
Rząd zerwał kontrakt na dostawę śmigłowców "Caracali". Tak brzmi suchy komunikat. Tymczasem za decyzją kryją się nie tylko zakamuflowane przepychanki polityków, lotniczych lobbystów i ministerialnych urzędników. W Łodzi płaczą, bo była nadzieja na pracę i to przy wykorzystaniu najnowszych technologii. Nawet uruchomiono dla studentów Politechniki Łódzkiej nowy, lotniczy kierunek. Oni znajdą pracę, ale nie w rodzinnym mieście. Może wybiorą ścieżkę, jak Tomasz Krysiński, który do Łodzi sprowadził biuro konstrukcyjne firmy produkującej "Caracale". Teraz i on ponownie wyemigruje?
REKLAMA
– To jest czarny dzień dla Łodzi. Wiele osób, z którymi rozmawiam nie tylko politycy, ale i zwykli mieszkańcy Łodzi jest rozczarowanych. Są... po prostu wściekli. Łódź traci ogromną szansę. Nie tylko ona, cały kraj i armia, która przegrała na rzecz leśnych band uzbrojonych w kije, czyli obrony terytorialnej – mówi Paweł Bliźniuk, wiceprzewodniczący Rady Miasta Łodzi ostro komentuje decyzję rządu w sprawie "Caracali".
Śmigłowce Airbus Helicopters dla polskiej armii wybrane były za poprzedniego rządu. Antoni Macierewicz, obecnie minister MON wielokrotnie krytykował rozstrzygnięcie przetargu. Wielu polityków PiS twierdziło, że kontrakt powinien trafić do "polskich" fabryk w Mielcu i Świdniku. Nie on jednak zerwał rozmowy tylko Ministerstwo Rozwoju. Urzędnicy tłumaczyli się, że powodem ich decyzji były niezadowalające efekty negocjacji o tzw. offsecie. Zwycięzcy kontraktu mieli zainwestować kwotę równoważną zamówieniu, czyli ponad 13,5 mld zł.
– No cóż, rozmowy w tych sprawach są tajne. W ciągu roku tylko dwa razy opinia publiczna została poinformowała o negocjacjach. To mało. Powinna wiedzieć więcej, taki zwyczaj informowania jest na Zachodzie – komentuje Bartosz Głowacki ze "Skrzydlatej Polski".
Bezcenny kapitał w głowach
Za suchymi komunikatami urzędników kryją się nie tylko animozje polityków czy walka lobbystów. Te decyzje uderzają w zwykłych obywateli. W tym przypadku w wielu młodych absolwentów Politechniki Łódzkiej. W ubiegłym roku powstał nawet kierunek związany z lotnictwem. To efekt współpracy z Airbus Helicopter, które biura już powstały w Łodzi. Teraz na uczelni wyczekują rozwoju sytuacji.
Za suchymi komunikatami urzędników kryją się nie tylko animozje polityków czy walka lobbystów. Te decyzje uderzają w zwykłych obywateli. W tym przypadku w wielu młodych absolwentów Politechniki Łódzkiej. W ubiegłym roku powstał nawet kierunek związany z lotnictwem. To efekt współpracy z Airbus Helicopter, które biura już powstały w Łodzi. Teraz na uczelni wyczekują rozwoju sytuacji.
– Mamy już zapewnienie od firmy, że nasza współpraca zostanie podtrzymana. Nasi studenci drugiego roku są obecnie we Francji, na stażach zdobywają nieocenione doświadczenie. Na razie sytuacja dla nich się nie zmieni, ale gdy skończą za dwa, trzy lata, to już ma ogromne znaczenie. Będą szukać pracy w innych firmach – komentuje prof. Krzysztof Jóźwik z Politechniki Łódzkiej.
Łódź to nie margines
Łódzka uczelnia może pochwalić się zdolnymi studentami, którzy oprócz wiedzy mają też fantazje. Na jednym litrze paliwa przejechali 830 km, budują marsjańskie łaziki.
Łódzka uczelnia może pochwalić się zdolnymi studentami, którzy oprócz wiedzy mają też fantazje. Na jednym litrze paliwa przejechali 830 km, budują marsjańskie łaziki.
Oni z pewnością znajdą pracę. Nawet studenci nowego kierunku, dla nich otwarta jest kariera za granicą. Tymczasem Aibus Helicopter oferował przyszłość dla łodzian, na miejscu, w nowych technologiach, które przydałyby się Polsce. Profesor Jóźwik nie kryje oburzenia:
– Jak słyszę argument polityków, że śmigłowce mają być budowane w polskich zakładach to chce zapytać ich, kto jest właścicielem zakładów w Świdniku i Mielcu? "Caracale" zamierzano produkować w oparciu o współpracę z łódzkimi Wojskowymi Zakładami Lotniczymi. Ich właścicielami jest państwo. I co ważniejsze, rozmawiałem z kolegami z Politechniki Rzeszowskiej, współpraca tamtejszych firm lotniczych z nimi jest marginalna. U nas francuska firma zainwestowała w biura, w naszych studentów. Ich wiedza jest kapitałem. Pewnie teraz ta współpraca nie będzie miała tego impetu.
Wiceprezes potraktowany, jak stażysta
Tomasz Krysiński to już w Łodzi człowiek-legenda. Jest absolwentem Politechnik Łódzkiej, ale też wiceprezesem z Airbus Helicopters odpowiedzialnym za badania, innowacje i rozwój. Zaczynał w tej firmie jako stażysta, aż w końcu konstruował "Caracala". Jemu też przypisuje się sprowadzenie największej lotniczej firmy w Europie do Łodzi. Powstał nawet zakład produkujący na potrzeby branży lotniczej. Na stronie firmy są ogłoszenia o pracę.
Tomasz Krysiński to już w Łodzi człowiek-legenda. Jest absolwentem Politechnik Łódzkiej, ale też wiceprezesem z Airbus Helicopters odpowiedzialnym za badania, innowacje i rozwój. Zaczynał w tej firmie jako stażysta, aż w końcu konstruował "Caracala". Jemu też przypisuje się sprowadzenie największej lotniczej firmy w Europie do Łodzi. Powstał nawet zakład produkujący na potrzeby branży lotniczej. Na stronie firmy są ogłoszenia o pracę.
W opinii z września tego roku Krysiński chwali sobie współpracę z macierzystą uczelnia: – Rozpoczęła się znaczącym udziałem jej pracowników w projekcie budowy hybrydowego śmigłowca X3 – do dziś najszybszego wiropłata na świecie. W oparciu o doświadczenia i możliwość zatrudnienia wysoko wykwalifikowanych inżynierów, kształconych przez Politechnikę Łódzką w języku angielskim i francuskim, AH otworzył w Łodzi w 2015 r. biuro projektów, które dziś zatrudnia 40 inżynierów. Docelowo nowe konstrukcje lotnicze opracowywać będzie 100 osób.
Jeden ze jego współpracownik (prosi o zachowanie anonimowości) zastanawia się, jak decyzja rządu wpłynie na losy łódzkiego konstruktora.
– Sądzę, że zachwieje jego pozycję w ogólnych strukturach firmy. Przecież nas reprezentował i promował. Chciał, aby Polska była jednym z filarów tej największej firmy lotniczej. Marzył, aby i u nas się odrodziła ta branża – komentuje.
Żałoba w poradzieckich śmigłowcach
Marzenia o potędze lotniczej w Łodzi były duże. Możliwe, że nie uda się ich już zrealizować.
Marzenia o potędze lotniczej w Łodzi były duże. Możliwe, że nie uda się ich już zrealizować.
– Nasze Wojskowe Zakłady Lotnicze ledwo już zipią. Kontrakt był dla nich nadzieją na przetrwanie. Wraz z ich likwidacją pracę straci setki ludzi w Łodzi, ale też w Dęblinie – komentuje Paweł Bliźniuk, wiceprzewodniczący Rady Miast Łodzi .
Airbus Helicopters nie zabrał jeszcze oficjalnego stanowiska. Trwa wyczekiwanie. Nie wszystko bowiem stracone. Jednym z wyjść jest odwołanie się francuskiej firmy od decyzji ministerialnych urzędników do sądu.
– MON może ogłosi ponowny przetarg na śmigłowiec wielozadaniowy i firma ponownie wystartuje. Czeka nas również jeszcze jeden przetarg na śmigłowiec uderzeniowy. To też spore zamówienie – komentuje specjalista lotniczy, Bartosz Głowacki.
To jednak oznacza dalsze przesuwanie w czasie realizacji zamówienia dla polskiej armii. Tymczasem wojsko latać będzie na jeszcze poradzieckich śmigłowcach. Decyzja rządu o zerwaniu kontraktu wzbudziła aplauz w Świdniku i Mielcu.
A Łódź oficjalnie komentuje, ustami Marcina Masłowskiego, rzecznika jej prezydent: – To bardzo przykra wiadomości dla Łodzi. Mamy nadzieję że przyszły zwycięzca nowego przetargu będzie chciał skorzystać z doświadczenia i potencjału łódzkich Wojskowych Zakładów Lotniczych. Mamy doskonałą kadrę wykwalifikowanych mechaników, inżynierów i świetne zaplecze naukowe na Politechnice Łódzkiej.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl
