fot. Maciej Stanik
Reklama.
1. Ósma Kolonia
Muszę się przyznać, że Żoliborz wyjątkowo nigdy nie był mi po drodze, a Mokotów – tudzież graniczące z nim dzielnice – od prawie 16 lat w pełni zaspokaja(ł) moje potrzeby, także kulinarne. Przepraszam, wstyd mi, od dziś to się zmienia. I w zasadzie powinnam powiedzieć tylko jedno: MUSICIE tu przyjść, przyjechać, przylecieć. To prawda, co powiadają… czekają tu na was po prostu dobrzy ludzie i naprawdę dobre jedzenie. Chyba najlepsze, jakie jadłam w ostatnim czasie.
logo
Fot. Maciej Stanik
Zapomniałam dodać, że to wege jedzenie? To nawet dobrze, że nie od tego zaczęłam. Po jednej wizycie tutaj nie będzie to miało dla was żadnego znaczenia. Uwierzcie – to jedzenie broni się samo w sobie. Bez ideologii, bez dietetycznych rekomendacji i bez obowiązujących kulinarnych trendów. I tak właśnie miało być.
logo
Fot. Maciej Stanik
Michał i Zuzanna Marchoccy doskonale wiedzą, jak bogata w smaki i jak pozytywnie działająca na człowieka może być kuchnia wegetariańska. Sami tak jedzą od lat i tego uczą swoje dzieci. To kuchnia doprawiona jednak nie tylko ziołami, aromatami, kolorami, ale także autentyczną pasją do jedzenia i dzielenia się nią z innymi. Choć w Ósmej Kolonii jest w stu procentach wege – zero produktów pochodzenia zwierzęcego, to wpadają tu – a jakże - zagorzali mięsożercy, którzy po pierwszym szoku poznawczym – po prostu wracają. Dlaczego? Bo dzięki takim pozytywnym freekom wiedzą, że można jeść inaczej: lepiej, ciekawiej, zdrowiej, po prostu smacznie. Ale jak smacznie!
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
Byłam na zapleczu, w spiżarni, gdzie naprawdę nie uświadczy się widoku jakichkolwiek półproduktów, oszukańczych serów czy białego cukru. Wszystko z ekologicznych, certyfikowanych upraw. Kasze, ryż, makaron. Świeże warzywa i zioła przywożone z np. z „Ogródka św. Izydora”, cukier trzcinowy nierafinowany, mąka tylko orkiszowa, ser bez podpuszczki zwierzęcej, oliwa. Żadnego oszukaństwa, bo tu nic niczego nie musi udawać.
logo
Fot. Maciej Stanik
W karcie znajdziecie zarówno dania wegańskie, jak i wegetariańskie. Nie jest długa, za to zmienna, co zawsze się chwali. Oszaleć można już na punkcie przystawek, np. Gua Bao – orkiszowej bułeczki przełożonej sosem orzechowym, tofu, boczniakiem i chutneyem z cebulki. Szczerze mówiąc, jest to tak sycące, że w zasadzie można by na tym poprzestać. Ale szkoda by było nie spróbować doskonałych zup, zwłaszcza Laksy – kremowej, kolorowej słodko-kwaśnej i megadobrej! W środku znajdziecie pieczoną dynię, tofu, uprażone orzeszki ziemne, tajską bazylię, kiełki. Jak mówi Michał – sztos! Potwierdzam. Przybywajcie! Przyjmują tu wszystkich, niemal bez pukania…
Ul. Słowackiego 15/19, Facebook
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
logo
Fot. Maciej Stanik
2. Ambasada
Potraficie jeść oczami? Tu się z pewnością można tego nauczyć, bo zanim człowiek – nawet na wielkim głodzie – zabierze się za konsumowanie, długo będzie się wpatrywał w misternie ułożoną kompozycję. A jeśli prawdą jest – a jest – że jesteś tym, co jesz – to tu się po prostu zakochasz w sobie.Jedzenie nie tylko jest tu zdrowe, w myśl kuchni RAW, nie poddawane termicznej obróbce, ale także naprawdę pięknie podane. Podobnie jak niewielkie wnętrze. Białe, szlachetne, pełne kwiatów, z wygodnymi kanapami. Elegancko, a jednak bardzo przytulnie – jakby trochę na przekór tym wszystkim surowym potrawom, którym energii i życia dodają soczyste kolory kurkumy, buraków, marchwi.
logo
Fot. Maciej Stanik
Na dłuższą metę pewnie nie dałabym rady tylko z rawfoodowym menu – alergia na niektóre warzywa by mnie zwyczajnie wykończyła, ale uczciwie powiem, że dla kilku dań, zaryzykowałabym ponownie – choć i niepotrzebnie, bo kuchnia otwarta jest na wszelkie modyfikacje i specjalne ustalenia składu dania ze względu na pokarmowe nietolerancje. Tak, jestem w stanie uwierzyć, że dla wielu wegan, wegetarian i witarian miejsce to jest prawdziwą i bezpieczną ambasadą zdrowia i świadomego podejścia do jedzenia. Co mi smakowało?
Zjecie tu przede wszystkim przepyszne raw-pieczywo z ziaren i nasion, suszone – nie pieczone. To z niego przygotowywany jest wegański burger przełożony suszonymi pomidorami, ogórkiem i cukinią. Do tego – frytki z kalarepy obtoczone w curry, do złudzenia przypominające te z ziemniaków (podobno dzieci dają się nabrać). Szczerze jednak polecam niezwykłą wręcz w smaku lasagne raw, w której „makaronem” są plastry cukinii przełożone trzema sosami: aromatycznym, słodko-pikantnym pomidorowym i absolutnie wspaniałym sosem z orzechów nerkowca – i to właśnie dla niego tu powrócę. Spaghetti z surowej marchewki – niezwykłe doświadczenie, choć spoza mojej bajki. Ale Ambasada to nie tylko „surówki”. Zjecie tu także ciepły bulion rybny albo aromatyczną indyjską zupę dahl. A na deser… szarlotkę i kokosowe praliny z buraków (naprawdę warto spróbować).
ul. Foksal 1, Facebook
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
logo
Fot. Maciej Stanik
3. Veg DeliPiękna kamienica na Powiślu, a w niej bezpretensjonalne, jasne, dizajnerskie, a jednak przytulne wnętrze, które od trzech lat codziennie wypełniają inne zapachy i smaki. A ludzie, których można tu spotkać, jakby szczęśliwsi, spokojniejsi, tacy niespieszący się… I właśnie dla tej spokojności ducha, a i rozkoszy podniebienia warto tu przyjeżdżać. Pani Joanna Szachowska, właścicielka, posiadła zdaniem wielu stałych tutejszych bywalców – magiczną moc uzdrawiania zarówno duszy, jak i ciała. Trzeba przyznać, że po jednej wizycie tutaj człowiek wychodzi naprawdę jakby lepszy.
"People who love to eat are always the best people!” – przeczytacie na drzwiach restauracji i od razu poczujecie, że to także o was. A w jedzeniu, które znajdziecie w menu Veg Deli, naprawdę można się zakochać, bo jest nie tylko zwyczajnie (a w zasadzie niezwyczajnie) pyszne, ale także – w co wielu wciąż wątpi, myśląc o wegańskim talerzu – piękne, wykwintne, elegancko podane. Nie znajdziecie tu szaro-buraczanych paciaj, ale seksowne kompozycje, które kusić będą wielością smaków, warstw, połączeń. Każdy element tutaj jest inny, inaczej smakuje, jest wam lekko na żołądku i jesteście zafrapowani jedzeniem. To idealne miejsce także na randkę – pierwszą i każdą kolejną.
Zacznijcie od pieczonych lekkich kulek z komosy ryżowej albo babeczki z polenty i parmezanu z dodatkiem szałwii, fig i buraków, a już będzie wam dobrze. Dostaniecie też tutaj modny ramen z domowym kimchi, tofu, jajkiem poché, makaronem ryżowym, pieczarkami i szczypiorem oraz absolutnie wspaniały krem z marchewki z mlekiem kokosowym, popcornem, kolendrą i dressingiem z chilli oraz malin. Dla sałatożerców polecam fasolkę szparagową podawaną na ciepło z komosą ryżową, cieciorką, natką pietruszki, świeżym szpinakiem, fetą i czerwoną karmelizowaną cebulą, a do tego z dressingiem kolendrowo-chrzanowym. Mniam. Fantastyczne są tu także – uwaga! – pierogi ruskie podawane na pieczonych warzywach korzeniowych z parmezanem i śmietaną. No i absolutnie fantastyczne, codziennie inne ciasta – to z oreo i masłem orzechowym jest po prostu obłędne.
ul. Radna 14, Facebook
logo
Veg Deli
4. Youmiko Vegan Sushi
Wegańskie sushi? Ale że jak… tak bez ryby maślanej, tuńczyka, łososia, krewetki? A jeśli nawet tak, to co w zamian i jak to smakuje? Powiem wam jedno – mięsożerne niedowiarki – smakuje wspaniale! I choć uwielbiam klasyczne rolki nadziane rybami wszelkiej maści, to to, co wyczyniają w Youmiko brodaci sushi masterzy, naprawdę jest znakomitą alternatywą. Choć zima i wczesna wiosna nie obfitują jeszcze w pełen przekrój świeżych warzyw i owoców, to jednak i to, co można zjeść teraz, wystarczy, by rozkręcić kulinarną wyobraźnię na temat letnich sushi-wege-wariacji.
Uprzedzam – miejsca tu niewiele, a gości chętnych w nadmiarze. Dlatego, jeśli chcecie przekonać się na własnym podniebieniu, o czym mówię, bezpieczne zróbcie rezerwację. A warto. Dlaczego?
Jeśli podstawą dobrego sushi jest dla was idealnie ugotowany ryż – z czym moim zdaniem sporo klasycznych suszarni sobie nie radzi, tu dostaniecie ryż idealny: nie tylko dobrej jakości, ale i o perfekcyjnej konsystencji: delikatny, błyszczący, nie za miękki i nie za bardzo sklejony. No i ten zaskakujący środek, warzywna wariacja na temat Japonii. Okazuje się, że np. bakłażan z porem, kwaśną tykwą, ogórkiem i awokado do złudzenia może przypominać rybę, polecam zwłaszcza torcik ryżowy owinięty bakłażanem do tego awokado i prażone wakame. Z kolei nigiri z boczniaka z pędami wasabi wyglądają jak kawał pieczonej wołowiny. Takie niegroźne oszukaństwo. Zresztą warto spróbować tu wszystkich smaków, co umożliwi spory, szesnastodaniowy zestaw degustacyjny (wystarczający w zupełności dla dwóch osób). Na mieście już się mówi, że Youmiko ma szansę stać się najlepszą suszarnią w stolicy. I myślę, że bliskie jest to prawdy.
ul. Hoża 62, w poniedziałki – nieczynne. Facebook
logo
Youmiko Vegan Sushi
5. Lokal Vegan Bistro
Schabowe, makaron z truskawkami, kotlety, żurek, tatar, chamburger, zimne nóżki… Nie, to nie pomyłka. Zjecie tu prawdziwy domowy obiad, tyle że w wersji full wege. Tak sobie myślę, że to idealna opcja dla początkujących – tych, którzy odczuwają jeszcze skutki odstawienia mięsa i pokusę choćby krótkiego spojrzenia na nie. To bistro samoobsługowe, urządzone w stylu baru mlecznego: kilka drewnianych stolików, lada przy oknie, a przy niej wysokie stołki. Wystrój w sam raz pasujący do serwowanych tu dań, które wypisano na papierze pakowym rozwijanym z rulonu podwieszonego pod sufitem – taka odmiana od czarnych tablic i kredy. Niech jednak nie zniechęci was ten nieco studencki klimat – w porze lunchu zobaczyć też można tutaj napalonych na wege-chambuksy wyelegantowanych panów. Trzeba jednak przyznać, że choć jedzenie tu wyborne, na romantyczną kolację przy świecach raczej bym tu nie liczyła. ul. Krucza 23/31, Facebook
logo
Lokal Vegan Bistro

Napisz do autorki: agata.daniluk@natemat.pl