłanka Nowoczesnej, Kornelia Wróblewska. Póki co posłowie od prawa do lewa na dziecko w Sejmie reagują bardzo dobrze. – Dziś jedna z posłanek PiS-u odwiedziła mnie w pokoju. Druga zaczepiła i powiedziała: "słuchaj, pamiętaj, ja jestem pielęgniarką, gdybyś potrzebowała jakiejś pomocy, to od razu dzwoń". Nawet minister Elżbieta Rafalska chciała zobaczyć dziecko. Mówiła, że też jej się urodziła wnuczka. Nie było żadnego negatywnego spojrzenia. Nie słyszałam głosów typu: "po coś tu z nią przyszła" – opowiada nam posłanka.
Córkę mam przy sobie codziennie, ponieważ karmię ją piersią. W najbliższym czasie zaplanowałam sobie, że trzy dni będę w Sejmie, a dwa w biurze lub w terenie. No i tak to też wygląda. Na przykład w najbliższy poniedziałek otwieram biuro regionalne w Białej-Podlaskiej, to moje rodzinne strony. I też oczywiście jadę tam z Tosią. Będzie mi towarzyszyła albo mama, albo siostra. Zawsze ktoś ze mną jest.
Czyli do Sejmu nie chodzi pani sama z dzieckiem, ale także z dodatkowym opiekunem dla małej?
Oczywiście, że nie chodzę do Sejmu sama z Tosią. Mam świadomość, że ona musi mieć dobre warunki, a ja – komfort pracy. Tosia jest ze mną, ale mamy w hotelu poselskim przystosowany pokój z łóżeczkiem, przewijakiem. Jest z nami babcia, a ja normalnie pracuję i biegam na karmienie. Są natomiast sytuacje, że babcia nie może być z nami cały dzień. Wtedy Tosia towarzyszy mi podczas obowiązkowych zajęć, jak komisje czy głosowania. Czasami pomaga też mąż, jeśli nie ma żadnej rozprawy. Ale cały czas jesteśmy razem.
Zapewne już czytała pani w sieci na swój temat, że jest pani "nieodpowiedzialną matką", że "płacą pani za pracę w Sejmie, a nie zajmowanie się w tym czasie dziećmi".
Trochę czytałam, ale nie wszystko. Stwierdziłam, że to jedna wielka głupota. Krótko tylko odpowiedziałam na te komentarze: że jestem z dzieckiem, że karmię piersią w miejscach publicznych i pobieram 500+. To że Tosia jest ze mną, a nie na przykład w żłobku, świadczy tylko o tym, że ją kocham i dbam o nią. Mam ją cały czas przy sobie, w każdej chwili mogę stąd wyjść, jeśli zajdzie taka potrzeba. Poza tym warto pamiętać, że kobiecie przysługuje urlop macierzyński, rodzicielski i wychowawczy. Posłance już nie. Owszem, mogłabym nie pracować, ale jeśli mogę to łączyć, to dlaczego miałabym z tego rezygnować?
A w Sejmie dziecko nie przeszkadza, nie rozprasza?
Tak jak mówiłam: ze mną przez cały czas jest ktoś, kto mi pomaga. Nie jest to też obca osoba, ale ktoś z rodziny, kto małą zna, kto przebywa z nami także w domu. Z drugiej strony nie noszę jej cały czas na rękach, dlatego w każdej chwili mogę zająć się tym, czym potrzeba. Mam ten komfort, że mam płacone, więc nie musiałabym chodzić do pracy. Ale chcę to robić, ponieważ zostałam wybrana na ważną funkcję i jestem zobowiązana w stosunku do wyborców. I nie rozumiem wpisów, w których zarzucają mi: dostała dobrą fuchę, zaciążyła i zaraz kolejne dziecko będzie. Takie głosy też czytałam. Nie, ja naprawdę pracuję. Mimo ciąży i macierzyństwa. To wszystko można ze sobą pogodzić.
Zadeklarowała pani, że będzie karmiła piersią w miejscach publicznych. Również w sali plenarnej?
Dzisiaj w Sejmie nie ma głosowań. Odbędą się one dopiero w nocy, wtedy Tosia będzie już spała w domu pod opieką taty. A ja przyjadę na głosowanie. Ale jutro głosowania są od 9:00 do 17:00. Prawdopodobnie przez większość czasu będę z Tosią na sali plenarnej. I jutro na pewno będzie taka sytuacja, że będę karmiła dziecko piersią na sali plenarnej. To nie tylko kwestia jedzenia. Niemowlęta przy piersi są po prostu dużo spokojniejsze.
A jak posłowie reagują na dziecko w Sejmie?
Wielu posłów mnie pytało o karmienie piersią. A wręcz zachęcało, bym to robiła w Sejmie. Mówili, że nie mają nic przeciwko. Są też pozytywne głosy ze strony parlamentarzystów PiS i innych partii. Wczoraj miałam wiele rozmów z posłami od Kukiz'15, PLS. Posłowie Platformy Obywatelskiej przychodzili do nas, głaskali i robili sobie zdjęcia z Tosią.
Dziś jedna z posłanek PiS-u odwiedziła mnie w pokoju. Druga zaczepiła mnie i powiedziała: "słuchaj, pamiętaj, ja jestem pielęgniarką, gdybyś potrzebowała jakiejś pomocy, to od razu dzwoń". Nawet minister Rafalska chciała zobaczyć dziecko. Mówiła, że też jej się urodziła wnuczka. Nie było żadnego negatywnego spojrzenia. Wszyscy reagują bardzo pozytywnie.
Nie ma głosów typu: "po coś tu z nią przyszła". Posłowie też są rodzicami i doskonale wiedzą jak wygląda nasza praca. Dlatego rozumieją, że albo będę z dzieckiem w pracy, albo nie będzie mnie w polityce.
W 2003 r. dwutygodniową córkę próbowała w australijskim parlamencie karmić piersią Kirstie Marshall. Ale wyproszono ją z sali. Nie obawia się pani, że i w pani przypadku tak to się skończy?
Nie wiem, zobaczymy. Prawda jest taka, że Sejm jest miejscem bardzo przychylnym młodym matkom. Dostałam pokój przystosowany do tego, bym mogła przebywać w nim z dzieckiem. Tu nie ma żadnych problemów, ale z sali plenarnej do hotelu poselskiego jest kawałek. Nie ma dogodnego, ustronnego miejsca obok sali plenarnej, bym mogła tam wyjść i ją nakarmić. A nie wyobrażam sobie, że będę to robiła na korytarzu.
To forma oswajania posłów i społeczeństwa z karmieniem dziecka piersią, co wciąż budzi niemałe kontrowersje?
Karmienie piersią jest rzeczą bardzo naturalną. I wydaje mi się, że trzeba społeczeństwo oswajać z tym, że to zupełnie normalne. PiS jest bardzo pro-life, nie tylko 500+, ale i ustawa zaostrzająca prawo aborcyjne. To pokazuje, że są za macierzyństwem, dziećmi, rodziną. A karmienie piersią jest rzeczą wpisaną w macierzyństwo. I nie wyobrażam sobie sytuacji, by ktoś miał mnie za to karać albo wypraszać.
Dziś w Sejmie głosowanie nad dwoma projektami zmian w ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Jakie jest pani stanowisko w tej sprawie?
To są bardzo trudne kwestie. Zachowam takie stanowisko, jakie miałam podczas poprzednich głosowań w sprawie tych ustaw. Jestem zdecydowanie przeciwna zaostrzeniu prawa aborcyjnego, ponieważ uważam, że to odbieranie kobietom możliwości decydowania o nich samych.
Osobiście nigdy nie dokonałabym aborcji. Jak byłam w ciąży, to lekarz proponował nam różne badania, również z całego pakietu genetycznego. Po to, by sprawdzić, czy u dziecka nie ma wad. Doszliśmy z mężem do wniosku, że poza tymi podstawowymi badaniami, innych robić nie będziemy. Nawet jeśli wyszłoby, że płód jest uszkodzony, to i tak urodziłabym to dziecko. To było dla mnie oczywiste. Nowoczesna poprze projekt "Ratujmy Kobiety"?
Tak, natomiast nie ukrywam, że ja mocno się nad tym zastanawiam. To projekt, który wprowadza do polskiego prawodawstwa wiele bardzo potrzebnych zmian, np. edukację nt. życia w rodzinie już od zerówki, punkty informacyjne i poradnicze prowadzone przez samorządy, a w ich ramach darmową antykoncepcję, czy też zniesienie recept na antykoncepcję awaryjną. Ale są tam również zapisy, które poruszają trudne kwestie moralne. Jestem też teologiem, więc wiedza, którą posiadam, trochę komplikuje moje liberalne podejście do wielu spraw. Jeszcze zastanawiam się nad tym, co zrobię, ponieważ w tym projekcie są też zapisy, pod którymi jako kobieta i matka bym się nie podpisała.
Na przykład?
Nie podpiszę się pod tym, by aborcję dokonywaną do 12 tygodnia traktować jako antykoncepcję. Przed chwilą nosiłam swoje dziecko w brzuchu i czułam jego ruchy. 3-miesięczny płód to dla mnie dziecko, a nie zapłodniona komórka. Antykoncepcja ma chronić przed zajściem w ciąże. Dlatego usuwanie 12-tygodniowego płodu nigdy nie będzie antykoncepcją.
Nie jestem w stanie też podpisać się pod zapisem, który mówi, że 15-letnie dziewczyny same mogą decydować o tym, co zrobić z ciążą, którą w sobie noszą. I mogą pójść bez wiedzy rodzica czy też opiekuna prawnego do lekarza i dokonać aborcji. Mam dylemat, co zrobić, możliwe, że nie wezmę udziału w tym głosowaniu. Nie mamy dyscypliny w tej kwestii, bo to sprawa światopoglądowa.
Wczoraj media krzyczały tytułami: "posłanka Nowoczesnej przyszła do Sejmu z córką Jarosława Kaczyńskiego". Zdziwiła panią reakcja i zainteresowanie mediów? Przecież Agnieszka Pomaska już parę lat wcześniej pojawiała się w Sejmie z dzieckiem.
Z zawodu jestem dziennikarką, więc wiem, jak się tworzy media. Od początku wiedziałam, że to dla państwa będzie jakiś dobry temat jak się rzuci nazwisko mojego męża.
No tak, Jarosław Kaczyński i drugie imię córki – Maria, Maria Kaczyńska.
Od dziecka chciałam mieć córkę, która będzie miała na imię Maria. Ale pech chciał, że znalazłam dla niej ojca, który nazywa się Jarosław Kaczyński. I mój mąż powiedział: "kochanie, szanuje twoją wolę i marzenia, ale nie róbmy tego dziecku". Więc syn wybrał pierwsze imię dla naszej córki – Antonina. A na drugie daliśmy jej Maria.
Mam świadomość, że jak będę karmiła, to niektórzy do tego podejdą nie jak do naturalnej czynności, tylko jak do obnażania się. Takie głosy też mogą się pojawić.
No właśnie – nie obawiała się pani negatywnych reakcji np. ze strony posła PiS Dominika Tarczyńskiego, który ma specyficzne podejście do samych kobiet. A co dopiero, jak pani wyciągnie pierś i zacznie karmić córkę..
Mogę powiedzieć tylko tyle: niech przyjdzie w takiej sytuacji i powie mi to prosto w oczy. Mam świadomość, że są mężczyźni, którzy własne żony zamykają w domach. I nic z tym nie zrobimy. Każdy ma prawo do własnych poglądów. A jeśli karmienie piersią mu przeszkadza, to niech nie patrzy.