
Reklama.
Wygląda więc na to, że powinniśmy pomóc Bartłomiejowi Misiewiczowi w znalezieniu innej, porządnej pracy. Bo choć co chwilę spływają kolejne, często sprzeczne informacje, co do jego przyszłości, wiele wskazuje na to, że jego kariera w pierwszym rzędzie dobiega końca. To powinno być coś, co będzie odkupieniem za popełnione grzechy, uleczy czy chociaż skoryguje najpoważniejsze schorzenia młodego urzędnika: arogancję, rozbuchane ego i uderzenia wody sodowej, o których mówiła nawet posłanka PiS Joanna Lichocka
Kasjer w dyskoncie
Prawdziwe życie, prawdziwi ludzie, najtrudniejsza praca w Polsce i w dodatku za niewielkie pieniądze. Dokładne przeciwieństwo tego, czym zajmował się Bartłomiej Misiewicz w Ministerstwie Obrony Narodowej. Toczył przecież boje z wyimaginowanym przeciwnikiem w sprawie "dezinformacji medialnych, wymierzonych w bezpieczeństwo państwa". W dodatku inkasując nieprzyzwoitą pensyjkę: wynagrodzenie zasadnicze (6 070 zł), dodatek funkcyjny (1 810 zł), dodatek specjalny (4 121,24 zł). To kwoty brutto. W sumie 12 tys. zł. (dane MON po interpelacji posła Nowoczesnej Adam Szłapka)
Jako kasjer mógłby liczyć na 2550-3300 zł brutto na początku pracy w Lidlu, ewentualnie 2300-2600 zł w Biedronce. Opisywaliśmy, że taka praca potrafi każdemu otworzyć oczy na prawdziwy świat.
Książka o pracy z ministrem
"Skandalizujący, ekshibicjonistyczny dokument o prywatnym życiu najważniejszych urzędników, ich sposobie bycia za kulisami, osobistych tajemnicach. Publiczna "spowiedź" jednego z nich przeplatana jest dynamicznymi fragmentami najlepszych wystąpień szefa MON". Tak wyglądałyby recenzje najgorętszej politycznej książki czy filmu ostatnich lat. O ile Misiewicz wykorzystałby wolny czas na spisanie swoich wspomnień. Opis zaczerpnęliśmy od słynnego dokumentu "W łóżku z Madonną". Jego reżyser Alek Keshishian miał możliwość filmowania Madonny z zaskoczenia w nieprzewidzianych sytuacjach.
Chcemy tego! Zobaczyć, jak pracuje i podejmuje decyzje Antoni Macierewicz. To byłoby także wyjaśnienie najważniejszego wątku całej historii z Bartłomiejem Misiewiczem. Jak ktoś zupełnie bez doświadczenia stał się najbliższym współpracownikiem ministra, kierującego ważnym resortem obrony narodowej? Dodatkowo po publikacji Misiewicz mógłby ruszyć w trasę po Polsce, by podczas wykładów inspirować młodych ludzi. Z jego kariery można przecież wyłowić pouczające wnioski.
Zaczyna jeszcze raz, od zera
"Misiewicze" to hasło opisujące ludzi, którzy trafili na intratne stanowisko dzięki politycznej protekcji, a nie ciężkiej pracy i kompetencjom. Bartłomiej Misiewicz mógłby jeszcze udowodnić Polakom, że naprawdę jest utalentowanym 26-latkiem, a swój błyskawiczny awans zawdzięcza talentowi, pracowitości i oddaniu. Jak? Wstaje z kolan i zaczyna od zera.
Bierze udział w rekrutacji na szeregowe stanowisko w MON, a potem ciężką pracą przez kilka lat udowadnia, że jest genialny w czymkolwiek, czym się zajmuje. Oto wyzwanie. Ministerstwo Obrony Narodowej właśnie poszukuje "specjalisty do spraw nieodpłatnego przekazywania mienia ruchomego Skarbu Państwa podmiotom społecznym w Oddziale Analiz i Ochrony Środowiska Departamentu Infrastruktury". Trzeba mieć ukończone studia i rok doświadczenia w pracy. Praca pod tym samym adresem co poprzednio, ale bez limuzyny, apanaży itd.
Praca w Drive Inn
"Kurier Elbląski" opisywał, że młody urzędnik potrafił niczym panisko zajechać limuzyną na sygnale do McDonald's. Karma wraca. Ten grzech mógłby odkupić podejmując pracę jako pracownik okienka drive in jakiegokolwiek z fastfoodów. Na przykład sieć McDonald's gotowa jest przyjmować osoby bez kwalifikacji, które podejmą pracę po przeszkoleniu. Płaca? 13 złotych na godzinę lub etat ze zbliżonym do minimalnego wynagrodzeniem.
Pomysł na taką karę zaczerpnęliśmy z popularnego serialu "Na imię mi Earl". Jego bohater, cwaniak i kombinator Earl po pechowym wypadku zaczął wierzyć w karmę. Postanowił więc stworzyć listę wszystkich złych uczynków i po kolei naprawiać swoje życiowe błędy.
Wszystko to jest jednak tylko zabawą umysłową, bo jak się domyślacie, Antoni Macierewicz nigdy nie przyzna się do popełnionego błędu. Kiedy podano informację, że "sprawa Misiewicza została zakończona", po niespełna godzinie zaprzeczyło jej na Twitterze Ministerstwo Obrony Narodowej, a następnie sam Bartłomiej Misiewicz.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl